No więc stało się. Po spędzeniu nieco ponad dwóch godzin przed ekranem telewizora, mogę z dumą stwierdzić, że zrobiłam to. Poznałam ostatniego bohatera, z którym musiałam się zaznajomić przed obejrzeniem The Avengers :) A jakie są moje ogólne odczucia dotyczące tego filmu? O tym niżej.
CA: Pierwsze Starcie przenosi nas do Ameryki za czasów drugiej wojny światowej, gdzie poznajemy niejakiego Steve'a Rogersa - chłopca lichej postury, który za wszelką cenę chce dostać się do wojska. Niestety ze względu na stan zdrowia każda jego próba zaciągnięcia się do armii kończy się fiaskiem. W pewnym momencie zostaje mu złożona oferta wzięcia udziału w pewnym eksperymencie, który ma całkowicie odmienić jego życie...
O dziwo, film zainteresował mnie - co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę moje opinie o Hulku czy Thorze. Mogłabym nawet powiedzieć, że oglądało się go genialnie, gdyby nie pewien fakt... Jaki? Ano taki, że od jakiejś połowy filmu coś stało się ze scenariuszem i z czegoś, co zapowiadało się wspaniale wyszło coś, co ledwo obejrzałam do końca. Kapitana Amerykę można podzielić na dwie części - dobrą, czyli akcja filmu gdzieś do momentu przemiany Steve'a oraz złą, czyli wszystko, co można obejrzeć dalej. Pewną odskocznią od kulejącej z minuty na minutę historii Kapitana Ameryki jest wątek Howarda Starka. W zasadzie to można powiedzieć, że byłby on genialnym pierwszoplanowym bohaterem tej opowieści. Naprawdę - Dominic Cooper jako ojciec znanego nam chyba bardziej Tony'ego Starka, ratuje cały film.
Cała reszta to po prostu festiwal coraz to gorszych pomysłów, prowadzących do jednego momentu, w którym człowiek ma już dość - walki Rogersa z Schmidtem. Przyznaję się - nie obejrzałam do końca. Mój umysł chyba nie mógł przetrawić całej tej epickiej głupoty i po prostu się wyłączył. Zasnęłam jakieś pół godziny przed końcem. Następnego dnia stwierdziłam, że jednak zobaczę, jak to się skończyło. A potem stwierdziłam, że to był błąd, bo walka przedstawicieli dobra i zła, która de facto powinna być najlepiej zrealizowanym momentem całego filmu jest po prostu żałosna.
Jestem bardzo rozczarowana po obejrzeniu CA: Pierwsze starcie. Filmy o Iron Manie postawiły poprzeczkę bardzo wysoko i niestety żadnemu z komiksowych bohaterów, o których powstał film, nie zdołał się do tego poziomu nawet zbliżyć. Generalnie bardzo mocno odradzam obejrzenie tego filmu. Jeśli ktoś chce zapoznać się z Kapitanem Ameryką przed obejrzeniem Avengersów to raczej radziłabym sięgnąć do wikipedii i po prostu przeczytać o nim kilka słów.
CA: Pierwsze Starcie przenosi nas do Ameryki za czasów drugiej wojny światowej, gdzie poznajemy niejakiego Steve'a Rogersa - chłopca lichej postury, który za wszelką cenę chce dostać się do wojska. Niestety ze względu na stan zdrowia każda jego próba zaciągnięcia się do armii kończy się fiaskiem. W pewnym momencie zostaje mu złożona oferta wzięcia udziału w pewnym eksperymencie, który ma całkowicie odmienić jego życie...
O dziwo, film zainteresował mnie - co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę moje opinie o Hulku czy Thorze. Mogłabym nawet powiedzieć, że oglądało się go genialnie, gdyby nie pewien fakt... Jaki? Ano taki, że od jakiejś połowy filmu coś stało się ze scenariuszem i z czegoś, co zapowiadało się wspaniale wyszło coś, co ledwo obejrzałam do końca. Kapitana Amerykę można podzielić na dwie części - dobrą, czyli akcja filmu gdzieś do momentu przemiany Steve'a oraz złą, czyli wszystko, co można obejrzeć dalej. Pewną odskocznią od kulejącej z minuty na minutę historii Kapitana Ameryki jest wątek Howarda Starka. W zasadzie to można powiedzieć, że byłby on genialnym pierwszoplanowym bohaterem tej opowieści. Naprawdę - Dominic Cooper jako ojciec znanego nam chyba bardziej Tony'ego Starka, ratuje cały film.
Cała reszta to po prostu festiwal coraz to gorszych pomysłów, prowadzących do jednego momentu, w którym człowiek ma już dość - walki Rogersa z Schmidtem. Przyznaję się - nie obejrzałam do końca. Mój umysł chyba nie mógł przetrawić całej tej epickiej głupoty i po prostu się wyłączył. Zasnęłam jakieś pół godziny przed końcem. Następnego dnia stwierdziłam, że jednak zobaczę, jak to się skończyło. A potem stwierdziłam, że to był błąd, bo walka przedstawicieli dobra i zła, która de facto powinna być najlepiej zrealizowanym momentem całego filmu jest po prostu żałosna.
Jestem bardzo rozczarowana po obejrzeniu CA: Pierwsze starcie. Filmy o Iron Manie postawiły poprzeczkę bardzo wysoko i niestety żadnemu z komiksowych bohaterów, o których powstał film, nie zdołał się do tego poziomu nawet zbliżyć. Generalnie bardzo mocno odradzam obejrzenie tego filmu. Jeśli ktoś chce zapoznać się z Kapitanem Ameryką przed obejrzeniem Avengersów to raczej radziłabym sięgnąć do wikipedii i po prostu przeczytać o nim kilka słów.
Komentarze
Prześlij komentarz