Dziś powrót do produkcji o superbohaterach. Tym razem na wieczorny seans filmowy wybrany został Hancock. Ani ja, ani mój M. nie oglądaliśmy tej produkcji. Wiedzieliśmy jedynie, że takie dzieło istnieje. Do obejrzenia zachęciła nas dodatkowo stosunkowo wysoka ocena na filmwebie. Niestety nie dane nam było obejrzeć całej produkcji, stąd też pytanie: czy jest sens pisać recenzję filmu, jeśli nie oglądało się go w całości? Według nas odpowiedź brzmi: tak, chociażby ku przestrodze tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, a chcą go zobaczyć.
Początkowy zamysł filmu uważam za bardzo ciekawy. Ile razy dane nam bowiem było oglądać przygody super-, a raczej antybohatera? Bo powiedzieć, że Hancock to superbohater troszeczkę mija się z prawdą. Hancock to bowiem skończony dupek, wiodący jakże wspaniały żywot menela. Ubiera się jak menel. Można spotkać go tam, gdzie zazwyczaj spotyka się meneli. No i jego największą przyjaciółką jest, będąca stale pod ręką, butelka dobrego, najlepiej jak najmocniejszego trunku. A w dodatku więcej niszczy niż naprawia. Pomysł banalny? Nie.
Okazało się jednak, że Hancock należy do tych filmów, które ogląda się bardzo ciężko. W zasadzie można powiedzieć, że jest to film z tych, które ogląda się tylko ze względu na efekty specjalne. Niestety ani ja, ani M. nie należymy do osób, które zadowolą się jedynie efektami. Nam potrzeba czegoś więcej. Niestety Hancock tego więcej nie posiada. Dla mnie film, który, nie powiem, zapowiadał się dość oryginalnie, skończył się w momencie, w którym zobaczyłam przerysowane do takiego stopnia, w którym nie da się już tego strawić, efekty specjalne. A kroplą, która przepełniła czarę goryczy był motyw wydobywania z niecodziennego superbohatera jego dobrych cech przez speca od PRu. W tym momencie wiadome już było, że dane nam będzie oglądać przemianę prowadzącego menelski tryb życia Hancocka w cukierkowego bohatera pokroju Supermana czy Człowieka Pająka. W ten sposób oryginalność filmu legła w gruzach sprawiając, że ani ja, ani mój M. nie byliśmy w stanie dobrnąć do końca filmu. Wyłączyliśmy go i obejrzeliśmy produkcję, której recenzja pojawi się na blogu już niedługo.
![]() |
http://www.impawards.com |
Okazało się jednak, że Hancock należy do tych filmów, które ogląda się bardzo ciężko. W zasadzie można powiedzieć, że jest to film z tych, które ogląda się tylko ze względu na efekty specjalne. Niestety ani ja, ani M. nie należymy do osób, które zadowolą się jedynie efektami. Nam potrzeba czegoś więcej. Niestety Hancock tego więcej nie posiada. Dla mnie film, który, nie powiem, zapowiadał się dość oryginalnie, skończył się w momencie, w którym zobaczyłam przerysowane do takiego stopnia, w którym nie da się już tego strawić, efekty specjalne. A kroplą, która przepełniła czarę goryczy był motyw wydobywania z niecodziennego superbohatera jego dobrych cech przez speca od PRu. W tym momencie wiadome już było, że dane nam będzie oglądać przemianę prowadzącego menelski tryb życia Hancocka w cukierkowego bohatera pokroju Supermana czy Człowieka Pająka. W ten sposób oryginalność filmu legła w gruzach sprawiając, że ani ja, ani mój M. nie byliśmy w stanie dobrnąć do końca filmu. Wyłączyliśmy go i obejrzeliśmy produkcję, której recenzja pojawi się na blogu już niedługo.
Komentarze
Prześlij komentarz