Do Wiecznie żywego byliśmy z M nastawieni tak, jak do Krudów . Jednak po ostatnim pozytywnym zaskoczeniu, jakie zaserwowała nam wspomniana animacja, postanowiliśmy, że sięgniemy i po Wiecznie żywego . Czego oczekiwaliśmy po filmie reklamowanym jako romans z zombie w roli głównej? Myśleliśmy, że, z racji panującej mody na zombie oraz ogromnej popularności sagi Zmierzch , dostaniemy właśnie połączenie obu tych elementów - Zmierzch w wersji zombie. Kto się domyśla, jakie były nasze odczucia po obejrzeniu filmu? Na początku króciutko o czym jest Wiecznie żywy . Film - swoją drogą ekranizacja książki Isaaca Marion o tym samym tytule (za którą swoją drogą mam zamiar sięgnąć), jest opowieścią uczuciu. Uczuciu łączącym R z Julie. Uczuciu specyficznym, bo R jest zombie, a Julie człowiekiem z krwi i kości. Motyw jest więc prosty i stary jak świat - miłość. W Wiecznie żywym teoretycznie można się czepiać wielu rzeczy - wielu rzeczy czepiają się bowiem recenzenci i recenzenci-amatorzy na r
Recenzje. Jakie tylko chcecie. Filmowe, książkowe, płytowe... Oczywiście z ogromną przewagą tych filmowych :)