Nowa odsłona Transformersów w kinach gości już od jakiegoś czasu. Że w końcu wybiorę się na ten film do kina wiedziałam od momentu zobaczenia jednego z trailerów. Ogromne ilości metalu, szybkie, nowoczesne samochody i bitwy nie wydają się być zachęcającym tematem do oglądania dla pań. Ja universum Transformersów nie znam od deski do deski. Wiem, że kiedyś, za czasów mojej podstawówki, była "transformerowa" kreskówka. Orientuję się, że jest tam niejaki Optimus Prime - wielka ciężarówka, oraz Bumblebee - stylowe Camaro. Mimo tego wszystkie filmowe Transformersy (oprócz części trzeciej, na której zasnęłam w trakcie seansu) pochłonęłam błyskawicznie. Dodam jeszcze, że wrażenie po poszczególnych seansach odniosłam pozytywne, także obejrzenie Wieku zagłady było obowiązkowe.
W Wieku zagłady żegnamy się z bohaterem poprzednich części Samem Witwicky'm. Jego miejsce zastępuje niejaki Cade Yeager - w tej roli Mark Wahlberg. Towarzyszy mu jego córka - Tessa (Nicola Peltz) oraz jej chłopak - kierowca rajdowy - Shane (Jack Reynor). Cała powyższa trójca dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje wplątana w sam środek wojny z metalowymi kosmitami. Co z tego wynika?
Transformers:Wiek zagłady to jeden z tych filmów, po których wiadomo, czego się spodziewać idąc na seans do kina. Ci, co widzieli poprzednie części Transformersów będą wiedzieli jeszcze lepiej, co ma do zaoferowania nowa produkcja Bay'a. Reżyser serwuje nam bowiem dokładnie to samo, co we wcześniejszych trzech (obstawiam, że trzech, bo filmowej trójeczki nie widziałam). Mamy kupę metalu, mamy piękne kobiety w obcisłych i, możliwie jak najwięcej odkrywających, strojach. Mamy kipiących testosteronem mężczyzn oraz superszybkie, superpiękne i supernowoczesne auta. Są także wybuchy, masa strzelanin, jeszcze więcej eksplozji i efektowne pościgi. Całość doprawiona została mistrzowskimi ujęciami w znanym wszystkim, charakterystycznym amerykańskim stylu.
Tego wszystkiego się spodziewałam. Tak samo jak dobrej muzyki - cóż, mam słabość do dzieł Steve'a Jablonsky'ego, efektów specjalnych na najwyższym poziomie - kto mi powie, że Dinoboty nie wyszły rewelacyjnie?, i genialnych zdjęć - niektóre ujęcia sprawiają, że chce się pojechać w te miejsca i zobaczyć je na własne oczy. Płytkiej fabuły (o ile można to nazwać fabułą) i postaci - dobrzy ludzie są tu zawsze dobrzy, a źli bezwzględnie źli (ktoś się w międzyczasie nawróci, ale większym zaskoczeniem fabularnym to nie jest). No i tak samo jak przeciętnego aktorstwa. Czy kobiety w Transformersach naprawdę jedyne, co dobrze robią, to wyglądają?
Są jednak rzeczy, których się nie spodziewałam. Co to? Wszechobecna, nachalna reklama, która sprawia, że chwilami mamy ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Przepiękną reklamę dostały koncerny m.in. Chevroleta, Bugatti, Pagani czy Lamborghini. O ile jednak reklamy samochodów można wybaczyć - w końcu universum Transformersów zakłada, że transformują się one właśnie w auta, o tyle reklam, jakimi zasypuje nas Bay w drugiej, "chińskiej" połowie filmu, nie da się już znieść. Okulary Gucciego, plakat reklamujący kolekcję Armaniego czy też piękna reklama wody mineralnej, którą w jednej ze scen pije Su Yueming. Ehhhh... szkoda słów.
Czy powinniście obejrzeć najnowsze Transformersy? Cóż. Jeśli podobały Wam się poprzednie odsłony to tak, warto. Jeśli chcecie obejrzeć film tylko dla efektów specjalnych, pościgów, walk i kupy wybuchów, proszę bardzo. Pozostałym raczej produkcja Bay'a nie przypadnie do gustu. Tym bardziej fani ambitnych dzieł powinni omijać ten film szerokim łukiem. Nie zobaczycie tutaj bowiem ani grama jakiejkolwiek fabuły. Generalnie, jeśli macie ochotę na lekki, niezobowiązujący odmóżdżacz, możecie się pokusić na Wiek zagłady. Ja się pokusiłam i nie wyszłam z kina rozczarowana. Transformers: Wiek zagłady oferuje bowiem dokładnie to, czego się po nim można spodziewać.
![]() |
http://www.hollywoodreporter.com/ |
Transformers:Wiek zagłady to jeden z tych filmów, po których wiadomo, czego się spodziewać idąc na seans do kina. Ci, co widzieli poprzednie części Transformersów będą wiedzieli jeszcze lepiej, co ma do zaoferowania nowa produkcja Bay'a. Reżyser serwuje nam bowiem dokładnie to samo, co we wcześniejszych trzech (obstawiam, że trzech, bo filmowej trójeczki nie widziałam). Mamy kupę metalu, mamy piękne kobiety w obcisłych i, możliwie jak najwięcej odkrywających, strojach. Mamy kipiących testosteronem mężczyzn oraz superszybkie, superpiękne i supernowoczesne auta. Są także wybuchy, masa strzelanin, jeszcze więcej eksplozji i efektowne pościgi. Całość doprawiona została mistrzowskimi ujęciami w znanym wszystkim, charakterystycznym amerykańskim stylu.
Tego wszystkiego się spodziewałam. Tak samo jak dobrej muzyki - cóż, mam słabość do dzieł Steve'a Jablonsky'ego, efektów specjalnych na najwyższym poziomie - kto mi powie, że Dinoboty nie wyszły rewelacyjnie?, i genialnych zdjęć - niektóre ujęcia sprawiają, że chce się pojechać w te miejsca i zobaczyć je na własne oczy. Płytkiej fabuły (o ile można to nazwać fabułą) i postaci - dobrzy ludzie są tu zawsze dobrzy, a źli bezwzględnie źli (ktoś się w międzyczasie nawróci, ale większym zaskoczeniem fabularnym to nie jest). No i tak samo jak przeciętnego aktorstwa. Czy kobiety w Transformersach naprawdę jedyne, co dobrze robią, to wyglądają?
Są jednak rzeczy, których się nie spodziewałam. Co to? Wszechobecna, nachalna reklama, która sprawia, że chwilami mamy ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Przepiękną reklamę dostały koncerny m.in. Chevroleta, Bugatti, Pagani czy Lamborghini. O ile jednak reklamy samochodów można wybaczyć - w końcu universum Transformersów zakłada, że transformują się one właśnie w auta, o tyle reklam, jakimi zasypuje nas Bay w drugiej, "chińskiej" połowie filmu, nie da się już znieść. Okulary Gucciego, plakat reklamujący kolekcję Armaniego czy też piękna reklama wody mineralnej, którą w jednej ze scen pije Su Yueming. Ehhhh... szkoda słów.
Czy powinniście obejrzeć najnowsze Transformersy? Cóż. Jeśli podobały Wam się poprzednie odsłony to tak, warto. Jeśli chcecie obejrzeć film tylko dla efektów specjalnych, pościgów, walk i kupy wybuchów, proszę bardzo. Pozostałym raczej produkcja Bay'a nie przypadnie do gustu. Tym bardziej fani ambitnych dzieł powinni omijać ten film szerokim łukiem. Nie zobaczycie tutaj bowiem ani grama jakiejkolwiek fabuły. Generalnie, jeśli macie ochotę na lekki, niezobowiązujący odmóżdżacz, możecie się pokusić na Wiek zagłady. Ja się pokusiłam i nie wyszłam z kina rozczarowana. Transformers: Wiek zagłady oferuje bowiem dokładnie to, czego się po nim można spodziewać.
Komentarze
Prześlij komentarz