Aktualnie znalezienie dobrej komedii graniczy z cudem. Jesteśmy do znudzenia zalewani przez kolejne produkcje, które wątek komediowy opierają na mniej lub bardziej smacznych żartach z seksu i genitaliów. Im dalej w las, tym więcej drzew - to przysłowie doskonale się w tym przypadku sprawdza. Im więcej powstaje obrazów typu Kac Vegas i im więcej dostajemy kolejnych American Pie'ów, tym ciężej jest stworzyć w tym temacie coś oryginalnego i jednocześnie zabawnego. Jak to ma się z filmem, o którym mowa w poniższej recenzji?
W poszukiwaniu czegoś, co da się obejrzeć i przy tym dobrze uśmiać, trafiliśmy na Millerów - propozycję z roku 2013, w której motorem napędowym jest - to już norma - seks i wszystko, co go dotyczy, oraz narkotyki. Taki film musi też jednak dobrze wyglądać, więc o oprawę wizualną dbają tu Jason Sudeikis - gwiazdor takich hitów jak Bez smyczy, Szefowie wrogowie czy Dorwać byłą, Jennifer Aniston - pani, która niestety lepiej wygląda niż gra, Emma Roberts - osoba, której absolutnie znikąd nie kojarzę oraz Will Poulter - tu akurat dbanie o oprawę wizualną jest wątpliwe z racji dość specyficznego wyglądu aktora, ale jakby nie patrzeć ktoś o takiej aparycji mur beton musi się w takim filmie znaleźć. Hmmm... i to już w zasadzie wszystko. Owszem, jest tu jeszcze jakaś fabuła, która jednak jest bardziej dodatkiem do masy mniej lub bardziej udanych żartów z dziewictwa (tudzież prawictwa?) jednego z bohaterów, seksu i genitaliów niż czymś, wokół czego można te żarty tworzyć. No, może nie jest z nią aż tak źle, ale przypuszczam, że niedługo w produkcjach opatrzonych metką komedii właśnie z taką sytuacją się spotkamy.
Dobrze, co zatem z tą fabułą? Otóż mamy pewnego dilera - Davida, który pewnego dnia odnajduje w sobie pokłady szlachetności i dobra i pomaga znajdującej się w tarapatach dziewczynie. Dobry uczynek okazuje się być oczywiście błędnie podjętą decyzją i w efekcie nasz diler pozostaje bez grosza i towaru przy duszy. Jego mocodawca nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Aby jakoś się wykaraskać David przyjmuje propozycję przeszmuglowania przez granicę marihuany. Wpada na pomysł, aby przerzutu dokonać w przebraniu. A przecież nie ma lepszego przebrania niż rodzinny wypad na wakacje, prawda? Problem w tym, że David rodziny nie ma. Musi sobie ją zatem naprędce skompletować.
Co powiedzieć o Millerach? Przyznam, że denerwują mnie już tego typu produkcje. Gdy byłam te naście lat młodsza, żarty pokroju tych, zaserwowanych nam w Millerach, nawet mnie bawiły. Teraz niestety częściej wywołują niesmak niż śmiech. I tak też jest z produkcją Rawsona Marshalla Thurbera. Takie sceny jak uczenie całowania młodego Kenny'ego, namawianie go do obciągnięcia gliniarzowi czy też oglądanie przez całą "rodzinkę" jego genitaliów, wywoływały u mnie jedynie zażenowanie żałosnym poziomem tychże scen. Chociaż muszę się też przyznać, że popełniłam grzech i oglądając Millerów kilka razy zdarzyło mi się zaśmiać - chociażby przy scenie z grą w kalambury czy kontroli na lotnisku.
Summa summarum nie jest to najlepsza komedia, jaką można zobaczyć. Nie jest też najgorsza. Millerowie to po prostu jeden z wielu obrazów, jakie już kiedyś dane nam było oglądać. Można go zobaczyć, jednak trzeba mieć na uwadze, że ze względu na specyficzny humor film nie musi wszystkim przypaść do gustu. Mi nie przypadł. Następnym razem, jak będę chciała zobaczyć jakąś dobrą komedię sięgnę po starego, dobrego Monty Pythona. Tam to naprawdę można się uśmiać.
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Dobrze, co zatem z tą fabułą? Otóż mamy pewnego dilera - Davida, który pewnego dnia odnajduje w sobie pokłady szlachetności i dobra i pomaga znajdującej się w tarapatach dziewczynie. Dobry uczynek okazuje się być oczywiście błędnie podjętą decyzją i w efekcie nasz diler pozostaje bez grosza i towaru przy duszy. Jego mocodawca nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Aby jakoś się wykaraskać David przyjmuje propozycję przeszmuglowania przez granicę marihuany. Wpada na pomysł, aby przerzutu dokonać w przebraniu. A przecież nie ma lepszego przebrania niż rodzinny wypad na wakacje, prawda? Problem w tym, że David rodziny nie ma. Musi sobie ją zatem naprędce skompletować.
Co powiedzieć o Millerach? Przyznam, że denerwują mnie już tego typu produkcje. Gdy byłam te naście lat młodsza, żarty pokroju tych, zaserwowanych nam w Millerach, nawet mnie bawiły. Teraz niestety częściej wywołują niesmak niż śmiech. I tak też jest z produkcją Rawsona Marshalla Thurbera. Takie sceny jak uczenie całowania młodego Kenny'ego, namawianie go do obciągnięcia gliniarzowi czy też oglądanie przez całą "rodzinkę" jego genitaliów, wywoływały u mnie jedynie zażenowanie żałosnym poziomem tychże scen. Chociaż muszę się też przyznać, że popełniłam grzech i oglądając Millerów kilka razy zdarzyło mi się zaśmiać - chociażby przy scenie z grą w kalambury czy kontroli na lotnisku.
Summa summarum nie jest to najlepsza komedia, jaką można zobaczyć. Nie jest też najgorsza. Millerowie to po prostu jeden z wielu obrazów, jakie już kiedyś dane nam było oglądać. Można go zobaczyć, jednak trzeba mieć na uwadze, że ze względu na specyficzny humor film nie musi wszystkim przypaść do gustu. Mi nie przypadł. Następnym razem, jak będę chciała zobaczyć jakąś dobrą komedię sięgnę po starego, dobrego Monty Pythona. Tam to naprawdę można się uśmiać.
Komentarze
Prześlij komentarz