Przejdź do głównej zawartości

Sword Art Online (2012)


Sword Art Online należy do jednych z najnowszych produkcji anime. Cieszy się też ogromną popularnością. Zachęcona tematyką - może niezbyt dziewczęcą, ale bardzo oryginalną, z chęcią sięgnęłam po tą pozycję. I od razu muszę powiedzieć, że rozczarowana po seansie nie byłam.

Akcja anime rozgrywa się w stosunkowo niedalekiej przyszłości. W świecie SAO (Sword Art Online) jest bowiem rok 2022. Na rynek wychodzi najnowsza gra - Sword Art Online, w której, za pomocą urządzenia zwanego Nerve Gear, gracze mogą kontrolować swoje awatary za pomocą umysłu. Tysiące graczy - a wśród nich nasz główny bohater, Kirito, loguje się w ten sposób do gry i wkrótce odkrywa, że nie wszystko działa tak, jak powinno. Okazuje się, że twórca gry SAO - Akihiko Kayaba zmodyfikował swój produkt, wskutek czego gracze nie mogą normalnie opuścić gry poprzez wylogowanie się. Grę można opuścić dopiero po ukończeniu jej ostatniego poziomu, ale nie jest to takie proste, bo gra najeżona jest silnymi przeciwnikami, a dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że kto straci wszystkie punkty życia w SAO, ten umiera naprawdę...

SAO zachwyciło mnie od pierwszego wejrzenia - zaznaczam, że pierwowzoru, czyli mangi autorstwa Reki Kawahary nie widziałam. Pod każdym względem jest to anime perfekcyjne. Wizualnie anime jest dla mnie prawdziwą perełką. Kreska jest po prostu genialna - zarówno pod kątem przedstawienia postaci jak i wykreowanych światów. Fabuła wciąga od pierwszej minuty i potrzeba bardzo silnej woli, aby powiedzieć sobie, że kolejny odcinek będzie ostatnim obejrzanym w dniu dzisiejszym. Ja w ciągu jednego wieczoru potrafiłam wchłonąć grubo ponad 5 odcinków, a od obejrzenia kolejnego powstrzymywały mnie jedynie fakt późnej godziny i świadomość porannego wstawania do pracy. Muzycznie anime również prezentuje się bardzo dobrze. Mamy tutaj dużo epickich bitew, wątki romantyczne, dramatyczne i komediowe, a muzyka Yuki Kaijury doskonale wpasowuje się w każdy z tych klimatów.

Niestety SAO ma jak dla mnie jedną, dość wyraźną wadę. Jest nią fakt, że 25-odcinkową serię anime można podzielić na dwie części odpowiadającą dwóm światom, w których rozgrywa się akcja. Pierwszym światem jest SAO. W drugiej części natomiast zostajemy przeniesieni do świata zwanego Alfheim Online (ALO). I w tym momencie zaczęły się dla mnie problemy. O ile bowiem świat SAO uważałam za doskonały w każdym calu, tak świat Alfheim nie jest już taki porywający. Fabuła ALO nie wciąga tak, jak SAO. Jest naciągana, przesadzona, na siłę wydłużona... Ogólnie rzecz biorąc wrażenia miałam mocno negatywne.

Mimo tego, że drugą połowę anime uznałam za totalną porażkę, to ogólnie oceniam Sword Art Online jako porządną produkcję. Jeśli ktoś nie chce sobie psuć anime to radzę skończyć oglądanie w momencie zakończenia Sword Art Online i darować sobie część o Alfheim Online. Bo poza tym nieszczęsnym ALO, Sword Art Online oferuje rozrywkę na najwyższym poziomie. Gorąco polecam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...