Dzisiaj, z racji pewnej rocznicy, specjalny post. Specjalny, gdyż przeniesiemy się w nim na moment kilkadziesiąt lat wstecz, do czasów wojennej zawieruchy. Zapraszam do lektury recenzji filmu Kamienie na szaniec.
Na Kamienie na szaniec mieliśmy się z M. wybrać do kina. Niestety wskutek różnych wydarzeń, sztuka ta nam się nie udała. Kiedy trafiła się już możliwość wybrania się na seans, okazało się, że Kamieni... już nie grają. Pozostało nam zatem czekać do premiery filmu na DVD. Premiera już była. Kamienie na szaniec można kupić w zasadzie wszędzie, także skorzystaliśmy z tego rozwiązania oraz z okazji w postaci okrągłej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego i usiedliśmy przed telewizorem.
Do filmu nastawieni byliśmy bardzo pozytywnie. Oboje bowiem należymy do grona tych osób, które są dumne z polskiej historii i ani trochę się jej nie wstydzą. Książka Aleksandra Kamińskiego z kolei należy do jednych z naszych ulubionych lektur szkolnych. Film był zatem czymś, co musieliśmy koniecznie zobaczyć. No i w tym miejscu zaczyna się nasz dramat.
Okazało się bowiem, że film to coś, co w ogóle nie powinno było powstać! Jest to jedna wielka kpina z polskiej historii, ważnej organizacji, jaką były Szare Szeregi no i przede wszystkim wielka kpina z ludzi, którzy wchodzili w jej skład. Przedstawienie harcerzy z Szarych Szeregów jako bandy napalonych dzieciaków, która chce sobie tylko postrzelać dla zabawy to po prostu zbezczeszczenie pamięci o dzielnych, młodych chłopach, którzy poświęcili wszystko dla walki o Ojczyznę.
Jak można było pominąć to, że w czasie filmowych wydarzeń, Szare Szeregi były dobrze funkcjonującą i naprawdę bardzo szanowaną organizacją. Współdziałali przecież z AK! Reżyser chyba o tym zapomniał, chociaż nie wiem, jakim cudem, gdyż do dyspozycji miał specjalistów od historii i harcerstwa. Jak można było tak zakrzywić tamtejszą rzeczywistość? Normy moralne, cała etykieta została zastąpiona dzisiejszymi zasadami postępowania. W efekcie mamy nienaturalnie liberalnych rodziców, wyśmiewanie się przez harcerzy z takiej świętości, jaką jest order Virtuti Militari (!), napalonych chłopaków, którzy w ogóle nie widzą sensu w akcjach małego sabotażu czy humanitarnego Zośkę, który ginie jak tchórz. Czy to naprawdę było w książce? Czytałam ją już jakiś czas temu, ale wydaje mi się, że nie. Reżyser Gliński niepotrzebnie chciał przenieść Kamienie... naszą, XXI-wieczną rzeczywistość, która kieruje się niestety całkowicie odmiennymi zasadami niż rzeczywistość Polski walczącej o wolność. Jak można było pominąć tyle wydarzeń z książki, filmując jedynie kilkanaście stron stanowiących w zasadzie tylko akcję pod arsenałem? Jak w końcu można było pominąć postać Alka? Było on w ogóle w filmie? Pominę już fakt, że przez pierwsze pół godziny seansu, próbowaliśmy z M. ustalić, który z chłopaków przewijających się nam na ekranie to Zośka, a który to Rudy...
Jedyne, czym może się bronić film Glińskiego to aktorstwo. Bryluje tutaj szczególnie wcielający się w rolę Rudego Tomasz Ziętek. Młoda, nieznana obsada to jedyne, co może się w filmie Glińskiego podobać.
Pomijając powyższy pozytyw, Kamienie na szaniec to film od każdej strony zły. Zawalono dosłownie wszystko, co było do zawalenia. Zakłamano historię i zakpiono z nastoletnich bohaterów. Stworzono postacie mdłe i całkowicie odmienne od tych książkowych. Żeby film lepiej się sprzedawał zamiast na bohaterstwo postawiono na seks i cycki. Bo teraz niestety chyba tylko to się liczy.
Każdy, komu historia miła niech trzyma się od pseudo-dzieła Glińskiego z daleka. Nie wierzcie wysokim ocenom na portalach filmowych, które są wyssane z palca. Tego chłamu po prostu nie da się oglądać. Jest to jedna ogromna kpina z historii i zdeptanie wizerunku młodych bohaterów! Sponiewierano całą polska dumę. Aż śmieszy fakt, że wszystkie poprawki, jakie zgłosił filmowy konsultant historyczny... zostały odrzucone. Coś powinien mówić również fakt odcięcia się od filmu spadkobiercy tytułu przez dr Wojciecha Feleszko - wnuka Aleksandra Kamińskiego.
Kamienie na szaniec Glińskiego w ogóle nie powinny powstać. Wtedy świat byłby dużo piękniejszy...
Na Kamienie na szaniec mieliśmy się z M. wybrać do kina. Niestety wskutek różnych wydarzeń, sztuka ta nam się nie udała. Kiedy trafiła się już możliwość wybrania się na seans, okazało się, że Kamieni... już nie grają. Pozostało nam zatem czekać do premiery filmu na DVD. Premiera już była. Kamienie na szaniec można kupić w zasadzie wszędzie, także skorzystaliśmy z tego rozwiązania oraz z okazji w postaci okrągłej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego i usiedliśmy przed telewizorem.
![]() |
www.filmweb.pl |
Okazało się bowiem, że film to coś, co w ogóle nie powinno było powstać! Jest to jedna wielka kpina z polskiej historii, ważnej organizacji, jaką były Szare Szeregi no i przede wszystkim wielka kpina z ludzi, którzy wchodzili w jej skład. Przedstawienie harcerzy z Szarych Szeregów jako bandy napalonych dzieciaków, która chce sobie tylko postrzelać dla zabawy to po prostu zbezczeszczenie pamięci o dzielnych, młodych chłopach, którzy poświęcili wszystko dla walki o Ojczyznę.
Jak można było pominąć to, że w czasie filmowych wydarzeń, Szare Szeregi były dobrze funkcjonującą i naprawdę bardzo szanowaną organizacją. Współdziałali przecież z AK! Reżyser chyba o tym zapomniał, chociaż nie wiem, jakim cudem, gdyż do dyspozycji miał specjalistów od historii i harcerstwa. Jak można było tak zakrzywić tamtejszą rzeczywistość? Normy moralne, cała etykieta została zastąpiona dzisiejszymi zasadami postępowania. W efekcie mamy nienaturalnie liberalnych rodziców, wyśmiewanie się przez harcerzy z takiej świętości, jaką jest order Virtuti Militari (!), napalonych chłopaków, którzy w ogóle nie widzą sensu w akcjach małego sabotażu czy humanitarnego Zośkę, który ginie jak tchórz. Czy to naprawdę było w książce? Czytałam ją już jakiś czas temu, ale wydaje mi się, że nie. Reżyser Gliński niepotrzebnie chciał przenieść Kamienie... naszą, XXI-wieczną rzeczywistość, która kieruje się niestety całkowicie odmiennymi zasadami niż rzeczywistość Polski walczącej o wolność. Jak można było pominąć tyle wydarzeń z książki, filmując jedynie kilkanaście stron stanowiących w zasadzie tylko akcję pod arsenałem? Jak w końcu można było pominąć postać Alka? Było on w ogóle w filmie? Pominę już fakt, że przez pierwsze pół godziny seansu, próbowaliśmy z M. ustalić, który z chłopaków przewijających się nam na ekranie to Zośka, a który to Rudy...
Jedyne, czym może się bronić film Glińskiego to aktorstwo. Bryluje tutaj szczególnie wcielający się w rolę Rudego Tomasz Ziętek. Młoda, nieznana obsada to jedyne, co może się w filmie Glińskiego podobać.
Pomijając powyższy pozytyw, Kamienie na szaniec to film od każdej strony zły. Zawalono dosłownie wszystko, co było do zawalenia. Zakłamano historię i zakpiono z nastoletnich bohaterów. Stworzono postacie mdłe i całkowicie odmienne od tych książkowych. Żeby film lepiej się sprzedawał zamiast na bohaterstwo postawiono na seks i cycki. Bo teraz niestety chyba tylko to się liczy.
Każdy, komu historia miła niech trzyma się od pseudo-dzieła Glińskiego z daleka. Nie wierzcie wysokim ocenom na portalach filmowych, które są wyssane z palca. Tego chłamu po prostu nie da się oglądać. Jest to jedna ogromna kpina z historii i zdeptanie wizerunku młodych bohaterów! Sponiewierano całą polska dumę. Aż śmieszy fakt, że wszystkie poprawki, jakie zgłosił filmowy konsultant historyczny... zostały odrzucone. Coś powinien mówić również fakt odcięcia się od filmu spadkobiercy tytułu przez dr Wojciecha Feleszko - wnuka Aleksandra Kamińskiego.
Kamienie na szaniec Glińskiego w ogóle nie powinny powstać. Wtedy świat byłby dużo piękniejszy...
Komentarze
Prześlij komentarz