Będąc od jakiegoś czasu w nastroju na animacje, sięgnęliśmy po coś, co raczej nie powinno wpaść w nasze dorosłe ręce. Dzwoneczek i bestia z Nibylandii, jako produkcja skierowana do zdecydowanie młodszego od nas widza, raczej nie powinna nas zainteresować. A tutaj taka niespodzianka!
Do tej pory postać Dzwoneczka kojarzyła nam się jedynie z Piotrusiem Panem. Nie mieliśmy bladego pojęcia, że malutka wróżka doczekała się całej filmowej serii. A sięgając po Bestię z Nibylandii nie wiedzieliśmy, że sięgamy po ostatnią (na chwilę obecną bynajmniej) część owej serii. Nasza znajomość wróżkowego świata była zatem w tragicznej kondycji. Zupełnie jednak nie przeszkodziło nam to w czerpaniu przyjemności z oglądania przygód Dzwoneczka... a raczej jednej z jej koleżanek, bo to nie wokół Dzwoneczka toczą się wydarzenia Bestii z Nibylandii.
Fabuła Dzwoneczka i bestii z Nibylandii to historia Jelonki - wróżki odpowiedzialnej za świat zwierząt, i jej nowego przyjaciela - krzyżówki psa, kota, szczura i pewnie jeszcze kilku innych stworzeń, który nie przypada do gustu pozostałym mieszkańcom Przystani Elfów. W dodatku okazuje się, że prawdopodobnie nowy znajomy Jelonki to potwór, którego celem jest zniszczenie wróżkowej oazy.
Pierwsze minuty Bestii z Nibylandii były dla nas bardzo ciężkie. Wyjątkowo opornie szło nam przyzwyczajenie się do uproszczonej, aczkolwiek bardzo ładnej i kolorowej, grafiki, a opowiadana historia (a przynajmniej jej początek) częściej wywoływała w nas negatywne parsknięcia śmiechu z oglądanych na ekranie banałów (tutaj chociażby scena nauki kicania małych króliczków) niż jakieś pozytywne emocje. Wszystko to jednak zmieniło się w momencie, kiedy na scenę wkroczył pełną parą Mruk i jednym spojrzeniem swoich magicznych, zielonych oczu (oraz sceną przypominającą nieco zapoznawanie się Czkawki ze Szczerbatkiem w Jak wytresować smoka?), skradł nasze serca. Od tamtej chwili fabuła już nas nie denerwowała, a wciągnęła na całego, subtelne żarty zaczęły bawić, muzyka okazała się istnym miodem dla uszu, a i strona wizualna przestała kłuć w oko. Potem były już tylko same "ochy" i "achy" zachwytu, uśmiechy zadowolenia i autentyczne łzy wzruszenia - szczególnie na samym końcu.
Kierując się kategoriami wiekowymi, Dzwoneczka i bestii z Nibylandii nie powinniśmy zobaczyć nigdy. No bo przecież co ciekawego może mieć do zaoferowania dorosłym produkcja, która skierowana jest do kilkuletnich widzów? Okazuje się, że bardzo dużo. Paradoksalnie o wiele więcej niż niejeden film dla dorosłych. I chociaż zakończenia opowieści jesteśmy w stanie domyślić się stosunkowo szybko, słodki dubbing denerwuje prawdopodobnie wszystkich powyżej 5 roku życia, a dziecięca grafika mimo wszystko odstaje od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni, to i tak nie zmienia to faktu, że Dzwoneczek... jest absolutnie wspaniałą bajką. Wyjątkową, przepiękną i wzruszająca animacją o przyjaźni i poświęceniu, która wyciśnie łzy nawet z najbardziej zatwardziałych widzów (bo nie da się przecież uronić chociażby łezki przy scenie pożegnania Mruka.). Absolutnie dla wszystkich!
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Fabuła Dzwoneczka i bestii z Nibylandii to historia Jelonki - wróżki odpowiedzialnej za świat zwierząt, i jej nowego przyjaciela - krzyżówki psa, kota, szczura i pewnie jeszcze kilku innych stworzeń, który nie przypada do gustu pozostałym mieszkańcom Przystani Elfów. W dodatku okazuje się, że prawdopodobnie nowy znajomy Jelonki to potwór, którego celem jest zniszczenie wróżkowej oazy.
Pierwsze minuty Bestii z Nibylandii były dla nas bardzo ciężkie. Wyjątkowo opornie szło nam przyzwyczajenie się do uproszczonej, aczkolwiek bardzo ładnej i kolorowej, grafiki, a opowiadana historia (a przynajmniej jej początek) częściej wywoływała w nas negatywne parsknięcia śmiechu z oglądanych na ekranie banałów (tutaj chociażby scena nauki kicania małych króliczków) niż jakieś pozytywne emocje. Wszystko to jednak zmieniło się w momencie, kiedy na scenę wkroczył pełną parą Mruk i jednym spojrzeniem swoich magicznych, zielonych oczu (oraz sceną przypominającą nieco zapoznawanie się Czkawki ze Szczerbatkiem w Jak wytresować smoka?), skradł nasze serca. Od tamtej chwili fabuła już nas nie denerwowała, a wciągnęła na całego, subtelne żarty zaczęły bawić, muzyka okazała się istnym miodem dla uszu, a i strona wizualna przestała kłuć w oko. Potem były już tylko same "ochy" i "achy" zachwytu, uśmiechy zadowolenia i autentyczne łzy wzruszenia - szczególnie na samym końcu.
Kierując się kategoriami wiekowymi, Dzwoneczka i bestii z Nibylandii nie powinniśmy zobaczyć nigdy. No bo przecież co ciekawego może mieć do zaoferowania dorosłym produkcja, która skierowana jest do kilkuletnich widzów? Okazuje się, że bardzo dużo. Paradoksalnie o wiele więcej niż niejeden film dla dorosłych. I chociaż zakończenia opowieści jesteśmy w stanie domyślić się stosunkowo szybko, słodki dubbing denerwuje prawdopodobnie wszystkich powyżej 5 roku życia, a dziecięca grafika mimo wszystko odstaje od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni, to i tak nie zmienia to faktu, że Dzwoneczek... jest absolutnie wspaniałą bajką. Wyjątkową, przepiękną i wzruszająca animacją o przyjaźni i poświęceniu, która wyciśnie łzy nawet z najbardziej zatwardziałych widzów (bo nie da się przecież uronić chociażby łezki przy scenie pożegnania Mruka.). Absolutnie dla wszystkich!
Komentarze
Prześlij komentarz