Jak wspominałam przy okazji wpisu dotyczącego Epok lodowcowych, mieliśmy jakiś czas temu z M. "fazę" na animacje. W trakcie tej fazy zdążyliśmy zaznajomić się z całkiem ciekawymi nowymi (a często też i starymi, których jednak z różnych powodów nie dane nam było zobaczyć) pozycjami, a także odświeżyliśmy sobie niektóre znane nam już produkcje. Do tej drugiej grupy należy cykl filmów o Shreku, o którym dzisiaj kilka słów.
Shrek w swoim gatunku jest tytułem, który już śmiało można nazwać kultowym. Wraz ze swoim pojawieniem się wyznaczył w kinie animowanym nowy kierunek (owszem, wiem, że pierwsze na tym polu było Toy Story, jednak mam wrażenie, że prawdziwy boom na produkcje komputerowe przyszedł wraz ze Shrekiem), którym z gorszym lub lepszym efektem podążyło wielu twórców późniejszych bajek. Od 2001 r. na ekrany kin weszło wiele animacji chcących powtórzyć sukces filmu o zielonym ogrze. Głównie poprzez opieranie się na sprawdzonym w dziele duetu Adamson-Jenson schemacie polegającym na sprawnym wplataniu w fabułę filmu różnorakich odniesień do popkultury oraz żonglowaniu dowcipem. Bo to właśnie humor stoi za sukcesem Shreka.
W filmie o zielonym ogrze zakochałam się już od pierwszego seansu. Kupiłam wtedy dosłownie wszystko, co mi ten film sprzedał. Brzuch bolał od śmiechu, uszy upajały się melodyjną muzyką, ręce same biły brawo dla polskiego dubbingu, a oczy wpatrywały się zafascynowane w cudownie wykreowany cyfrowo świat. Pamiętam, że razem z rodzeństwem zawsze przy oglądaniu Shreka zakładaliśmy się, kto znajdzie więcej odniesień do innych filmów. Uznałam wtedy Shreka za majstersztyk i postawiłam na piedestale w kategorii filmów animowanych (a przynajmniej tych stworzonych cyfrowo, bo miejsce pierwsze w kategorii animacji bezapelacyjnie należy do Króla lwa). I na tym piedestale trwał do całkiem niedawna, do dnia, kiedy dostaliśmy z M. "fazy" na bajki i obejrzeliśmy Epoki lodowcowe. Wtedy zauważyłam, że w Shreku brakuje mi jednak czegoś, że nie samym dowcipem - choćby nie wiem jak dobrym, człowiek żyje, że w filmie jednak liczy się przesłanie i styl. I tak sobie potem pomyślałam, że jednak z tymi rzeczami Shrek ma akurat problem.
Podobnie rzecz się miała z drugim Shrekiem, który był po prostu opartą na schemacie pierwszej części, kontynuacją. Znowu mieliśmy okazję oglądać feerię humoru, znowu czarowały nas popisy grafików, znowu nuciliśmy sobie wpadające w ucho piosenki i chwytliwe motywy ścieżki dźwiękowej i znowu bawiliśmy się szukając nawiązań do innych filmów. I niby były jakieś nowości chociażby w postaci nowego, bardzo zresztą udanego bohatera - Kota w butach, ale... Mimo, że film oglądało się dobrze, to jednak Shrekowi 2 tego "czegoś" brakowało już wyraźnie. Nawet najbardziej zatwardziali fani jedynki przyznawali, że sequel nie porywa już tak, jak pierwsza część.
Twórcy serii chyba zauważyli, że w ich animacjach brakuje jakiegoś czynnika, więc zabierając się za trzecią odsłonę przygód o zielonym ogrze, postanowili co nieco pozmieniać w schemacie. W efekcie powstał film, który ma ogromny problem. Nie jest bowiem "czystym" Shrekiem, który w każdej sekundzie filmu powala humorem, aczkolwiek dowcip -w oczywiście odpowiednio mniejszych ilościach - w tej części także odnajdziemy. Tam, gdzie odebrano trochę humoru, dostawiono natomiast ambitne motywy - poruszono problemy odpowiedzialności, szacunku czy władzy. I tak narodziła się pierwsza "dojrzała", ale paradoksalnie chyba niestety dla wielu najsłabsza część ze wszystkich Shreków - Shrek Trzeci.
Na zakończenie całego cyklu filmów twórcy Shreka podali nam jednak wisienkę na torcie. Za takową uważam bowiem odsłonę Shrek Forever. Ogromnego plusa daję za całkowite zerwanie z koncepcją pierwszych dwóch Shreków, a postawienie zamiast tego na prawdziwe kino. Owszem, są tu elementy, do których przyzwyczailiśmy się już dzięki poprzednim częściom - chociażby humor, aczkolwiek tutaj w nieco innym, doroślejszym wydaniu, rewelacyjna grafika czy wspaniała ścieżka dźwiękowa, która tutaj też różni się od tego, czego słuchaliśmy w poprzednich Shrekach. Dalej są jednak ogromne zmiany. Czwarty Shrek nie jest już bowiem ciepłą kluchą (w sumie to jest, ale nie w tym kontekście), która potrafi jedynie ciskać dowcipami. Shrek Forever jest zdecydowanie bardziej mroczny, poważny i w pełni dojrzały. W tej części okazuje się, że nasz ogr ma jaja (aczkolwiek trochę czasu zajmie, zanim je odnajdzie), jest zdolny do podejmowania dorosłych decyzji i przyjmowania na siebie odpowiedzialności, a także potrafi poświęcić się dla wyższego dobra. No i rarytasem są postaci Osła i Kota w butach, których wizerunki w Shreku Forever znacznie różnią się od tych, które znamy z poprzednich części. Twórcom serii na sam koniec udało się osiągnąć zamierzony cel - sprawili, że oglądając ostatnią część żałowałam, że to już niestety pożegnanie ze Shrekiem.
Podsumowując. Seria o zielonym ogrze na pewno jest punktem obowiązkowym dla każdego. Nie bez powodu obrosła w końcu ona mianem kultowej. Można bowiem powiedzieć, że właśnie tu wszystko się zaczęło. Grafika, specyficzny rodzaj bajkowego humoru i wspaniały polski dubbing. Choć jednak cykl ten jest bardzo przeze mnie lubiany, niestety musi zejść z mojego piedestału ustępując miejsca Epoce lodowcowej. Bo jakby nie patrzeć, odniesienia do innych dzieł popkultury (chociażby do Żwirka i Muchomorka) nie zawsze będą zrozumiałe dla pokolenia, które daną animację ogląda. Bardziej zrozumiałe będą ponadczasowe wartości, prezentowane w serii o mamucie, leniwcu i tygrysie szablastozębnym. Shrek obudził się niestety zbyt późno i jedna udana pozycja nie jest już w stanie nadrobić zaległości, jakie w dziedzinie filmów z głębszym przesłaniem poczyniły trzy (no dwie i pół) pierwsze części sagi.
Nie zmienia to jednak faktu, że seria wciąż należy do ścisłej czołówki filmów animowanych i że obejrzeć ją po prostu trzeba.
![]() |
źródło obrazów: http//www.impaward.com/ |
Shrek w swoim gatunku jest tytułem, który już śmiało można nazwać kultowym. Wraz ze swoim pojawieniem się wyznaczył w kinie animowanym nowy kierunek (owszem, wiem, że pierwsze na tym polu było Toy Story, jednak mam wrażenie, że prawdziwy boom na produkcje komputerowe przyszedł wraz ze Shrekiem), którym z gorszym lub lepszym efektem podążyło wielu twórców późniejszych bajek. Od 2001 r. na ekrany kin weszło wiele animacji chcących powtórzyć sukces filmu o zielonym ogrze. Głównie poprzez opieranie się na sprawdzonym w dziele duetu Adamson-Jenson schemacie polegającym na sprawnym wplataniu w fabułę filmu różnorakich odniesień do popkultury oraz żonglowaniu dowcipem. Bo to właśnie humor stoi za sukcesem Shreka.
W filmie o zielonym ogrze zakochałam się już od pierwszego seansu. Kupiłam wtedy dosłownie wszystko, co mi ten film sprzedał. Brzuch bolał od śmiechu, uszy upajały się melodyjną muzyką, ręce same biły brawo dla polskiego dubbingu, a oczy wpatrywały się zafascynowane w cudownie wykreowany cyfrowo świat. Pamiętam, że razem z rodzeństwem zawsze przy oglądaniu Shreka zakładaliśmy się, kto znajdzie więcej odniesień do innych filmów. Uznałam wtedy Shreka za majstersztyk i postawiłam na piedestale w kategorii filmów animowanych (a przynajmniej tych stworzonych cyfrowo, bo miejsce pierwsze w kategorii animacji bezapelacyjnie należy do Króla lwa). I na tym piedestale trwał do całkiem niedawna, do dnia, kiedy dostaliśmy z M. "fazy" na bajki i obejrzeliśmy Epoki lodowcowe. Wtedy zauważyłam, że w Shreku brakuje mi jednak czegoś, że nie samym dowcipem - choćby nie wiem jak dobrym, człowiek żyje, że w filmie jednak liczy się przesłanie i styl. I tak sobie potem pomyślałam, że jednak z tymi rzeczami Shrek ma akurat problem.
Podobnie rzecz się miała z drugim Shrekiem, który był po prostu opartą na schemacie pierwszej części, kontynuacją. Znowu mieliśmy okazję oglądać feerię humoru, znowu czarowały nas popisy grafików, znowu nuciliśmy sobie wpadające w ucho piosenki i chwytliwe motywy ścieżki dźwiękowej i znowu bawiliśmy się szukając nawiązań do innych filmów. I niby były jakieś nowości chociażby w postaci nowego, bardzo zresztą udanego bohatera - Kota w butach, ale... Mimo, że film oglądało się dobrze, to jednak Shrekowi 2 tego "czegoś" brakowało już wyraźnie. Nawet najbardziej zatwardziali fani jedynki przyznawali, że sequel nie porywa już tak, jak pierwsza część.
Twórcy serii chyba zauważyli, że w ich animacjach brakuje jakiegoś czynnika, więc zabierając się za trzecią odsłonę przygód o zielonym ogrze, postanowili co nieco pozmieniać w schemacie. W efekcie powstał film, który ma ogromny problem. Nie jest bowiem "czystym" Shrekiem, który w każdej sekundzie filmu powala humorem, aczkolwiek dowcip -w oczywiście odpowiednio mniejszych ilościach - w tej części także odnajdziemy. Tam, gdzie odebrano trochę humoru, dostawiono natomiast ambitne motywy - poruszono problemy odpowiedzialności, szacunku czy władzy. I tak narodziła się pierwsza "dojrzała", ale paradoksalnie chyba niestety dla wielu najsłabsza część ze wszystkich Shreków - Shrek Trzeci.
Na zakończenie całego cyklu filmów twórcy Shreka podali nam jednak wisienkę na torcie. Za takową uważam bowiem odsłonę Shrek Forever. Ogromnego plusa daję za całkowite zerwanie z koncepcją pierwszych dwóch Shreków, a postawienie zamiast tego na prawdziwe kino. Owszem, są tu elementy, do których przyzwyczailiśmy się już dzięki poprzednim częściom - chociażby humor, aczkolwiek tutaj w nieco innym, doroślejszym wydaniu, rewelacyjna grafika czy wspaniała ścieżka dźwiękowa, która tutaj też różni się od tego, czego słuchaliśmy w poprzednich Shrekach. Dalej są jednak ogromne zmiany. Czwarty Shrek nie jest już bowiem ciepłą kluchą (w sumie to jest, ale nie w tym kontekście), która potrafi jedynie ciskać dowcipami. Shrek Forever jest zdecydowanie bardziej mroczny, poważny i w pełni dojrzały. W tej części okazuje się, że nasz ogr ma jaja (aczkolwiek trochę czasu zajmie, zanim je odnajdzie), jest zdolny do podejmowania dorosłych decyzji i przyjmowania na siebie odpowiedzialności, a także potrafi poświęcić się dla wyższego dobra. No i rarytasem są postaci Osła i Kota w butach, których wizerunki w Shreku Forever znacznie różnią się od tych, które znamy z poprzednich części. Twórcom serii na sam koniec udało się osiągnąć zamierzony cel - sprawili, że oglądając ostatnią część żałowałam, że to już niestety pożegnanie ze Shrekiem.
Podsumowując. Seria o zielonym ogrze na pewno jest punktem obowiązkowym dla każdego. Nie bez powodu obrosła w końcu ona mianem kultowej. Można bowiem powiedzieć, że właśnie tu wszystko się zaczęło. Grafika, specyficzny rodzaj bajkowego humoru i wspaniały polski dubbing. Choć jednak cykl ten jest bardzo przeze mnie lubiany, niestety musi zejść z mojego piedestału ustępując miejsca Epoce lodowcowej. Bo jakby nie patrzeć, odniesienia do innych dzieł popkultury (chociażby do Żwirka i Muchomorka) nie zawsze będą zrozumiałe dla pokolenia, które daną animację ogląda. Bardziej zrozumiałe będą ponadczasowe wartości, prezentowane w serii o mamucie, leniwcu i tygrysie szablastozębnym. Shrek obudził się niestety zbyt późno i jedna udana pozycja nie jest już w stanie nadrobić zaległości, jakie w dziedzinie filmów z głębszym przesłaniem poczyniły trzy (no dwie i pół) pierwsze części sagi.
Nie zmienia to jednak faktu, że seria wciąż należy do ścisłej czołówki filmów animowanych i że obejrzeć ją po prostu trzeba.
Komentarze
Prześlij komentarz