Tematyka, której dotyka oceniany w poniższym wpisie film, z jednej strony jest już mocno rozwałkowana. II wojna światowa. Holokaust. Obozy zagłady. To wszystko było, i to niejednokrotnie, filmowane. Jednak z drugiej strony w tym filmie jest też, a bynajmniej miała być, jakaś świeżość. Bo o Sonderkommando akurat zbyt wiele nie powiedziano, a o takim doświadczeniu śmierci i okrucieństwa wojny raczej coś powiedzieć by wypadało. No to mamy. Film, o którym było swego czasu bardzo głośno. Film wielokrotnie nagradzany, w tym w 2016 r. Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny. Proszę Państwa, oto jest. Syn Szawła.
http://www.impawards.com |
Przed seansem, o Synu Szawła, wiedziałam tyle, że jest to mocny film. Że wciska w fotel. Że opowiada o śmierci z całkiem innej strony. Że na długo pozostanie w mojej pamięci. Że tak dobrego kina już dawno świat nie widział. Słysząc tyle zapewnień o fenomenie tego filmu, człowiek spodziewa się naprawdę wiele. A kiedy już go obejrzy, zaczyna się zastanawiać, czy to z nim jest coś nie tak, czy też może z tymi wszystkimi osobami, od których słyszał te wszystkie pozytywne słowa.
Bo prawda jest taka, że Syna Szawła wcale nie uważam za wybitne dzieło.
Miał mnie wgnieść w fotel. Nie zarejestrowałam. Miał mnie podeptać, zgnieść, zmiażdżyć, zjeść, zemleć i wypluć. Tego też nie zrobił. Miał pozostać na długo w głowie. Na razie siedzi, ale jestem świeżo po seansie, a na jak długo tam zostanie? Tego nie wiem. Podejrzewam, że nie za długo. Syn Szawła miał zrobić jeszcze wiele rzeczy. Niestety, jedyne, co zrobił, to śmiertelnie mnie wynudził.
Pierwsze, co mnie irytowało przez cały seans to perspektywa. Rozmazany obraz, ciągłe oglądanie pleców głównego bohatera, jego zmęczonej twarzy, na której nie maluje się w zasadzie żadna emocja było strasznie męczące. Drugie to brak... hmmm... fabuły? Niby jakaś historia jest tam opisana, jednak ja nie widziałam tam jakiejś większej spójności. Tytułowy Szaweł miota się po całym obozie, który, nomen omen, wcale nie wygląda tam jak obóz zagłady, w którym jedyne, co czeka na człowieka to śmierć; jak złapana w pajęczą sieć mucha. I niby cel tego jego miotania się jakiś jest - pochowanie tego nieszczęsnego syna - nie-syna, jednak, znów, oglądało mi się to wybitnie źle.
Kolejną rzeczą, która mi przeszkadzała to brak zapowiadanego zaskoczenia w kwestii pokazania śmierci. Owszem, pierwsza scena, mimo swego rozmazania (a może dzięki niemu?) robi wrażenie, jednak jeśli wziąć pod uwagę cały film, to Syn Szawła wypada blado na tle innych obrazów o tematyce wojennej. I od razu tłumaczę, bo nie chcę wyjść za osobę znieczuloną, nie chodzi mi tutaj o epatowanie brutalnością i przemocą. Nie. Nie chcę oglądać walających się po ekranie flaków i innych ludzkich wnętrzności, które finalnie i tak nie uzyskają takiego efektu, o jaki mi chodzi. Żeby ukazać dramat śmierci wcale nie potrzeba aż tak drastycznych obrazów. Pamiętacie chociażby scenę odkrycia jednego z obozów zagłady w Kompanii braci? Tak? To dobrze, bo to dobra scena do porównania. Przemocy w niej niewiele, a jednak o dramacie ludzi w obozach mówi więcej niż cały Syn Szawła. Albo Przełęcz ocalonych? Tamten film też bardziej mnie poruszył, jeśli chodzi o ukazanie ludzkiego dramatu. I wydaje mi się, że nawet pozbawiony swych graficznych scen przemocy bardzo w stylu Gibsona, wywarłby na mnie taki sam efekt. Dramat człowieka, który jest członkiem Sondrekommando i ze śmiercią ma styczność od tej najgorszej strony zasługuje na coś więcej niż to, co pokazał Nemes.
No i w końcu, gdzie tu jakieś emocje? Szaweł, jako człowiek będący w samym sercu piekła, powinien chwytać za serce. Każdy z nas, oglądając jego losy powinien pytać, jak on mógł to wszystko przetrwać? Jak po doświadczeniu tylu aktów okrucieństwa, pozostać człowiekiem? Nemes twierdzi, że na drodze pochowania tytułowego syna. Ale ja tego nie kupuje. Dla mnie bardziej wymownym powrotem do człowieczeństwa byłyby tak sztampowe rozwiązania jak rozmowa, łzy czy nieśmiały, ale szczery uśmiech, pojawiający się na zmęczonej twarzy Szawła. W walkę ukazaną na ekranie po prostu nie wierzę.
Dla mnie Syn Szawła to jeden wielki zawód. Już dawno nie byłam tak rozczarowana filmem. A najgorsze jest to, że tą historię naprawdę można było świetnie przedstawić. Wystarczyło tylko faktycznie skupić się na autentycznym ludzkim dramacie, a nie cudować z bajeranckimi ujęciami czy, finalnie, nie dającą się momentami oglądać, perspektywą zza pleców głównego bohatera. No nic. Szkoda tylko zmarnowanego potencjału i tematu.
Komentarze
Prześlij komentarz