Przejdź do głównej zawartości

Cud w Lake Placid [2004]

Jakiś czas temu odkryłam, że produkcje sygnowane logo Disney'a zawsze ogląda mi się dobrze. I nie chodzi tu tylko o moją słabość, czyli animacje. Przekonałam się, że studio Disney'a wypuszcza także całkiem niezłe filmy, które wypisz wymaluj, idealnie wpasowują się w, niezbyt sprzyjającą, zimowo-jesienną aurę. Chyba zawsze wyjątkowo pozytywne i wręcz zarażające wylewającym się hektolitrami z ekranu optymizmem, to pozycje, które w tym okresie ogląda mi się najprzyjemniej.

http://www.impawards.com/
W drodze uprzyjemnienia sobie jednego z ostatnich, wyjątkowo chłodnych wieczorów, sięgnęłam po Cud w Lake Placid, ponad 10-letni obraz Gavina O'Connora o wydarzeniu, które zostało okrzyknięte numerem jeden stulecia w międzynarodowej historii hokeja. Akurat tej historii, jako że nie jestem zbyt wielką fanki sportu, w którym podobno 100 lat zajęło uświadomienie, że głowa jest równie (albo może i bardziej) ważna, co jądra, w efekcie czego zaczęto stosować kaski, nie muszę chyba mówić, że nie znałam. No, ale do przechodząc do filmu.

Co mnie w obrazie zaskoczyło, a co nie? Na pewno nie był wielką niespodzianką patriotyczny klimat obrazu. No ale czego innego można się spodziewać po filmie made by USA, a w dodatku traktującym o jednym z tych wydarzeń sportowych, z których Amerykanie są najbardziej dumni? W tym wypadku amerykańskiego patriotyzmu uniknąć się nie dało. Co mnie jeszcze nie zaskoczyło? Ostateczny wynik kluczowego spotkania, aczkolwiek to było do przewidzenia już w momencie zobaczenia tytułu filmu. Zaskoczyła mnie za to jedna rzecz, a raczej jedna persona. która kiedy zazwyczaj pojawiała się na ekranie, zwiastowała nadejście jakiegoś totalnego łajdaka, a tym razem przeistoczyła się w typowego amerykańskiego obywatela w dobrze skrojonym garniturze i w fryzurze z idealnym przedziałkiem. Tak, mowa o Kurcie Russellu, do którego tak innego wizerunku ciężko było mi się przyzwyczaić.


Generalnie rzecz biorąc to co tu więcej powiedzieć. Film ogląda się wyjątkowo dobrze, ma się wrażenie, że wszystko jest tak, jak powinno być, aczkolwiek arcydziełem gatunku obrazu O'Connora nie nazwiemy. Muzyka, chociaż bez jakiegoś wybitnego motywu przewodniego, doskonale wkomponowuje się w klimat filmu. Filmowi bohaterowie są podobni do prawdziwego trenera i zawodników, a prawdziwym rarytasem jest umieszczenie w filmie słów Ala Michaelsa, komentatora, którego tekst "11 seconds, you've got 10 seconds, the countdown going on right now! Morrow, up to Silk. Five seconds left in the game. Do you believe in miracles? YES!!!, tak jak samo wydarzenie, przeszły do historii. Szkoda tylko, że w Cudzie z Lake Placid komentarz ten, dzięki polskiemu lektorowi, jest praktycznie niesłyszalny. No cóż. Kolejny raz tęsknię za wersją z napisami. A na sam koniec pozytywnych odczuć po seansie Cudu w Lake Placid, dostajemy jeszcze jeden smaczek - piosenkę do napisów końcowych Dream On zespołu Aerosmith.

Jednym słowem? Warto.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...