Kruimeltje to film, który w niewiadomy sposób zawitał do mojej filmoteki. Jednak skoro już się w niej znalazł, trzeba było go obejrzeć. Odpowiednim momentem na to wydał się być wczorajszy wieczór. Czekając na powrót M. z pracy, aby jakoś przyspieszyć upływ czasu, stwierdziłam, że obejrzenie Kruimeltje będzie dobrą decyzją.
Problem pojawił już na samym początku seansu. Okazało się bowiem, że film jest w języku holenderskim i za żadne skarby nie da się znaleźć do niego polskich napisów. Szczęśliwie udało mi się zaopatrzyć w angielskie napisy - Kruimeltje należy do filmów o prostym języku, także wybitnym anglistą nie trzeba być, żeby zrozumieć o czym w obrazie Marii Peters mowa. Uporawszy się z tą przeciwnością, zasiadłam do seansu.
Teraz wypadałoby powiedzieć kilka słów o tym, o czym opowiada, nakręcony na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Chrisa van Abkoude'a, Kruimeltje. Okruszek - bo taki jest polski tytuł filmu, jest historią dziesięcioletniego, pozbawionego rodziców chłopca. Okruszkiem opiekuje się surowa pani Koster, jednak sposób, w jaki wychowuje ona chłopca pozostawia wiele do życzenia. Wskutek tego Okruszek większość czasu spędza na ulicy, a czasem - z powodu licznych zatargów z prawem, w więzieniu. Wszystko ma się jednak w życiu Kruimeltje zmienić w dniu, w którym na jego drodze staje niejaki pan Wilkes, właściciel sklepu warzywnego. Okazuje się bowiem, że Wilkesa i Kruimeltje coś łączy.
Kruimeltje to typowe kino familijne. Dramatyczna historia chłopca ściska za serce swą brutalną realnością. Całość daje do myślenia tym bardziej, że akcja filmu toczy się w okresie Świąt Bożego Narodzenia - mnie osobiście najbardziej zbulwersował epizod z szukaniem schronienia w kościele, ukazujący hipokryzję niektórych ludzi. Bolesne spotkania z brutalną rzeczywistością (więzienie, bezdomność, schronisko, sierociniec) na długo zapadają w pamięć. Kruimeltje jest jednak kinem familijnym, także musi być w nim też coś pozytywnego. Dla zrównoważenia emocji mamy zatem bardzo pozytywny i słodki happy end.
Okruszek nie jest dziełem wybitnym. Mimo iż ogląda się go przyjemnie, jest to jedynie mocno średni film. Dodatkowo sama historia nie jest też oryginalna. Kruimeltje nieco bowiem przypomina bardziej nam znane historie Olivera Twista, Toma Sawyera, Hucka Finna czy innych biednych sierot, które jakoś musiały sobie w życiu radzić. Uwierzcie mi jednak, jakże miło jednak jest odpocząć od zalewających nas zewsząd amerykańskich produkcji i sięgnąć po coś europejskiego, a w tym przypadku holenderskiego.
Rodzinny seans Kruimeltje w niedzielne południe jak najbardziej wskazany.
![]() |
www.filmweb.pl |
Teraz wypadałoby powiedzieć kilka słów o tym, o czym opowiada, nakręcony na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Chrisa van Abkoude'a, Kruimeltje. Okruszek - bo taki jest polski tytuł filmu, jest historią dziesięcioletniego, pozbawionego rodziców chłopca. Okruszkiem opiekuje się surowa pani Koster, jednak sposób, w jaki wychowuje ona chłopca pozostawia wiele do życzenia. Wskutek tego Okruszek większość czasu spędza na ulicy, a czasem - z powodu licznych zatargów z prawem, w więzieniu. Wszystko ma się jednak w życiu Kruimeltje zmienić w dniu, w którym na jego drodze staje niejaki pan Wilkes, właściciel sklepu warzywnego. Okazuje się bowiem, że Wilkesa i Kruimeltje coś łączy.
Kruimeltje to typowe kino familijne. Dramatyczna historia chłopca ściska za serce swą brutalną realnością. Całość daje do myślenia tym bardziej, że akcja filmu toczy się w okresie Świąt Bożego Narodzenia - mnie osobiście najbardziej zbulwersował epizod z szukaniem schronienia w kościele, ukazujący hipokryzję niektórych ludzi. Bolesne spotkania z brutalną rzeczywistością (więzienie, bezdomność, schronisko, sierociniec) na długo zapadają w pamięć. Kruimeltje jest jednak kinem familijnym, także musi być w nim też coś pozytywnego. Dla zrównoważenia emocji mamy zatem bardzo pozytywny i słodki happy end.
Okruszek nie jest dziełem wybitnym. Mimo iż ogląda się go przyjemnie, jest to jedynie mocno średni film. Dodatkowo sama historia nie jest też oryginalna. Kruimeltje nieco bowiem przypomina bardziej nam znane historie Olivera Twista, Toma Sawyera, Hucka Finna czy innych biednych sierot, które jakoś musiały sobie w życiu radzić. Uwierzcie mi jednak, jakże miło jednak jest odpocząć od zalewających nas zewsząd amerykańskich produkcji i sięgnąć po coś europejskiego, a w tym przypadku holenderskiego.
Rodzinny seans Kruimeltje w niedzielne południe jak najbardziej wskazany.
Komentarze
Prześlij komentarz