Film, który skończyłam oglądać dosłownie przed chwilą znalazł się w moich rękach zupełnie przypadkowo. Szczerze mówiąc nawet nie wiem jak. Ani o nim wcześniej nie słyszałam - może tytuł gdzieś kiedyś obił się o uszy, ale to tylko tyle, ani zbytnio nie pałałam chęcią zobaczenia go. Nie zachęcały także rzucające się w oczy na plakacie informacje o Oscarach (chociaż jak się dokładnie wczytamy, okaże się iż nie są to statuetki wygrane), gdyż typowania Akademii Filmowej jakoś nie przypadały mi do gustu - wspominając chociażby nie tak dawno oglądanego przeze mnie Zniewolonego. W przypadku Tajemnicy Filomeny okazało się jednak, że zupełnie niesłusznie się przed tym filmem broniłam.
![]() |
www.xn--kinwki-dxa.pl |
Tajemnica Filomeny ma w sobie coś, co już na samym początku seansu sprawiło, że moja ocena mocno poszybowała w górę. Mianowicie jest to film oparty na faktach, a, jak pewnie już wiadomo z moich wcześniejszych recenzji, uwielbiam tego typu produkcje. Poza tym mamy tu do czynienia ze złą stroną kościoła, a to, jakby nie patrzeć jest swego rodzaju tematem rzeką. No i w końcu mamy samą historię matki, która po wielu latach, przy pomocy dziennikarza, próbuje odnaleźć, odebranego jej prawie pół wieku wcześniej przez siostry zakonne, syna.
Film Stephena Frearsa kupił mnie jednak czym innym. Najlepszą stroną filmu jest tu bowiem aktorstwo, a szczególnie rewelacyjna Judi Dench wcielająca się w postać głównej bohaterki - Filomeny. Dzięki niej, no i zapewne świetnie napisanemu scenariuszowi, mamy przesympatyczną, prostoduszną, pełną optymizmu i wiary staruszkę, która, jeśli trzeba, potrafi jednak rzucić ciętą ripostą. Filomeny Judi Dench, według mnie, po prostu nie da się nie lubić, a jej duet z Stevem Cooganem jest swego rodzaju majstersztykiem. Już dawno nie oglądałam tak dopasowanego, a jednocześnie tak różnego duetu. Tajemnicę Filomeny dopełnia niezawodny brytyjski humor, ładne, nostalgiczne zdjęcia, ciekawe retrospekcje (niektóre ujęcia pokazują prawdziwego Anthony'ego) i subtelna muzyka.
Generalnie rzecz biorąc film Frearsa uważam za wyjątkowo udany. Wszystko było w nim na swoim miejscu. Może i nie spodoba się wszystkim, ale, jak to już bywa, wszystkim na raz dogodzić się nie da. A na koniec nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, jak tylko to, że Tajemnica Filomeny jest filmem, do którego na pewno jeszcze wrócę. Z kolei płyta z soundtrackiem obowiązkowo musi trafić do mojej kolekcji.
Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz