Nigdy nie należałam do fanów sagi stworzonej przez Lucasa (nie stało to jednak na przeszkodzie przed obejrzeniem każdego z epizodów). Drażniło mnie w jego filmach dosłownie wszystko - począwszy od faktu, że rzecz działa się w kosmosie (pamiętacie, że fanką sci-fi to ja nie jestem - a raczej, byłam?), poprzez dziwaczne, gumowe stwory, a na wszędobylskich intrygach politycznych kończąc. Z Epizodem VII wiązałam więc spore nadzieje. Myślałam, że może teraz uda się twórcom kolejnego filmu z gwiezdnego uniwersum, przekonać do tego świata. Tym bardziej, że przecież pod produkcją podpisał się Disney, a przecież z reguły obrazy z tej stajni raczej przypadały mi do gustu. Oj. Jak się myliłam.
Zaznaczam od razu na początku, że film oglądałam z M., który z sagą Lusaca zaznajomiony jest dość mocno i w sumie, gdyby nie jego obecność i cierpliwość w tłumaczeniu niektórych rzeczy, raczej końcowa ocena obrazu byłaby dużo niższa. Aaa, zakładam też, że obecność w poniższym tekście spoilerów jest już raczej rzeczą oczywistą?
Większość argumentów na nie, które można znaleźć na filmowych forach, dotyczy głównie wtórności scenariusza Przebudzenia Mocy, który jest wręcz kalką Nowej Nadziei. Czy to prawda? Nie wiem. Musiałabym obejrzeć ponownie Nową Nadzieję, a na to nie mam ani czasu, ani ochoty. Na pewno jednak są wyraźne podobieństwa do wcześniejszych filmów, które drażniły nawet mnie - totalnego laika w znajomości gwiezdnego uniwersum. Wyliczając pokrótce - kobieca wersja mistrza Yody, mieszkająca na piaszczystej planecie osierocona dziewczynka, która nagle odkrywa w sobie wielką Moc, śmierć Hana Solo, przejście Kylo Rena na ciemną stronę Mocy czy chociażby sam fakt istnienia nowej Gwiazdy Śmierci i wydarzeń z tym związanych, tzn. jest nowa Gwiazda Śmierci - zaatakujmy nową Gwiazdę Śmierci - wymiana ognia pomiędzy licznymi statkami Ruchu Oporu i wieżyczkami Gwiazdy Śmierci - kryzys i ogólnie nastawienie typu "Nie uda się nam, zginiemy!" - ostatnia sekunda i BUM, nagle jednak się udaje - Gwiazda Śmierci wybucha - powrót pojedynczych statków Ruchu Oporu do bazy - fiesta. I siedzące w trakcie tego wszystkiego w głowie - ale to już było...
Mnie jednak bardziej denerwowało co innego - mianowicie przewidywalność scenariusza i nieodłączne wrażenie, że ktoś tu robił coś po łebkach, żeby tylko zmieścić daną scenę w produkcji. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że o zdradzie szturmowca wiemy dosłownie w chwili, w której ów szturmowiec pojawia się na ekranie? Fakt, że Rey posiada Moc też jesteśmy w stanie przewidzieć. Śmierć Hana Solo w takich, a nie innych okolicznościach to też coś oczywistego - zaskoczeniem by było, gdyby jednak wtedy nie zginął. Losy finałowego starcia też są z góry jasne. W skrócie - przewidywalne do bólu.
No i drugi wkurzający fakt - powierzchowność i brak logiki. Dlaczego Rey jest w stanie pokonać Kylo Rena? Przecież po pierwsze jest dziewczyną (słabsza płeć itp., itd.), a po drugie o tym, że posiada cokolwiek zwanego Mocą dowiedziała się jakieś pół godziny wcześniej, a jednak jest w stanie pokonać chłopaka, który według filmu większą część swego życia spędził na specjalistycznych treningach pod okiem najlepszych mistrzów, Dlaczego R2-D2 "budzi się" akurat wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebny? Nagle się naładował? A przez te kilkadziesiąt lat, które minęły od czasu zniknięcia Luke'a nikt nie wpadł na pomysł, aby go podładować? Nikt (oczywiście poza BB8) nie wpadł na pomysł, że może posiada on jednak jakieś informacje na temat miejsca pobytu Skywalkera? A atak na nową Gwiazdę Śmierci? Wydaje mi się, że mogli już to sobie darować i ewentualnie wepchnąć do kolejnego epizodu (który na pewno powstanie, bo nie zakładam innego scenariusza), a nie robić to w takiej formie, w jakiej zostało zrobione. Przecież cały plan ataku na obiekt kilkadziesiąt razy większy od starej Gwiazdy Śmierci i o wiele lepszym systemie zabezpieczeń, zostaje obmyślony w bodajże pięć minut, a jego realizacja zajmuje niewiele więcej. W ten oto sposób Nowy Porządek zostaje obdarty z jakiejkolwiek grozy.
A na temat absurdalnego wyboru aktora do roli głównego czarnego charakteru - Kylo Rena i w ogóle beznadziejnie napisanej tej postaci już nawet nie będę pisać.
Ode mnie końcowa ocena nowych Gwiezdnych wojen mieści się gdzieś pośrodku skali, a to głównie dlatego, że większość filmowych niejasności wytłumaczył mi mój M., a całość, mimo tych wszystkich wad, mimo wszystko oglądało się dość dobrze. Może to dlatego, że były to pierwsze Gwiezdne wojny, które nie ociekały tak znienawidzoną przeze mnie polityką? Zwiastun zapowiadał świetną rozrywkę i wręcz epicki obraz. Wyszło o wiele gorzej.
Podsumowując, nie polecam.
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Większość argumentów na nie, które można znaleźć na filmowych forach, dotyczy głównie wtórności scenariusza Przebudzenia Mocy, który jest wręcz kalką Nowej Nadziei. Czy to prawda? Nie wiem. Musiałabym obejrzeć ponownie Nową Nadzieję, a na to nie mam ani czasu, ani ochoty. Na pewno jednak są wyraźne podobieństwa do wcześniejszych filmów, które drażniły nawet mnie - totalnego laika w znajomości gwiezdnego uniwersum. Wyliczając pokrótce - kobieca wersja mistrza Yody, mieszkająca na piaszczystej planecie osierocona dziewczynka, która nagle odkrywa w sobie wielką Moc, śmierć Hana Solo, przejście Kylo Rena na ciemną stronę Mocy czy chociażby sam fakt istnienia nowej Gwiazdy Śmierci i wydarzeń z tym związanych, tzn. jest nowa Gwiazda Śmierci - zaatakujmy nową Gwiazdę Śmierci - wymiana ognia pomiędzy licznymi statkami Ruchu Oporu i wieżyczkami Gwiazdy Śmierci - kryzys i ogólnie nastawienie typu "Nie uda się nam, zginiemy!" - ostatnia sekunda i BUM, nagle jednak się udaje - Gwiazda Śmierci wybucha - powrót pojedynczych statków Ruchu Oporu do bazy - fiesta. I siedzące w trakcie tego wszystkiego w głowie - ale to już było...
Mnie jednak bardziej denerwowało co innego - mianowicie przewidywalność scenariusza i nieodłączne wrażenie, że ktoś tu robił coś po łebkach, żeby tylko zmieścić daną scenę w produkcji. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że o zdradzie szturmowca wiemy dosłownie w chwili, w której ów szturmowiec pojawia się na ekranie? Fakt, że Rey posiada Moc też jesteśmy w stanie przewidzieć. Śmierć Hana Solo w takich, a nie innych okolicznościach to też coś oczywistego - zaskoczeniem by było, gdyby jednak wtedy nie zginął. Losy finałowego starcia też są z góry jasne. W skrócie - przewidywalne do bólu.
No i drugi wkurzający fakt - powierzchowność i brak logiki. Dlaczego Rey jest w stanie pokonać Kylo Rena? Przecież po pierwsze jest dziewczyną (słabsza płeć itp., itd.), a po drugie o tym, że posiada cokolwiek zwanego Mocą dowiedziała się jakieś pół godziny wcześniej, a jednak jest w stanie pokonać chłopaka, który według filmu większą część swego życia spędził na specjalistycznych treningach pod okiem najlepszych mistrzów, Dlaczego R2-D2 "budzi się" akurat wtedy, kiedy najbardziej jest potrzebny? Nagle się naładował? A przez te kilkadziesiąt lat, które minęły od czasu zniknięcia Luke'a nikt nie wpadł na pomysł, aby go podładować? Nikt (oczywiście poza BB8) nie wpadł na pomysł, że może posiada on jednak jakieś informacje na temat miejsca pobytu Skywalkera? A atak na nową Gwiazdę Śmierci? Wydaje mi się, że mogli już to sobie darować i ewentualnie wepchnąć do kolejnego epizodu (który na pewno powstanie, bo nie zakładam innego scenariusza), a nie robić to w takiej formie, w jakiej zostało zrobione. Przecież cały plan ataku na obiekt kilkadziesiąt razy większy od starej Gwiazdy Śmierci i o wiele lepszym systemie zabezpieczeń, zostaje obmyślony w bodajże pięć minut, a jego realizacja zajmuje niewiele więcej. W ten oto sposób Nowy Porządek zostaje obdarty z jakiejkolwiek grozy.
A na temat absurdalnego wyboru aktora do roli głównego czarnego charakteru - Kylo Rena i w ogóle beznadziejnie napisanej tej postaci już nawet nie będę pisać.
Ode mnie końcowa ocena nowych Gwiezdnych wojen mieści się gdzieś pośrodku skali, a to głównie dlatego, że większość filmowych niejasności wytłumaczył mi mój M., a całość, mimo tych wszystkich wad, mimo wszystko oglądało się dość dobrze. Może to dlatego, że były to pierwsze Gwiezdne wojny, które nie ociekały tak znienawidzoną przeze mnie polityką? Zwiastun zapowiadał świetną rozrywkę i wręcz epicki obraz. Wyszło o wiele gorzej.
Podsumowując, nie polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz