Po świątecznym leniuchowaniu przyszedł czas na odrobienie filmowych zaległości :) Po dłuższej przerwie od produkcji z RDJ'em obejrzałam Urodzonych morderców tym samym definitywnie żegnając się z radosnym, pogodnym klimatem Wielkanocy. Zanim zdecydowałam się właśnie na ten obraz, nieco o nim poczytałam i dowiedziałam się, że jest to dzieło, które stylem przypomina filmy Quentina Tarantino. Osobiście za dziełami pana Tarantino nie przepadam - do tej pory nie przebrnęłam chociażby przez Kill Bille czy Pulp Fiction , jakby nie patrzeć już klasykę kina. Cóż jednak miałam zrobić, kiedy postawiłam sobie za cel zapoznanie się z CAŁYM filmowym dorobkiem Downey'a, a Urodzeni mordercy znajdowali się na tej liście? Zacisnęłam zęby i włączyłam film. http://www.impawards.com/ Pierwsza próba obejrzenia filmu zakończyła się niepowodzeniem - zasnęłam po jakichś 30 minutach. Dopiero za drugim podejściem udało mi się zobaczyć film w całości. I, o dziwo, moje odczucia są, nie wierzę że to
Recenzje. Jakie tylko chcecie. Filmowe, książkowe, płytowe... Oczywiście z ogromną przewagą tych filmowych :)