Przejdź do głównej zawartości

Bobby [2006]

Bobby to film z gatunku, który uwielbiam oglądać. Opowieść oparta na faktach to coś, co zawsze ma specjalne miejsce w moim sercu. Nie będę ukrywała, że sięgając po obraz Esteveza, spodziewałam się nieco innej historii. Jednak to akurat było winą mojego niedopatrzenia i pomylenia panów Kennedych. Potem okazało się, że dzięki owej pomyłce udało mi się obejrzeć całkiem ciekawy film. Ale... No właśnie. Jest pewne ale.

http://www.impawards.com/
Akcja Bobby'ego rozpoczyna się wczesnym rankiem 4 czerwca 1968 r. interwencją straży pożarnej w hotelu Ambassador. W trakcie akcji strażackiej dowiadujemy się, że hotelowi nie potrzeba było dodatkowego zmartwienia w postaci fałszywego alarmu przeciwpożarowego, ponieważ wystarczającego zamieszania powodowały prawybory prezydenckie i fakt, że to właśnie ten hotel był kwaterą główną sztabu senatora Kennedy'ego. Dodatkowo okazuje się, że dyrektor generalny hotelu romansuje z jedną z pracownic hotelowej centrali telefonicznej, pewien pomocnik kelnera posiada bilety na mecz Dodgersów, na który jednak nie dane mu będzie pójść, młoda dziewczyna ma zamiar poślubić pewnego chłopaka tylko dlatego, żeby ten nie został wysłany do Wietnamu, pewien emerytowany portier nie może rozstać się z dawnym miejscem pracy, a dwóch nastolatków ze sztabu Kennedy'ego, zamiast pracować, po raz pierwszy próbuje narkotyków. Ot, kolejny zwyczajny dzień w jednym z hoteli z Miasta Aniołów.

Nie powiem, że Bobby zachwycił mnie od pierwszej minuty. Nie. Wręcz przeciwnie. Ogromna ilość bohaterów, a co za tym idzie ogromna ilość różnych historii nie pozwalała się skupić na tej jednej, najważniejszej. Dodatkowo, z uwagi na wyjątkowo małą ilość czasu ekranowego przeznaczoną dla poszczególnych postaci, ciężko było polubić jakiegokolwiek bohatera - no, może jakąś większą sympatią dało się tu obdarzyć młodego Meksykanina Jose, jednak wyjątek potwierdza regułę. Wskutek tego było mi bardzo ciężko przebrnąć przez wyjątkowo długi początek filmu. Wyjątkowo długi, ponieważ dla mnie akcja w filmie zawiązuje się gdzieś w momencie przyjazdu senatora Kennedy'ego do hotelu, co dzieje się mniej więcej po półtorej godziny seansu. Potem od obrazu Esteveza nie da się oderwać oczu, bowiem ostatnie pół godziny Bobby'ego to czas, kiedy reżyser ukazuje cały swój kunszt sztuki filmowej. A jeśli doczekamy chwili, kiedy rozbrzmiewa piosenka Sound of Silence duetu Simon & Garfunkel, to zostaniemy dosłownie oczarowani obrazem.

Technicznie film Esteveza wykonany jest bardzo poprawnie. Doskonale wyszedł zabieg poprzeplatania filmu wstawkami z kampanii senatora Kennedy'ego, fragmentami jego przemówień i innymi archiwalnymi nagraniami. Piosenki, które wykorzystano w Bobby'm okazały się perfekcyjnymi wyborami. Oczywiście tu na piedestał wysuwa się wspomniany już tytuł Sound of Silence, nadający niesamowitego klimatu wydarzeniom, które poprzedza. O dziwo nawet motyw z wykorzystaniem archiwalnych przemówień nie denerwuje, jak to z reguły bywa w innych amerykańskich filmach. Tutaj jest to jak najbardziej na miejscu. Niestety film Esteveza posiada jedno wielkie ale, które psuje cały obraz. Tym ale jest zbyt duża ilość bohaterów, a co za tym idzie: niemożność skupienia się na najważniejszej historii, kolejne wątki kolejnych postaci nie wciągają i w wyniku wyjątkowo krótkiego czasu, poświęconego na ich przedstawienie, rozmywają się gdzieś w filmowym zamieszaniu, a dodatkowo wszystko, co dzieje się przed wkroczeniem senatora do hotelu, zostaje odebrane przez widza jako zupełnie nieważne - taka typowa ekranowa zapchajdziura. I nie pomaga tu nawet niespotykana ilość znanych twarzy i nazwisk, z których, o dziwo, najlepiej wypadają te, które skreśliliśmy już jakiś czas temu.


Cóż. W chwili obecnej, zaledwie kilka minut po seansie, przyznaję, że mam ogromny problem z przypomnieniem sobie chociażby takiej błahostki, jak imiona poszczególnych bohaterów. To mówi bardzo dużo. Ogólnie jednak Bobby'ego Esteveza można uznać za posiadający kilka wad, jednak wciąż dobry obraz z absolutnie rewelacyjnym zakończeniem, które skutecznie podnosi końcową ocenę filmu i pozwala zapomnieć o jego niektórych mankamentach. Przede wszystkim jednak, jest to bardzo dobry dokument o zmarłym senatorze. A o to chyba głównie chodziło, prawda?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...