Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Wojownicze żółwie ninja (2014)

Dziś tak specjalnie, sylwestrowo. A bynajmniej dla mnie. Bo, jakby nie patrzeć, to właśnie w pewnego Sylwestra po raz pierwszy zobaczyłam filmowe, zmutowane żółwie :) Nigdy nie byłam fanką żółwi ninja. Pierwszy i zarazem ostatni raz miałam z nimi styczność w któregoś sylwestra wieki temu, kiedy mój wiek nie był jeszcze zapisywany liczbą dwucyfrową. Z tamtego spotkania wyniosłam niewiele. W zasadzie to można było uznać to spotkanie za totalne nieporozumienie, bo żółwie w ogóle mnie do siebie nie przekonały i bardziej budziły odrazę niż sympatię. Do dzisiaj jedyne co o żółwiach ninja wiedziałam, to że były one cztery i że nosiły one imiona słynnych włoskich artystów, których de facto  i tak nie byłam w stanie sobie przypomnieć (był Leonardo, Michaelangelo, Rafael i? - nigdy nie pamiętałam ostatniego). Okazało się jednak, że mój M. bardzo żółwie lubi i kiedy dowiedział się, że w tym roku do kin wchodzi ich nowa odsłona, wiedziałam, że jednak poznam wszystkie imiona wojowniczych gadów.

Boże Narodzenie (2005)

Ostatnio, wędrując bez celu po coraz to nowych przypadkowych filmikach na portalu youtube, trafiłam na pewną reklamę. Reklama okazała się być na tyle interesująca, że jeszcze długo po jej obejrzeniu przeczesywałam internetowe strony w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o wydarzeniach będących inspiracją do powstania owego spotu. No i znalazłam film na ten temat. Film, który w zasadzie obejrzałam tego samego dnia. Film, który, według opinii mojej i mojego M. powinien obowiązkowo być puszczany w telewizji zamiast tych wszystkich Kevinów samych w... . http://www.impawards.com/ Fabuła? Oto ona. Jest grudzień 1914 r. Wojna trwa w najlepsze. W okopach w Belgii, gdzieś w okolicach Ypres przesiadują oddziały alianckie i niemieckie. Nadchodzi Wigilia. Żołnierze postanawiają spędzić ten czas w prawdziwie świąteczny sposób i zawierają rozejm. Jest czas na dekorowanie okopów. Jest chwila na śpiewanie kolęd i wspólną modlitwę. Jest sposobność do wymienienia się drobnymi podarunkami. Jest n

Przed seansem... Boże Narodzenie (2005)

Dzisiaj nie o filmie, ale o tym, czego możecie się w najbliższym czasie spodziewać na blogu. Normą już jest, że w zasadzie sezon na Święta Bożego Narodzenia zaczyna się dzień po zakończeniu Świąt Wszystkich Świętych. Obecnie ciężko jest wbić się w nastrój Świąt Bożego Narodzenia. Może jest tak na skutek tego, że nie jestem już dzieckiem wierzącym w świętego Mikołaja. Może dlatego, że Święta Bożego Narodzenia przestały być dniami, kiedy zawsze można było pójść na rodzinny spacer i na sanki (śniegu na Święta uraczyć jest ostatnio bardzo ciężko). Może dlatego, że dorosłam i bardziej zajmują mnie tak przyziemne sprawy jak prowadzenie domu i praca, a nie dziecięce oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę. Może dlatego, że wraz z wiekiem zmniejszyła się moja zdolność do wybaczania uraz, przez które ciężko zbudować dobry świąteczny nastrój. Może w końcu dlatego, że komercjalizacja Świąt Bożego Narodzenia wyssała z nich ten prawdziwy sens, pozbawiła je tego pierwotnego ciepła, jakie się z nimi wiązało

Will (2011)

W dzisiejszym poście kolejna propozycja z gatunku kina lekkiego. Tym razem na patelnię idzie film Will  z 2011 r. opatrzony metką familijnego dramatu sportowego. Z doświadczenia wiem, że filmy sportowe zawsze ogląda się przyjemnie, także Will  był całkiem świadomym wyborem na jeden z wieczorów w środku tygodnia, wtedy, kiedy jest się tak zmęczonym i wyzutym z życia po pracy, że nie ma się już w ogóle ochoty na włączanie chociażby ułamka procentu mózgu do myślenia podczas seansu. Will okazał się być tutaj doskonałym rozwiązaniem. http://m.iphotoscrap.com/ Obraz Ellen Perry opowiada historię Willa Brennana - bez wątpienia fana numer jeden brytyjskiego Liverpoolu. Chłopak jest chodzącą encyklopedią wiedzy o ulubionym klubie piłkarskim, potrafi z pamięci wyrecytować wszystkie klubowe statystyki czy nazwiska. Kiedy zatem pewnego dnia pojawia się jego ojciec z dwoma biletami na finałowy mecz Ligi Mistrzów w Stambule, życie Willa nabiera sensu. Sprawy nieco komplikuje niespodziewana śmi

Szczypta miłości do smaku (2013)

Gotowanie stało się modne. Jesteśmy zalewani coraz to większą ilością programów kulinarnych - Masterchefami , Kuchennymi rewolucjami , Hell's Kitchenami , Pascalami i Okrasami... A skoro gotowanie stało się modne, trzeba było nakręcić o tym film. No, może nie dokładnie o gotowaniu, ale trochę z kuchnią mającym wspólnego. I tak oto dostaliśmy Szczyptę miłości do smaku . Ocena filmu na portalach filmowych nie powala na kolana. Średnia plasująca się gdzieś pomiędzy 5 a 6 w dziesięciostopniowej skali to bardzo przeciętny wynik. Ocena kłóci się jednak z komentarzami do filmu, które bardzo zachwalają irlandzką produkcję. Mając wolny wieczór, męża u boku i ochotę na obejrzenie czegoś lekkiego wybraliśmy Szczyptę miłości do smaku . http://www.impawards.com/ Film opowiada historię Olivera Byrne'a - słynnego krytyka kulinarnego, który odnosi sukcesy na polu zawodowym, jednak niezbyt układa mu się w życiu uczuciowym. Wydaje się, że wszystko zmieni się dzięki poznanej przypadkowo Bib

Jak wytresować smoka 2 (2014)

Jak wytresować smoka  jest animacją, która od razu podbiła moje serce. Opowieści o Czkawce - chłopcu, który łamiąc wszystkie obowiązujące w jego społeczności zakazy i nakazy, zaprzyjaźnia się ze smokiem, po prostu nie da się nie lubić (bynajmniej według mnie i wszystkich moich bliskich, których produkcja twórców Shreka  zauroczyła). Kiedy zatem pojawiła się informacja, że powstanie druga część przygód sympatycznego Szczerbatka, wiedziałam, że jest to pozycja, którą obowiązkowo muszę obejrzeć. Jak wytresować smoka 2  widziałam wczoraj (wiem, wiem, jak na coś, co musiałam zobaczyć jakoś tak długo się za to zabierałam) i muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. http://www.impawards.com/ Akcja  Jak wytresować smoka 2  dzieje się 5 lat po wydarzeniach z pierwszej części. Prawa rządzące wyspą Berg zostały wywrócone o 180 stopni. Żaden z mieszkańców nie poluje już na smoki, które stały się nieodłączną częścią społeczności pełniąc rolę czegoś, co można określić jako krzyżówka psa i

Kochany potwór (1995)

Pozostańmy w klimacie kina familijnego.  Kochany potwór  był filmem - zapchajdziurą. Obejrzany tylko dlatego, że już zbyt długo porastały go kolejne warstwy kurzu, że fajnie byłoby go w końcu zobaczyć i zrobić miejsce na półce na jakąś inną pozycję no i że akurat nie miałam okazji na oglądanie niczego ambitnego... Nie wymagałam od tego filmu nie wiadomo czego i wcale się nie rozczarowałam tym, co dostałam. A dostałam dokładnie to, o co prosiłam. Film, który ogląda się raz i już następnego dnia nie pamięta o czym tak naprawdę był. http://torrentbutler.eu/ Fabuła Kochanego potwora  kręci się wokół legendy związanej z pewnym kanadyjskim miasteczkiem. Oto powiadają, że w pobliskim jeziorze mieszka gad - Orky, mający wyjątkowy wpływ na ludzi, którzy się z nim spotkali. Do tego miasteczka zabiera na wakacje swoje dzieci, nie rozstający się z pracą ani na sekundę dr Black. Zostawione samym sobie przez ojca pracoholika dzieci, odkrywają, że miejscowa legenda wcale nie jest wyssana z palc

Bella i Sebastian (2013)

Bella i Sebastian  to film, który obejrzałam dla przepięknego pirenejskiego psa górskiego, pojawiającego się na plakacie. No i generalnie lubię produkcje traktujące o więzi człowiek-pies (tudzież inne zwierzę). Zanim zaczęłam pisać te kilka słów zerknęłam na dorobek filmowy reżysera Belli i Sebastiana - Nicolasa Vaniera. Okazało się, że chociaż jego filmografia nie jest bogata (liczy zaledwie trzy pozycje wg danych z portalu filmweb), to królują w niej bezsprzecznie produkcje traktujące właśnie o relacjach człowieka ze zwierzęciem. Można zatem się już tylko domyślać, że Bella i Sebastian  bardziej niż dla zysku, powstała na drodze realizacji przez Vaniera swoich pasji. A czy ową pasję widać w Belli i Sebastianie ? http://www.impawards.com/ Pierwsze, na co zwraca się uwagę podczas seansu, to zdjęcia. Przepiękne krajobrazy majestatycznych Alp robią niesamowite wrażenie i momentami można stwierdzić, że to właśnie one, a nie jakiś tam pies czy aktor, grają pierwszą rolę w filmie Vani

Kraina traw (2005)

Do obejrzenia tego filmu zachęciła mnie jego wysoka ocena na filmwebie. I, jak to często z filmwebem bywa, film, który miał w 100% trafić w mój gust, okazał się być totalnym niewypałem. Kraina traw  okazała się być bowiem filmem z gatunku tych, z których albo już wyrosłam (ku tej opcji skłaniam się bardziej), albo nigdy nie był mi przeznaczony. http://www.impawards.com/ Kraina traw  jest opowieścią o kilkunastoletniej Jelizie-Rose, która próbuje sobie poradzić w świecie po tym, jak jej matka (a potem ojciec) przedawkowała narkotyki, pozostawiając dziewczynkę samą sobie. Stara, zaniedbana posiadłość znajdująca się pośrodku niczego staje się jej nowym domem, a w coraz to dziwniejszych nieznajomych odnajduje nowych przyjaciół. Może i sam opis filmu brzmi zachęcająco, jednak w rzeczywistości już tak różowo nie jest. Moja wyobraźnia nie była w stanie przyjąć ogromu patologii wylewającej się z filmu hektolitrami i w pewnym momencie kompletnie się zamknęła po to, aby bez większego zai

Dinozaur (2000)

Dinozaur  nie jest typową animacją, jakiej moglibyśmy się spodziewać po studiu Disney'a, w którym został stworzony. Jest to produkcja o wiele bardziej poważna, w której nie znajdziemy, tak charakterystycznych dla disnejowskich dzieł elementów jak słodycz, od której momentami może aż zemdlić, ani też masy piosenek, które kradną połowę filmu. Zamiast tego dostajemy film prawie że dla dorosłych, w którym jest więcej krwi i brutalności niż we wszystkich innych dziełach Disneya'a razem wziętych. http://www.impawards.com/ Dinozaur  opowiada historię Aladara - młodego... o dziwo, dinozaura, który razem z przybraną rodziną lemurów wyrusza w podróż w poszukiwaniu nowego domu po tym, jak stary został zniszczony wskutek deszczu meteorytów. W trakcie wędrówki Aladar napotyka sporych rozmiarów stado, które też ucieka przed nieznanym zjawiskiem. Wśród nowo napotkanych Aladar znajdzie nowych przyjaciół oraz miłość swojego życia. Jego droga nie będzie jednak usłana różami. Graficzn

Good Night and Good Luck (2005)

Chociaż nazwisko George Clooney znane jest mi od wielu lat, kojarzyłam je jedynie z przystojnym lekarzem z serialu Ostry dyżur , do którego wzdychały miliony nastolatek oraz nieco starszych pań. Z racji tego, że w zasadzie znajomość dorobku aktorskiego Clooney'a zaczyna się i właściwie kończy na Ostrym dyżurze (tak, tak, jest mi niezmiernie z tego powodu wstyd), wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że reżyserem filmu, za jaki miałam się zabrać, był nie kto inny jak właśnie George Clooney! A pomijając już George'a - produkcja Good Night and Good Luck  znalazła się na mojej liście filmów do zobaczenia z powodu całkiem innego nazwiska widniejącego w obsadzie. Oczywiście pewnie się domyślacie, że głównym motywatorem był tutaj Robert Downey Jr. http://www.impawards.com/ Produkcja George'a Clooney'a opowiada o grupie dziennikarzy CBS, którzy, nie zgadzając się z prowadzoną przez niego nagonką na osoby "sympatyzujące" komunizmowi, rzucają r

9 dolarów 99 centów (2008)

Czasem, żeby zobaczyć jakiś film, wystarczy zaopatrzyć go w jakiś fajny tytuł. Chwytliwy, oryginalny, zagadkowy. W przypadku 9 dolarów 99 centów  wystarczyło tylko spojrzeć na tytuł filmu i już było wiadome, że muszę go zobaczyć. Produkcja opatrzona tytułem brzmiącym niczym hasło promocji w supermarkecie? To musi być ciekawe. I, uwierzcie mi, takie jest! http://www.impawards.com/ 9 dolarów 99 centów  to specyficzny obraz. Produkcja wykonana w technice animacji poklatkowej może i niezbyt cieszy oko widza - postaci wydają się jakby niedokończone, gdzieś tam na ich filmowych twarzach widać źle rozprowadzoną farbę, są po prostu brzydkie, niemniej paradoksalnie w tej całej ich brzydocie tkwi także ich piękno, bo pomimo wszystkich niedoskonałości, wszystko wydaje się być perfekcyjnie dopracowane i dokładnie przemyślane. Paradoksalnie to w sumie całkiem trafne słowo, jeśli chcemy opisać całą produkcję debiutującej Tatii Rosenthal. W 9 dolarów 99 centów  absurd goni bowiem absurd i w zas

Bez miłości ani słowa (2012)

Bez miłości ani słowa  to jeden z tych filmów, które oglądasz z przypadku, a potem okazuje się, że trafiasz na obraz, do którego z chęcią jeszcze wrócisz. Film Josha Boone'a dla mnie rozkręcał się wolno. Baaaardzo wolno. Tak wolno, że w pewnym momencie chciałam film wyłączyć i dać za wygraną. No bo co tam było ciekawego do oglądania? Ćpające nastolatki, pierwsze nieodwzajemnione miłości, puszczające się rozrywkowe dziewczyny z college'u i rozwiedzione małżeństwa. To wszystko było. Ale potem następuje wielkie ale i film zaczyna się od nowa. http://www.impawards.com/ Akcja filmu Bez miłości ani słowa  kręci się wokół sercowych perypetii rodziny Borgensów. Mamy zatem Williama - głowę rodziny, rozwodnika, który cały czas ma nadzieję, że była żona wróci do niego. Mamy Ericę - byłą żonę, która próbuje znaleźć nieco szczęścia w rękach nowego faceta - przystojnego i wyjątkowo umięśnionego właściciela siłowni. Mamy Samanthę Borgens - starsze z dzieci, które właśnie odnosi swój pie

Wakacje Waltera (2003)

Swego czasu nazwisko Haleya Joela Osmenta gwarantowało rewelacyjny film. Czy to Szósty zmysł , czy to Podaj dalej  czy chociażby A.I. Sztuczna inteligencja  - każdy z nich oglądałam z wypiekami na twarzy. I choć o genialnym dziecku nie słyszałam już od dłuższego czasu to wciąż pamiętam, że jego nazwisko przywodziło mi na myśl jedynie pozytywne skojarzenia. Stąd też, kiedy padła propozycja obejrzenia filmu Wakacje Waltera , nie wahałam się ani chwili. moviepostershop.com Bohaterem Wakacji Waltera  jest Walter - wyjątkowo zamknięty w sobie nastolatek, który na pewno jest największym kozłem ofiarnym w swojej klasie, a być może nawet i szkole. Ów Walter przyjeżdża (oczywiście nie z własnej woli) spędzić wakacje u swoich wujków. Wujkowie zwykłymi wujkami oczywiście być nie mogą - o ich przygodach z czasów młodości i posiadanym majątku krążą wszak legendy, a każda kolejna jest o wiele bardziej fantastyczna niż poprzednia. W takim towarzystwie Walterowi przyjdzie spędzić - jak się potem

Wszystkie psy idą do nieba 2 (1996)

Niedawno wspominałam o pewnej bajce, którą namiętnie oglądałam w każde Zaduszki. Dzisiaj kilka słów o jej drugiej odsłonie o podobnie brzmiącym tytule - Wszystkie psy idą do nieba 2 .  Wszystkie psy idą do nieba długo, bo aż 7 lat czekało na kontynuację. Czekanie się jednak opłaciło. Przyjęło się, że w kinie sequele są gorsze od jedynek. Film o przygodach psa Charliego i jego kompana Apsika jest jednak równie dobry w pierwszej, jak i w drugiej odsłonie. http://www.impawards.com/ Tym razem Charlie i Apsik - psie anioły o wcale nie aż tak anielskich duszach, wyruszają na ziemskie padoły z misją odnalezienia Rogu Gabriela, który został skradziony przez kogoś bardzo dobrze nam znanego z pierwszej części przygód sympatycznych psów. Oczywiście jak to zwykle bywa, nic nie może być proste jak bułka z masłem, dlatego też Charlie i Apsik na swojej drodze spotykają masę przeciwieństw, które, nomen omen, sami sobie stwarzają. No ale któż nie oparłby się urokowi pięknej Sashy albo nie pomógł

Wszystkie psy idą do nieba (1989)

Ostatnio odświeżyłam sobie pewien, wielokrotnie oglądany przeze mnie film - Wszystkie psy idą do nieba . Kiedy byłam mała uwielbiałam go, potem jako nastolatka byłam do niego nastawiona sceptycznie, także przyszedł czas na wyrobienie sobie jako takiej już dorosłej opinii na temat tego dziwacznego obrazu. http://www.impawards.com/ Oglądając  Wszystkie psy idą do nieba  miałam ciężki do zgryzienia orzech. Bo niby jest to animacja, jednak jej klimat w ogóle nie pasuje do beztroskich, dziecięcych lat. Przestępstwa, brutalny światek mafijny i morderstwa nijak się wpisują w kolorowe, wesołe standardy dziecięcych bajek, gdzie zawsze musi być happy end. Tu zakończenie nie dla każdego może wydawać się szczęśliwe, a zagłębienie się w losy osoby dubbingującej jedną z kluczowych postaci w filmie (Judith Barsi) jeszcze bardziej pogłębia smętny nastrój animacji. Na tym etapie mogę powiedzieć, że Wszystkie psy idą do nieba  kojarzą mi się głównie ze... śmiercią. A to nie nastraja optymistycznie

SX_Tape (2013)

SX_Tape  zagościł na ekranie mojego telewizora, jak to zwykle u mnie bywa, zupełnie przypadkowo. Ot pożyczona na chybił trafił pozycja, która miała zabić nudę ostatniego popołudnia. Okazało się potem, że SX_Tape wcale tej nudy nie zabiło, a jeszcze ją spotęgowało. Już dawno się tak bowiem nie wynudziłam na seansie jakiegoś filmu. http://impawards.com/ SX_Tape to kolejny film z gatunku horrorów kręconych niby to domowych kamerą. Mogłoby się wydawać że po 14 latach od powstania The Blair Witch Projekt - filmu, od którego wszystko się zaczęło, po nakręceniu wielu bardziej lub mniej udanych produkcji tego typu, twórcy SX_Tape  nie popełnią błędów, jakimi naszpikowane są chociażby każde kolejne odsłony Paranormal Activity . Okazało się jednak, że Bernard Rose zbytnio się nie wysilił i w rezultacie otrzymaliśmy obraz tak schematyczny, że w pewnym momencie zaczyna nas to boleć. Możemy dokładnie przewidzieć niektóre decyzje naszych bohaterów, a nawet wskazać moment, w którym coś nam wysk

Pytanie do Boga (2001)

Antonio Banderas to dla mnie aktor jednej roli - roli macho z Desperado . Nie dlatego, że nie widziałam innych filmów z jego udziałem, bo tych widziałam sporo ( Filadelfia , Maska Zorro , Grzeszna miłość  czy nawet Mali agenci ). Po prostu rola El Mariachi była według mnie najbardziej charakterystyczna i w zasadzie to od tej roli Banderas stał się dla mnie rozpoznawalny. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, kiedy w filmie, o którym teraz skrobię kilka słów, zobaczyłam naszego Antonio w roli... księdza. http://www.impawards.com/ Pytanie do Boga  (swoją drogą znów "ukłon" w stronę tłumaczy za przełożenie tytułu The Body ) to obraz, który stawia bardzo interesujące pytanie - co by było, gdyby faktycznie gdzieś kiedyś odnaleziono grób z ciałem Chrystusa? Osobiście lubię takie filmy, w których w wątpliwość poddaje się niektóre dogmaty wiary. Nawet mimo iż zaliczam się do grona osób wierzących. W ogóle bardzo lubię filmy o tematyce religijnej - z przyjemnością oglądam taki

Dawca pamięci (2014)

Ostatnimi czasy panuje moda na ekranizowanie powieści dla młodzieży. Igrzyska Śmierci , Niezgodna czy  Dary Anioła: Miasto kości to przykłady zekranizowanych ostatnio gorszych lub lepszych książek. Niedawno do tego grona dołączył Dawca pamięci  - film na podstawie poczytnej powieści dla młodzieży autorstwa Louis Lowry. I przyznam, że chociaż nie wszystkie adaptacje przypadły mi do gustu to akurat ta jak najbardziej. http://www.impawards.com/ Ja Dawcę pamięci  określiłabym jako takie lżejsze, młodzieżowe Equilibrum  (swoją drogą genialny film, muszę go sobie w najbliższym czasie przypomnieć). Mamy zatem pozbawione uczuć i wszelkich wspomnieć o tym, co było, podporządkowane górze społeczeństwo, które bez żadnych zbędnych pytań wykona polecenie Starszyzny. No i mamy takiego jednego typka, któremu zaczyna się chcieć to wszystko zmienić. Z racji tego, że Equilibrum lubię, polubiłam też Dawcę pamięci , chociaż ubolewam nad tym, że jest w nim sporo niedopowiedzeń i nielogicznych rzeczy.

Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie (2014)

Produkcja, jaka ostatnio zagościła na ekranie naszego telewizora to Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie . O tym, że jest to dzieło faceta odpowiedzialnego za powstanie Teda  dowiedziałam się dopiero po fakcie. Szkoda, bo może jakoś bardziej produktywnie spędziłabym ten czas, jaki poświęciłam na obejrzenie tego... czegoś... http://www.impawards.com/ Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie  to komedia prezentująca taki sam typ humoru jak film o wielkim pluszowym misiu - pełen wymiocin, pierdnięć i innych fekaliów. Słowem absolutnie nie w moim typie. Nic zatem dziwnego, że film zaczął mnie bardziej brzydzić niż śmieszyć już w pierwszych kilkunastu minutach oglądania. Poza niezbyt wysublimowanymi żartami, obraz Setha MacFarlane'a może pozytywnie zaskoczyć wpadającą w ucho muzyką (z piosenką o wąsach i końcowym utworem Alana Jacksona na czele), ładnymi krajobrazami typowymi dla westernu oraz kilkoma całkiem zgrabnymi gagami - odkrycie Christophera Lloyda w stodole było, przy

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się