Grawitacja to jeden z najświeższych filmów, jaki obecnie mamy możliwość zobaczyć w kinach. W Polsce możemy ją zobaczyć zaledwie od 3 dni, bo swoją premierę film miał 11 października. Wybraliśmy się z M na seans zachęceni ogromną ilością pozytywnych komentarzy na temat tej produkcji. Czy było warto? Odpowiedź poniżej.
Grawitacja opowiada historię pary astronautów - Ryan Stone (tej roli Sandra Bullock) oraz Matthew Kowalsky'ego (George Clooney), którzy walczą o przetrwanie po tym jak ich stacja kosmiczna ulega zniszczeniu. O fabule wystarczy powiedzieć tylko tyle, bo na prawdę - nawet gdyby się chciało, nie da się dodać nic więcej. Dlaczego?
Film Alfonso Cuarona należy bowiem do gatunku tych, które się ogląda, a nie skupia na fabule. Pod kątem wizualnym Grawitacja jest majstersztykiem. Efekty specjalne, jakie mamy okazję zaobserwować na kinowym ekranie po prostu zwalają z nóg. Ukazany w filmie obraz kosmosu jest tak realistyczny, że ma się wrażenie, jakbyś sami w nim byli. Oskar w kategoriach technicznych wydaje się być murowany - no chyba że na wyżyny wzniosą się spece od strony wizualnej w Hobbicie: Pustkowie Smauga. Ale jak dla mnie z pozytywnych aspektów filmu to by było na tyle. Bo poza efektami specjalnymi w Grawitacji nie ma dosłownie nic. Fabularnie film jest kosmiczną pustką, która i tak została niemiłosiernie rozciągnięta na półtoragodzinny seans.
Kiedy wychodziliśmy z M z sali kinowej i wsłuchiwaliśmy się w opinie innych ludzi dało się zauważyć, że film wywołał dwie skrajne reakcje. Jedni uważali, że był genialny, drudzy, że strasznie nudny. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Film w ogóle mnie nie zainteresował. Kiedy idę do kina oczekuję bowiem więcej niż kilka ładnych ujęć. Chcę zobaczyć historię, a tego w Grawitacji niestety nie zobaczyłam. I poczułam się strasznie rozczarowana, bo po niebotycznej ilości pozytywnych komentarzy spodziewałam się naprawdę czegoś innego...
Czy polecam komuś obejrzenie filmu? Mimo wszystko tak - ale tylko dla tych, którzy lubią sobie w kinie popatrzeć na ładne obrazki, bo tylko do tego się ten film nadaje.
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Film Alfonso Cuarona należy bowiem do gatunku tych, które się ogląda, a nie skupia na fabule. Pod kątem wizualnym Grawitacja jest majstersztykiem. Efekty specjalne, jakie mamy okazję zaobserwować na kinowym ekranie po prostu zwalają z nóg. Ukazany w filmie obraz kosmosu jest tak realistyczny, że ma się wrażenie, jakbyś sami w nim byli. Oskar w kategoriach technicznych wydaje się być murowany - no chyba że na wyżyny wzniosą się spece od strony wizualnej w Hobbicie: Pustkowie Smauga. Ale jak dla mnie z pozytywnych aspektów filmu to by było na tyle. Bo poza efektami specjalnymi w Grawitacji nie ma dosłownie nic. Fabularnie film jest kosmiczną pustką, która i tak została niemiłosiernie rozciągnięta na półtoragodzinny seans.
Kiedy wychodziliśmy z M z sali kinowej i wsłuchiwaliśmy się w opinie innych ludzi dało się zauważyć, że film wywołał dwie skrajne reakcje. Jedni uważali, że był genialny, drudzy, że strasznie nudny. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Film w ogóle mnie nie zainteresował. Kiedy idę do kina oczekuję bowiem więcej niż kilka ładnych ujęć. Chcę zobaczyć historię, a tego w Grawitacji niestety nie zobaczyłam. I poczułam się strasznie rozczarowana, bo po niebotycznej ilości pozytywnych komentarzy spodziewałam się naprawdę czegoś innego...
Czy polecam komuś obejrzenie filmu? Mimo wszystko tak - ale tylko dla tych, którzy lubią sobie w kinie popatrzeć na ładne obrazki, bo tylko do tego się ten film nadaje.
Komentarze
Prześlij komentarz