W dzisiejszym poście kilka słów o drugim tomie trylogii Nocnego Anioła autorstwa Brenta Weeksa. Podczas lektury Na Krawędzi Cienia po raz kolejny przeniesiemy się do krainy Midcyru, gdzie będziemy śledzić losy Kylara Sterna i innych bohaterów, znanych nam tudzież nieznanych, z poprzedniej części trylogii.
Drugi tom trylogii Brenta Weeksa jest bez wątpienia dziełem dojrzalszym niż Droga Cienia. Bohaterowie, z którymi tutaj mamy do czynienia nie są już tacy "niewinni". Także same wydarzenia, które opisane zostały w Na Krawędzi Cienia nie mają już takiego "sielskiego" klimatu. Weeks w tej książce ukazuje nam swój kunszt budowania atmosfery grozy i beznadziei. To, z czym było nam dane spotkać się w Drodze Cienia, w porównaniu z zagrożeniem ukazanym w Na Krawędzi Cienia można uznać za dobrą bajkę dla dzieci. Czytając Na Krawędzi Cienia miałam wrażenie, że w pewnych momentach nie może już być gorzej. I tutaj Weeks ukazywał swoją kreatywność, bo chwilę potem okazywało się, że, owszem, może być gorzej... dużo gorzej.
Na Krawędzi Cienia czyta się szybko. Kolejne rozdziały były przeze mnie po prostu wchłaniane. Niestety w tym tomie również spotkamy ogromną ilość błędów wszelakiego rodzaju, za co znów powinny polecieć głowy osób odpowiedzialnych za tłumaczenie. Nie ukrywam, że ogromnie to przeszkadza, niemniej już nie aż tak, jak podczas lektury pierwszego tomu. Pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia. No i znów brakuje mapy Midcyru, która pomogłaby w ulokowaniu coraz to nowych miast i krain, jakimi zasypuje nas Brent Weeks. Ja przestałam już nawet próbować wyobrazić sobie, jak wyglądało Midcyru. Ilość nazw, jakie musiałabym tam ulokować jest po prostu zbyt duża, żeby zwykły czytelnik mógł to wszystko ogarnąć. Jakiś fan trylogii - może, ja niestety do takowych nie mogę się zaliczyć. Czy polecam? Mimo wszystkich minusów, jakie wytknęłam powyżej - tak, bardzo polecam!
![]() |
http://www.mag.com.pl |
Na Krawędzi Cienia czyta się szybko. Kolejne rozdziały były przeze mnie po prostu wchłaniane. Niestety w tym tomie również spotkamy ogromną ilość błędów wszelakiego rodzaju, za co znów powinny polecieć głowy osób odpowiedzialnych za tłumaczenie. Nie ukrywam, że ogromnie to przeszkadza, niemniej już nie aż tak, jak podczas lektury pierwszego tomu. Pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia. No i znów brakuje mapy Midcyru, która pomogłaby w ulokowaniu coraz to nowych miast i krain, jakimi zasypuje nas Brent Weeks. Ja przestałam już nawet próbować wyobrazić sobie, jak wyglądało Midcyru. Ilość nazw, jakie musiałabym tam ulokować jest po prostu zbyt duża, żeby zwykły czytelnik mógł to wszystko ogarnąć. Jakiś fan trylogii - może, ja niestety do takowych nie mogę się zaliczyć. Czy polecam? Mimo wszystkich minusów, jakie wytknęłam powyżej - tak, bardzo polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz