Przejdź do głównej zawartości

Minionki [2015]

Przed Minionkami broniłam się skutecznie przez jakieś 5 lat. Jak ukraść Księżyc zbyt mocno kojarzyło mi się z polską polityką (bynajmniej wtedy, kiedy film wchodził do kin), a potem jakoś już tak zostało, że na każdą wzmiankę o oglądaniu Minionków, odpowiadałam, że nie mam zamiaru oglądać bajki o chodzących czopkach. Cóż... Teraz mocno biję się w piersi i liczę na przebaczenie, bo oczywiście okazało się, że minionkowa seria totalnie skradła moje serce.

http://www.impawards.com/
Jest jednak pewien problem w postaci najnowszej odsłony przygód żółtych stworków. O ile Jak ukraść Księżyc i Minionki rozrabiają bardzo pozytywnie zapisały się w mojej pamięci i sprawiły, że na trzecią część postanowiłam powędrować do kina, o tyle z Minionkami już tak różowo nie jest. Siedząc w kinie miałam wrażenie, że to nie jest to, do czego przyzwyczaiły mnie dwie wcześniejsze odsłony, że czegoś tu brakuje. Owszem, były Minionki - i to w dużych ilościach, były ich głupie żarty - także w dużych ilościach, byli także złoczyńcy, banany i wszystkie minionkowe elementy, które w bajce o Minionkach znaleźć się powinny, a jednak dało się odczuć, że to już nie jest to. W czym zatem tkwi problem?

Po części może chodzić o brak porządnej fabuły. O ile historia przedstawiana w Jak ukraść Księżyc i Minionki rozrabiają była bardzo interesująca, o tyle ta z Minionków już taka nie jest. Fabuła kręcąca się wokół Scarlett O'Haracz i korony brytyjskiej królowej była, co tu ukrywać, po prostu słaba. Miałam momentami wrażenie, że zastąpiono ją po prostu zlepkiem różnych mniej lub bardziej udanych gagów i że to właśnie te gagi były osią filmu, a historia walki o koronę to był tylko taki dodatek, żeby dobić do tych 90 minut seansu. Z drugiej strony w Minionkach została całkowicie zatarta ta subtelna granica między tym co dobre, a co złe. Wcześniej zły do szpiku kości Gru okazał się być całkiem spoko facetem. Z kolei bohaterowie Mnionków wydają się beznadziejnie źli i nie widać dla nich żadnych szans na przejście na dobrą stronę mocy. Odnoszę też wrażenie, że w Minionkach stawia się tezę, że bycie złym jest cool (przykład chociażby rodzinki, udającej się na Targi Zła), a to wcale nie jest takie fajne - szczególnie jeśli ogląda się je z małymi dziećmi, co stanowi tym większy problem, gdyż przez fakt bycia animacją na pewno zostaną one przez nie obejrzane. Po części winą obarczam ilość czasu, jaką poświęcono Minionkom. Myślałam, że im więcej żółtych czopków na ekranie, tym lepiej, jednak paradoksalnie wcale tak nie jest. Po pewnym czasie niezrozumiały język stworków zaczyna męczyć, a ich żarty, które wcześniej były miłą odskocznią od głównej fabuły filmu, teraz, serwowane jako danie główne, po prostu nudzą. Więcej dobrego, wcale nie oznacza, że na końcu będzie dobrze. To tak, jakby ktoś jako danie główne na obiad podał niebotycznie słodkie ciasto - po prostu twórcy filmu źle wyważyli proporcje. I na końcu mamy zgubny trailer, w którym, niestety, zawarto w zasadzie wszystkie najlepsze sceny z całego filmu.


Można uznać, że po wyszczególnieniu tych wszystkich rzeczy, które mi się nie podobały, nowe Minionki uważam za totalną porażkę. Otóż nie. Wcale tak nie jest. Owszem, uważam je za najsłabszą część z całej serii, jednak nie twierdzę, że są one tragicznie złe. Mimo iż dużo elementów jest według mnie niepotrzebna, albo po prostu słaba, to i tak nie zmienia to faktu, że w trakcie seansu gęba śmiała mi się momentami od ucha do ucha - na uwagę zasługuje tutaj chociażby rewelacyjne wprowadzenie do filmu, kiedy to pokazana jest geneza Minionków i ich losy gdzieś do momentu rozpoczęcia misji Kevina, Boba i Stuarta, od którego (jak dla mnie) tempo i poziom filmu leci na łeb, na szyję. Ostatecznie animację oceniam jako mocno średniawą, a i tak wydaje mi się, że ocena ta jest mocno zawyżona (po prostu darzę Minionki niesamowitą sympatią). Cóż. Na szczęście na osłodę można sięgnąć po rewelacyjne dwie pierwsze części filmu o żółtych czopkach. I tego będę się trzymać.

W starciu animacji na wakacje W głowie się nie mieści po prostu miażdży Minionki w każdy możliwy sposób. Jeszcze raz chwała za przypadkowe sploty wydarzeń.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...