Pogłębiania świata Marvela ciąg dalszy... Tym razem narzeczony stwierdził, że muszę zapoznać się z kolejnym komiksowym bohaterem w filmowym wydaniu. Ponadto stwierdził, że, z uwagi na mój gust filmowy, powinnam go polubić i, zamykając tymi słowami temat, włączył Thora...
Thora chyba nie trzeba przedstawiać. Powinni go kojarzyć wszyscy, nie tylko miłośnicy komiksów, chociażby ze względu na to, że jest on jednym z głównych bogów mitologii nordyckiej. Filmowy Thor, podobnie jak ten mityczny, jest bogiem, synem Odyna i też posługuje się młotkiem jako swoją bronią. W filmie nasz bohater, pozbawiony swych boskich mocy, zostaje wygnany z Asgardu na Ziemię, żeby tam nauczył się kilku ważnych rzeczy. W trakcie swojego pobytu na ziemskim padole Thor zapoznaje się z grupką naukowców, której dowodzi niejaka Jane Foster. Aaaa... i oczywiście Ziemię atakują wrogie siły, tym razem z Asgardu.
Pomimo początkowego optymizmu spowodowanego komentarzem Lubego, z minuty na minutę mina rzedła mi coraz bardziej. O ile faktycznie postać nordyckiego boga mogła (mogła - niekoniecznie to zrobiła) mnie w tym filmie zaintrygować, o tyle cała reszta była jak dla mnie zlepkiem dziwnych i bardzo dziwnych wydarzeń. Nic w tym filmie ze sobą nie współgrało. Wygnanie Thora - owszem, historia spójna, logiczna i nawet nieźle przedstawiona, ale to chyba tylko tyle z pozytywów tego filmu. Teoretycznie bardzo inteligentna Jane Foster jest strasznie sztuczna, a raczej nie tego wypadałoby się spodziewać widząc że portretuje ją Natalie Portman. No, chyba że akurat na czas kręcenia tego filmu, zapomniałaby ona o całym swoim warsztacie aktorskim. Ale może to tylko wina scenariusza. Może po prostu jej postać ma być strasznie sztuczna i płytka (chociaż biorąc pod uwagę fakt bycia przez nią naukowcem trochę to wszystko komplikuje). Absurdalny jest chociażby fakt, że Thor wcale nie musi się zbytnio starać o jej względy. Wystarczy poświecić gołą klatą i pani Foster jest już jego.
To, co ratuje ten film to efekty specjalne. Wspaniale prezentuje się świat Asgardu, świetnie wygląda tęczowy most (jakkolwiek dziwacznie to brzmi), postaci z świata bogów też prezentują się nieźle. Specjaliści od strony wizualnej filmu spisali się w tym wypadku bardzo dobrze. Niestety obraz to nie wszystko. Potrzebna jest jeszcze fabuła, a z tym tutaj jest niestety słabiutko.
Z całego filmu smaczku narobiła mi jedynie końcowa scena, ukazująca... a nie, nie powiem co ukazująca. No i fantastyczne było to, że kolejne analogie do pozostałych historii z komiksów Marvela nie pozostawały przeze mnie niezauważone. To w sumie też mogę uznać za zaletę filmu. W końcu wiedziałam co to za tajną misję miał agent Coulson, że musiał opuścić żelaznego bohatera, no i kolejny raz pojawił się jednooki Fury...
Ogólnie rzecz biorąc film można obejrzeć, ale raczej nie nastawiałabym się na jakiś wyjątkowy obraz. Jest to jednak (tak mi się bynajmniej wydaje) pozycja obowiązkowa jeśli chcemy kontynuować naszą przygodę z bohaterami z Universum Marvela. Będzie to bardzo pomocne, bo ciężko będzie się oglądało kolejne filmy, jeśli nie będziemy znali niektórych powiązań między poszczególnymi postaciami. Ja wiem, że swoją przygodę z komiksowymi produkcjami będę kontynuować. Narzeczony już zapowiedział, że w następnym filmie, jaki będziemy oglądać poznam ostatniego z bohaterów, jakiego muszę poznać przed obejrzeniem produkcji, którą zostawił na deser - The Avengers.
Komentarze
Prześlij komentarz