Nie zastanawiałam się długo nad tym, czy obejrzeć najnowsze dzieło Hayao Miyazakiego. W tym przypadku zachętą do zobaczenia produkcji ze studia Ghibli było same nazwisko jego twórcy. Miyazaki odpowiada przecież za takie dzieła jak Tajemniczy świat Arietty, Księżniczkę Mononoke, Spirited Away: W krainie Bogów czy chociażby Ruchomy zamek Hauru. Razem z M. wszystkie powyższe pozycje kupiliśmy, także żeby obejrzeć Zrywa się wiatr wcale nie trzeba nas było długo zachęcać. Tym bardziej, że prawdopodobnie jest to ostatnie dzieło japońskiego twórcy anime, który ogłosił przejście na emeryturę.
Zrywa się wiatr jest nieco odmienną produkcją od wcześniejszych filmów Miyazakiego. Tym razem, zamiast fantastycznej opowieści, mamy bowiem do czynienia z biografią niejakiego Jiro Horikoshiego. Cóż... może dla mnie była to postać zupełnie nieznana, ale mój M. - zapalony miłośnik wszystkiego co związane z militariami, od razu skojarzył nazwisko z samolotami Mitsubishi A6M Rei-Sei, bardziej znanego jako "Zero". No i faktycznie, anime jest właśnie historią konstruktora słynnych japońskich myśliwców.
Jak już wspomniałam to dzieło Miyazakiego jest inne. Najbardziej rzuca się w oczy fakt "pozbawienia" anime tej nutki fantastyczności. Z tak charakterystyczną dla dzieł Miyazakiego sferą marzeń i tego, co nierealne, w Zrywa się wiatr spotykamy się tylko sporadycznie, podczas snów Horikoshiego. I to właśnie te fragmenty filmu są moim zdaniem najlepsze. Pozostała, pozbawiona magicznej aury, część anime wypada stosunkowo słabo. Owszem, mamy tam przepiękne, a w zasadzie rewelacyjne, animacje, ale do tego niestety zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Każde anime zachwyca nas bowiem wspaniale wykreowanym, pełnym kolorów rysunkowym światem. Każde anime zachwycało nas także bogactwem postaci - ich różnorodnością, ale przede wszystkim ich bogactwem charakteru. Tutaj pod tym kątem postaci są zaledwie przeciętne - Jiro Horikoshi wcale nie jest takim rewelacyjnym głównym bohaterem.
Niezbyt zgrabnie wypadło anime pod kątem zawiązania akcji. Momentami film nudzi i mam wrażenie, że byłoby dla tego dzieła lepiej, gdyby było ono o godzinę krótsze. Półtorej godziny filmu zamiast ponad dwóch na pewno wypadłoby w ogólnym rozrachunku lepiej. Tym bardziej, że fabuły naprawdę nie było tam aż tak dużo. Można ją było przedstawić nieco zgrabniej - uciąć trochę tu, przyspieszyć akcję tam, nieco skondensować całość - myślę, że byłoby wtedy ciekawiej i mniej sennie.
Jak ocenić Zrywa się wiatr? Jest w nim kilka wad, ale jest i trochę pozytywów. Mimo wszystko oglądało się go dobrze, ładnie i przyjemnie. Jak zwykle zachwycał ładną kreską i sposobem przedstawienia świata nierealnego (w tym przypadku sennych wizji głównego bohatera). Jak zwykle zmuszał mnie do zadania sobie pytania dlaczego Japończycy potrafią stworzyć dobre anime w zasadzie z każdego, nawet byle jakiego materiału, a niekoniecznie tak samo dobrze wypadają w dziedzinie "normalnych" filmów. Cóż, na zakończenie swojej kariery Hayao Miyazaki stworzył film dobry, ale nie rewelacyjny. I pozostaje żal, że Japończyk zdecydował się odejść na emeryturę pozbawiając nas tym samym przyjemności oglądania jego nowych, niezmiennie dobrych - nawet jeśli nieco słabszych, produkcji.
A na koniec? Na koniec oczywiście zachęcam do obejrzenia :)
![]() |
http://impawards.com/ |
Jak już wspomniałam to dzieło Miyazakiego jest inne. Najbardziej rzuca się w oczy fakt "pozbawienia" anime tej nutki fantastyczności. Z tak charakterystyczną dla dzieł Miyazakiego sferą marzeń i tego, co nierealne, w Zrywa się wiatr spotykamy się tylko sporadycznie, podczas snów Horikoshiego. I to właśnie te fragmenty filmu są moim zdaniem najlepsze. Pozostała, pozbawiona magicznej aury, część anime wypada stosunkowo słabo. Owszem, mamy tam przepiękne, a w zasadzie rewelacyjne, animacje, ale do tego niestety zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Każde anime zachwyca nas bowiem wspaniale wykreowanym, pełnym kolorów rysunkowym światem. Każde anime zachwycało nas także bogactwem postaci - ich różnorodnością, ale przede wszystkim ich bogactwem charakteru. Tutaj pod tym kątem postaci są zaledwie przeciętne - Jiro Horikoshi wcale nie jest takim rewelacyjnym głównym bohaterem.
Niezbyt zgrabnie wypadło anime pod kątem zawiązania akcji. Momentami film nudzi i mam wrażenie, że byłoby dla tego dzieła lepiej, gdyby było ono o godzinę krótsze. Półtorej godziny filmu zamiast ponad dwóch na pewno wypadłoby w ogólnym rozrachunku lepiej. Tym bardziej, że fabuły naprawdę nie było tam aż tak dużo. Można ją było przedstawić nieco zgrabniej - uciąć trochę tu, przyspieszyć akcję tam, nieco skondensować całość - myślę, że byłoby wtedy ciekawiej i mniej sennie.
A na koniec? Na koniec oczywiście zachęcam do obejrzenia :)
Ostatni mój film tego typu, a raczej serial, to był Death Note. Ostatnio zastanawiałem się czy nie obejrzeć czegoś z tej półki, no i nie powiem, po tym co piszesz chyba zabiorę się właśnie za to dzieło. Obejrzę, to powiem też co myślę.
OdpowiedzUsuńhttp://dziesiatamuzamichalowa.blogspot.com/
Hmm, Death Note to specyficzne anime - niby klimat i pomysł fajny, ale według mnie całość została spaprana poprzez rozwleczenie fabuły na miliard odcinków... A jeśli chciałbyś obejrzeć coś z tego gatunku, tudzież od pana Horikoshiego, to o wiele bardziej polecam jego, według mnie, najlepsze dzieła - Księżniczkę Mononoke i Ruchomy zamek Hauru. Po Zrywa się wiatr możesz się niestety nieco do pana zrazić... :)
UsuńPozdrawiam i zapraszam ponownie :)