Recenzje. Jakie tylko chcecie. Filmowe, książkowe, płytowe... Oczywiście z ogromną przewagą tych filmowych :)
Szukaj na tym blogu
Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)
Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń.
Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem.
http://horrorcultfilms.co.uk/
Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się za dorosłego i że wszystko mu wolno. Dzisiaj stwierdzam, że uchowałam się przed wszystkimi dziwactwami tego wieku właśnie dzięki Tolkienowi. To bowiem Tolkien sprawił, że zachłysnęłam się fantastyką (i do dzisiaj mi to nie minęło). To Tolkien sprawił, że, zamiast próbować coraz to nowych używek, wpadłam w, o wiele zdrowszy, nałóg czytania. To właśnie Tolkien sprawił, że na mojej drodze stanęło wiele ciekawych osób, których normalnie bym nie poznała. To w końcu dzięki Tolkienowi zbudowałam przyjaźnie, które trwają do dziś. Suma summarum Tolkien miał bez wątpienia ogromny wpływ na ukształtowanie mojej skromnej persony.
Biorąc pod uwagę powyższe, nie będzie zatem zaskoczeniem, jeśli Władcę Pierścieni opisywać będę w samych superlatywach. Z drugiej strony, wydaje mi się, że jest to akurat jeden z tych filmów, których nie da się opisywać inaczej, jak tylko w samych superlatywach. Co innego można bowiem powiedzieć o obrazie obsypanym różnymi nagrodami? Filmie posiadającym efekty specjalne, które do dziś zapierają dech w piersiach? Produkcji, do której skomponowano jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii muzyki filmowej? Cóż można powiedzieć o filmie, który samymi zdjęciami podbił moje (ale pewnie nie tylko moje) serce i sprawił, że wycieczką marzeń stała się wyprawa do Nowej Zelandii? Wyliczać można bez końca, a i tak jedno pozostanie bez zmian - wszędobylska perfekcja.
http://www.impawards.com/
Skupmy się jednak na filmach. Pamiętam, że kiedy dowiedziałam się, że Drużyna Pierścienia pozbawiona będzie części opowiadającej o przygodach w Starym Lesie, a tym samym nie dane będzie nam zobaczyć jakże barwnej postaci Toma Bombadila oraz jego żony - Złotej Jagody. Kolejne odstępstwa od książkowej fabuły przyjmowałam niechętnie. Jedne wydawały się być uzasadnione, inne z kolei totalnie nietrafione. Arwena zamiast Glorfindela i totalnie zmieniona koncepcja wątku Merry'ego i Pippina i sposobu ich dołączenia do wyprawy. Na początku brzmiało to strasznie, jednak po obejrzeniu filmu okazało się już takowym nie być. Akurat te zabiegi wypadły w ekranizacji dobrze - nadały tempa i większej dramaturgii wydarzeniom, które u Tolkiena były nieco bardziej rozwleczone w czasie. Tylko tego Bombadila ciągle żal...
Cóż, idąc dalej, już od pierwszych minut oglądania filmu wiedziałam, że jest to dzieło, które pozostanie ze mną na długi czas. Muzyka, scenografia, aktorstwo, krajobrazy, charakteryzacja. Coraz to wspanialsze dekoracje - najpierw Shire, potem Rovendell, Moria i w końcu Lothlorien... Pamiętam, że siedziałam na seansie z szeroko otwartymi ustami nie dowierzając, że da się tak wspaniale przenieść Śródziemie na ekran. Zresztą do dziś tak mam, chociaż już nie oglądam filmu z rozdziawionymi ustami :) Zachwyt niemniej wciąż pozostaje.
http://www.impawards.com/
Dwie Wieże były filmem, przed seansem którego rodziło się wiele obaw. No bo skoro Boromir umarł w Drużynie Pierścienia to jak rozpocznie się druga część trylogii? Co z plotkami i tym, że ma to być część, w której fabuła filmu najbardziej odbiega od fabuły książki? Jak daleko popuści wodze fantacji Peter Jackson? Skoro twórcom filmu przychodziły do głowy takie pomysły jak Arwena walcząca w obronie Helmowego Jaru to na jakie jeszcze absurdy będzie ich stać? I czy da się zrobić film z materiału, który tak na prawdę nie ma ani początku, ani końca? Okazało się potem, że owszem, da, i to bardzo dobrze. I nawet scena przybycia elfów do Helmowego Jaru w filmie wypada rewelacyjnie, chociaż na początku byłam mocno przeciwna aż takiemu zmienianiu książkowej fabuły. Zdecydowaną różnicę pomiędzy Drużyną... a Dwoma Wieżami odczuwa się w klimacie filmu. O ile "jedynka" napawała nadzieją to w Dwóch Wieżach z minuty na minutę nadziei tej jesteśmy pozbawiani. Swego rodzaju apogeum utraty wiary w sens całej misji następuje w momencie obrony Helmowego Jaru. Co najbardziej urzekło mnie w "dwójce" to sceny walk. Do tej pory uważam, że bitwa o Helmowy Jar to majstersztyk. Nawet obrona Minas Tirith nie powaliła mnie tak na kolana, chociaż ponoć powinna - jakby nie patrzeć jest to główna bitwa, do której byliśmy szykowani przez dwie poprzednie części filmu. Dlaczego więc Helmowy Jar? Ze względu na nastrój. Z każdą minutą Jackson rozsiewa coraz więcej patosu połączonego z beznadzieją. Na każdym kroku dają nam odczuć, że ta bitwa nie ma sensu, że przeciw takiej sile 300 osób nic nie wskóra. Genialnie dopasowana muzyka, w której ciągle słychać powątpiewanie, ciemne ujęcia, no i w końcu rozpoczęcie bitwy wieczorem w towarzystwie padającego deszczu. W tym momencie, przyznam się szczerze, przeszły mnie ciarki. No i jeszcze marsz Entów! Można rozpłynąć się w fotelu. No i jeszcze Gollum, który od razu pobił moje serce! No i jeszcze... w zasadzie wszystko :) Dodam, że Dwie Wieże o wiele lepiej ogląda się w wersji rozszerzonej, gdzie mocno rozbudowano postać Gimliego dodając przy tym nieco humoru do tej mocno depresyjnej części filmu.
moviefanatic.com
No i w końcu mój ulubieniec. Oczekiwanie na Powrót Króla było istną męczarnią. Rok przerwy pomiędzy Dwoma Wieżami wydawał się trwać wieki. Tutaj od razu powiem, że dopiero po obejrzeniu wersji rozszerzonej otrzymujemy pełny film. Podstawowa wersja filmu, ta, którą dane mi było obejrzeć w kinie, jest tak jakby niekompletna bez dodatkowych scen, niekiedy kluczowych dla zrozumienia całości - czytaj chociażby scena w Domach Uzdrowień. Powrót Króla przy pierwszym oglądaniu nieco mi się dłużył - głównie ze względu na nieco rozwleczoną wędrówkę Froda i Sama - ich ostatnie kilkadziesiąt metrów do celu wydawało się wlec w nieskończoność. Możecie mnie w sumie za to zbesztać, ale tak między Bogiem a prawdą, to nigdy nie przepadałam za postacią Froda. O wiele bardziej wolałam czytać, a potem przełożyło się to na oglądać, przygody Aragorna, Gimlliego i Legolasa. Hobbitów lubiłam - poza jednym, bo Froda nie darzyłam szczególną sympatią. Postać ta bardziej mnie denerwowała niż wzbudzała jakieś pozytywne emocje. No ale wracając do filmu. Powrót Króla jest moją ulubioną częścią trylogii - zarówno tej książkowej jak i filmowej (chociaż Dwie Wieże drepczą mu po piętach). Jackson znów sprawił, że film mogę oglądać w nieskończoność. Shore, że mogę go słuchać w nieskończoność, a wszyscy specjaliści od strony wizualnej, że mogę patrzeć z zachwytem bez znudzenia na wyczarowane przez nich krajobrazy. Mamy tu takie perełki jak scena ze śpiewającym Pippinem i scena z rozpaleniem stogów sygnalizacyjnych zakończona genialnym "And Rohan will answer!" Theodena. Mamy Golluma, który ciągle wzbudza moją sympatię, mimo iż nie jest już taki dobry, jak w Dwóch Wieżach (o ile można to było nazwać byciem dobrym) i majestatyczne olifanty. Jest genialnie ukazany Rzecznik Saurona i obrzydliwy Gorthmog. Jest zapierająca dech w piersiach scena powołania Czarnoksiężnika z Angmaru i wymarsz wojsk z twierdzy i jest też w końcu szarża Rohirrimów z przyprawiającym o gęsią skórkę: "Death! Death! Death!". Generalnie film mogę opisać w samych naj. A co mi się w nim najbardziej nie podoba to fakt, że jest to już niestety koniec przygody ze Śródziemiem...
Wiem, że moja ocena trylogii Władca Pierścieni nie jest obiektywna. W zasadzie to obok obiektywizmu ona nawet nie stała, jednak nie można być obiektywnym w przypadku czegoś, co miało tak ważną rolę w moim życiu. Mimo wszystkich wad i niedociągnięć, jakie można znaleźć we Władcy... ja i tak będę niezmiennie twierdzić, że jest to mój ulubiony film. I niezmiennie będę go uważała za idealny. Dzisiaj czasem tylko nachodzi mnie refleksja na temat tego, jak by to wszystko wyglądało, gdyby Jackson zaczął filmowanie od Hobbita, a dopiero później skupił się na Władcy Pierścieni. Czy też tak bym piała z zachwytu nad tym dziełem? A może okazałoby się, że film nie wzbudziłby u mnie takich emocji i oceniałabym go tak, jak teraz Hobbita - jako efektowne dążenie po jak największy zysk przy niewielkim skupianiu się na wartości merytorycznej filmu? Bo, że efekty specjalne byłyby lepsze - chociaż i tak są bardzo dobre, to nie mam żadnych wątpliwości, jednak czy fabularnie byłoby równie tak dobrze, jak jest teraz? A co z aktorami? Raczej byliby inni, a tu przyznaję, że nie wyobrażam sobie zmian na niektórych pozycjach. Viggo Mortensen to Aragorn, Billy Boyd to Pippin, a John Rhys-Davies to Gimli. Koniec i kropka. Inaczej być przecież nie może.
Koniec tego gdybania. Tak, jak jest, też jest dobrze o ile nie idealnie. Chylę jeszcze raz czoła wszystkim, którzy byli odpowiedzialni w jakikolwiek sposób za powstanie filmowego Śródziemia. A już szczególnie Howardowi Shore'owi za stworzenie - jak dla mnie - soundtracku wszechczasów. No i mam nadzieję, że moje marzenie przeniesienia się do tolkienowego Śródziemia kiedyś się ziści. Twórcy filmu już i tak sporo poczynili w tym kierunku starań, urzeczywistniając świat Tolkiena. Bo czy jest inne miejsce na Śródziemie niż Nowa Zelandia?
Film polecam najmocniej jak tylko potrafię. Jak najbardziej polecam obejrzenie w wersji rozszerzonej - o niebo lepszej niż podstawowej. Dzięki dodatkowym scenom trylogia tylko zyskuje. No i oczywiście do obejrzenia jedynie w wersji z napisami (tudzież tylko po angielsku). Wersję z lektorem wywalcie przez okno. Władcy Pierścieni po prostu nie ogląda się z lektorem!
Hidden to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez tajemnicze istoty z
Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie
Komentarze
Prześlij komentarz