Przyznam, że jedyne, co zachęciło mnie do obejrzenia Wyznań to wyjątkowo pozytywne recenzje na portalach filmowych. Im więcej dobrego czytałam o filmie Tetsuyi Nakahimy, tym więcej od niego oczekiwałam. W żaden jednak sposób nie byłam przygotowana na to, co zobaczyłam.
Wyznania mają formę swego rodzaju pamiętnika. Film jest bowiem podzielony na różnej długości rozdziały, w których poznajemy widziane z perspektywy poszczególnych osób wersje tego samego wydarzenia - śmierci kilkuletniej córeczki miejscowej nauczycielki. W pewnym momencie takie powtarzanie tych samych wydarzeń może się znudzić, jednak Wyznania są tak skonstruowane, że ani na moment nie powinna nam przyjść do głowy nawet myśl o tym, aby się w trakcie zeznań nudzić.
Japończycy mają smykałkę do robienia rzeczy, na które nikt normalny nigdzie indziej by nie wpadł. Są już tak jakoś genetycznie zaprogramowani, że największe dziwadła filmowe, jakie kiedykolwiek widziałam, pochodzą właśnie z Kraju Kwitnącej Wiśni. Specyficzne zamiłowania widać także i w Wyznaniach. Mamy bowiem prawdziwie japoński motyw zemsty, w którym metody, jakich używają bohaterowie, nie przyszłyby nam do głowy nawet po największej dawce środków odurzających. Nauczycielka zakażająca uczniów swojej klasy wirusem HIV, poprzez rozcieńczenie go w podawanym nastolatkom mleku? Zamordowanie w bardzo oryginalny sposób matki głównego podejrzanego? Tylko w Japonii można było wpaść na taki pomysł. A co jeszcze lepsze, tylko tam można było ten pomysł zrobić dobrze!
Wolny, momentami wręcz usypiający nastrój, ponura aura i psychiczni bohaterowie. Dobre zdjęcia utrzymane w mrocznym klimacie, ciekawa muzyka, która od razu trafia na listę soundtracków do posiadania i montaż - wszystkie slow motiony razem wzięte i dziwne wstawki. Brutalność i nienaturalne, przerysowane zachowanie postaci w końcowych scenach. W Wyznaniach wszystko to, wykonane mniej lub bardziej udanie, do siebie pasuje.
Nastrój, jaki udało się Nakahimie stworzyć w Wyznaniach jest niesamowity, a film sam w sobie jest - to słowo będzie królem dzisiejszej recenzji - dziwny. Niby momentami się dłuży i niby nas denerwuje, jednak na koniec i tak pozostaniemy pozytywnie zszokowani zaserwowanym nam w tym filmie poziomem nienormalności. Jeśli zaś chodzi o fabułę, to niezbyt ona do mnie dotarła. Jakoś nie mogłam strawić tego wszystkiego, co ukazały mi Wyznania. Cała ta depresja, ogromna pustka i szok, jakie wywołał we mnie ten obraz - chociaż podziwiam za to, jak silne uczucia we mnie wywołały, nie są to po prostu moje klimaty i do listy filmów ulubionych Wyznań zaliczyć nie mogę.
Sumując, pod kątem technicznym mówię filmowi ogromne tak. Jednak pod kątem fabularnym mówię filmowi nie. Jak dla mnie cały artyzm Wyznań po prostu zjadł historię, która stała się przez to mniej ważna. Cóż powiedzieć więcej. Przerost formy nad treścią. Ot co. Mimo tego i tak ogromne wrażenie zrobiła na mnie sama końcówka i słowa nauczycielki "Żartowałam". Za to samo zakończenie moja końcowa ocena wędruje solidnie w górę.
![]() |
http://static.cinemagia.ro/ |
Japończycy mają smykałkę do robienia rzeczy, na które nikt normalny nigdzie indziej by nie wpadł. Są już tak jakoś genetycznie zaprogramowani, że największe dziwadła filmowe, jakie kiedykolwiek widziałam, pochodzą właśnie z Kraju Kwitnącej Wiśni. Specyficzne zamiłowania widać także i w Wyznaniach. Mamy bowiem prawdziwie japoński motyw zemsty, w którym metody, jakich używają bohaterowie, nie przyszłyby nam do głowy nawet po największej dawce środków odurzających. Nauczycielka zakażająca uczniów swojej klasy wirusem HIV, poprzez rozcieńczenie go w podawanym nastolatkom mleku? Zamordowanie w bardzo oryginalny sposób matki głównego podejrzanego? Tylko w Japonii można było wpaść na taki pomysł. A co jeszcze lepsze, tylko tam można było ten pomysł zrobić dobrze!
Wolny, momentami wręcz usypiający nastrój, ponura aura i psychiczni bohaterowie. Dobre zdjęcia utrzymane w mrocznym klimacie, ciekawa muzyka, która od razu trafia na listę soundtracków do posiadania i montaż - wszystkie slow motiony razem wzięte i dziwne wstawki. Brutalność i nienaturalne, przerysowane zachowanie postaci w końcowych scenach. W Wyznaniach wszystko to, wykonane mniej lub bardziej udanie, do siebie pasuje.
Nastrój, jaki udało się Nakahimie stworzyć w Wyznaniach jest niesamowity, a film sam w sobie jest - to słowo będzie królem dzisiejszej recenzji - dziwny. Niby momentami się dłuży i niby nas denerwuje, jednak na koniec i tak pozostaniemy pozytywnie zszokowani zaserwowanym nam w tym filmie poziomem nienormalności. Jeśli zaś chodzi o fabułę, to niezbyt ona do mnie dotarła. Jakoś nie mogłam strawić tego wszystkiego, co ukazały mi Wyznania. Cała ta depresja, ogromna pustka i szok, jakie wywołał we mnie ten obraz - chociaż podziwiam za to, jak silne uczucia we mnie wywołały, nie są to po prostu moje klimaty i do listy filmów ulubionych Wyznań zaliczyć nie mogę.
Sumując, pod kątem technicznym mówię filmowi ogromne tak. Jednak pod kątem fabularnym mówię filmowi nie. Jak dla mnie cały artyzm Wyznań po prostu zjadł historię, która stała się przez to mniej ważna. Cóż powiedzieć więcej. Przerost formy nad treścią. Ot co. Mimo tego i tak ogromne wrażenie zrobiła na mnie sama końcówka i słowa nauczycielki "Żartowałam". Za to samo zakończenie moja końcowa ocena wędruje solidnie w górę.
Mnie też przeszkadzały te wszystkie artystyczne wstawki (deszcz, krople itp), bo trochę wytrącały z fabuły, która jest świetna. Azjaci to jednak wariaci :)
OdpowiedzUsuńCo do tego nie ma wątpliwości :) Dla mnie największym przegięciem było z kolei przerysowanie w jednej z końcowych scen, kiedy to setka uczniów odsuwała się od naszego głównego bohatera jakby tworzył wokół siebie jakieś pole siłowe - coś rodem z Dragon Balla :)
Usuń