Przed Minionkami broniłam się skutecznie przez jakieś 5 lat. Jak ukraść Księżyc zbyt mocno kojarzyło mi się z polską polityką (bynajmniej wtedy, kiedy film wchodził do kin), a potem jakoś już tak zostało, że na każdą wzmiankę o oglądaniu Minionków, odpowiadałam, że nie mam zamiaru oglądać bajki o chodzących czopkach. Cóż... Teraz mocno biję się w piersi i liczę na przebaczenie, bo oczywiście okazało się, że minionkowa seria totalnie skradła moje serce.
Jest jednak pewien problem w postaci najnowszej odsłony przygód żółtych stworków. O ile Jak ukraść Księżyc i Minionki rozrabiają bardzo pozytywnie zapisały się w mojej pamięci i sprawiły, że na trzecią część postanowiłam powędrować do kina, o tyle z Minionkami już tak różowo nie jest. Siedząc w kinie miałam wrażenie, że to nie jest to, do czego przyzwyczaiły mnie dwie wcześniejsze odsłony, że czegoś tu brakuje. Owszem, były Minionki - i to w dużych ilościach, były ich głupie żarty - także w dużych ilościach, byli także złoczyńcy, banany i wszystkie minionkowe elementy, które w bajce o Minionkach znaleźć się powinny, a jednak dało się odczuć, że to już nie jest to. W czym zatem tkwi problem?
Po części może chodzić o brak porządnej fabuły. O ile historia przedstawiana w Jak ukraść Księżyc i Minionki rozrabiają była bardzo interesująca, o tyle ta z Minionków już taka nie jest. Fabuła kręcąca się wokół Scarlett O'Haracz i korony brytyjskiej królowej była, co tu ukrywać, po prostu słaba. Miałam momentami wrażenie, że zastąpiono ją po prostu zlepkiem różnych mniej lub bardziej udanych gagów i że to właśnie te gagi były osią filmu, a historia walki o koronę to był tylko taki dodatek, żeby dobić do tych 90 minut seansu. Z drugiej strony w Minionkach została całkowicie zatarta ta subtelna granica między tym co dobre, a co złe. Wcześniej zły do szpiku kości Gru okazał się być całkiem spoko facetem. Z kolei bohaterowie Mnionków wydają się beznadziejnie źli i nie widać dla nich żadnych szans na przejście na dobrą stronę mocy. Odnoszę też wrażenie, że w Minionkach stawia się tezę, że bycie złym jest cool (przykład chociażby rodzinki, udającej się na Targi Zła), a to wcale nie jest takie fajne - szczególnie jeśli ogląda się je z małymi dziećmi, co stanowi tym większy problem, gdyż przez fakt bycia animacją na pewno zostaną one przez nie obejrzane. Po części winą obarczam ilość czasu, jaką poświęcono Minionkom. Myślałam, że im więcej żółtych czopków na ekranie, tym lepiej, jednak paradoksalnie wcale tak nie jest. Po pewnym czasie niezrozumiały język stworków zaczyna męczyć, a ich żarty, które wcześniej były miłą odskocznią od głównej fabuły filmu, teraz, serwowane jako danie główne, po prostu nudzą. Więcej dobrego, wcale nie oznacza, że na końcu będzie dobrze. To tak, jakby ktoś jako danie główne na obiad podał niebotycznie słodkie ciasto - po prostu twórcy filmu źle wyważyli proporcje. I na końcu mamy zgubny trailer, w którym, niestety, zawarto w zasadzie wszystkie najlepsze sceny z całego filmu.
Można uznać, że po wyszczególnieniu tych wszystkich rzeczy, które mi się nie podobały, nowe Minionki uważam za totalną porażkę. Otóż nie. Wcale tak nie jest. Owszem, uważam je za najsłabszą część z całej serii, jednak nie twierdzę, że są one tragicznie złe. Mimo iż dużo elementów jest według mnie niepotrzebna, albo po prostu słaba, to i tak nie zmienia to faktu, że w trakcie seansu gęba śmiała mi się momentami od ucha do ucha - na uwagę zasługuje tutaj chociażby rewelacyjne wprowadzenie do filmu, kiedy to pokazana jest geneza Minionków i ich losy gdzieś do momentu rozpoczęcia misji Kevina, Boba i Stuarta, od którego (jak dla mnie) tempo i poziom filmu leci na łeb, na szyję. Ostatecznie animację oceniam jako mocno średniawą, a i tak wydaje mi się, że ocena ta jest mocno zawyżona (po prostu darzę Minionki niesamowitą sympatią). Cóż. Na szczęście na osłodę można sięgnąć po rewelacyjne dwie pierwsze części filmu o żółtych czopkach. I tego będę się trzymać.
W starciu animacji na wakacje W głowie się nie mieści po prostu miażdży Minionki w każdy możliwy sposób. Jeszcze raz chwała za przypadkowe sploty wydarzeń.
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Po części może chodzić o brak porządnej fabuły. O ile historia przedstawiana w Jak ukraść Księżyc i Minionki rozrabiają była bardzo interesująca, o tyle ta z Minionków już taka nie jest. Fabuła kręcąca się wokół Scarlett O'Haracz i korony brytyjskiej królowej była, co tu ukrywać, po prostu słaba. Miałam momentami wrażenie, że zastąpiono ją po prostu zlepkiem różnych mniej lub bardziej udanych gagów i że to właśnie te gagi były osią filmu, a historia walki o koronę to był tylko taki dodatek, żeby dobić do tych 90 minut seansu. Z drugiej strony w Minionkach została całkowicie zatarta ta subtelna granica między tym co dobre, a co złe. Wcześniej zły do szpiku kości Gru okazał się być całkiem spoko facetem. Z kolei bohaterowie Mnionków wydają się beznadziejnie źli i nie widać dla nich żadnych szans na przejście na dobrą stronę mocy. Odnoszę też wrażenie, że w Minionkach stawia się tezę, że bycie złym jest cool (przykład chociażby rodzinki, udającej się na Targi Zła), a to wcale nie jest takie fajne - szczególnie jeśli ogląda się je z małymi dziećmi, co stanowi tym większy problem, gdyż przez fakt bycia animacją na pewno zostaną one przez nie obejrzane. Po części winą obarczam ilość czasu, jaką poświęcono Minionkom. Myślałam, że im więcej żółtych czopków na ekranie, tym lepiej, jednak paradoksalnie wcale tak nie jest. Po pewnym czasie niezrozumiały język stworków zaczyna męczyć, a ich żarty, które wcześniej były miłą odskocznią od głównej fabuły filmu, teraz, serwowane jako danie główne, po prostu nudzą. Więcej dobrego, wcale nie oznacza, że na końcu będzie dobrze. To tak, jakby ktoś jako danie główne na obiad podał niebotycznie słodkie ciasto - po prostu twórcy filmu źle wyważyli proporcje. I na końcu mamy zgubny trailer, w którym, niestety, zawarto w zasadzie wszystkie najlepsze sceny z całego filmu.
Można uznać, że po wyszczególnieniu tych wszystkich rzeczy, które mi się nie podobały, nowe Minionki uważam za totalną porażkę. Otóż nie. Wcale tak nie jest. Owszem, uważam je za najsłabszą część z całej serii, jednak nie twierdzę, że są one tragicznie złe. Mimo iż dużo elementów jest według mnie niepotrzebna, albo po prostu słaba, to i tak nie zmienia to faktu, że w trakcie seansu gęba śmiała mi się momentami od ucha do ucha - na uwagę zasługuje tutaj chociażby rewelacyjne wprowadzenie do filmu, kiedy to pokazana jest geneza Minionków i ich losy gdzieś do momentu rozpoczęcia misji Kevina, Boba i Stuarta, od którego (jak dla mnie) tempo i poziom filmu leci na łeb, na szyję. Ostatecznie animację oceniam jako mocno średniawą, a i tak wydaje mi się, że ocena ta jest mocno zawyżona (po prostu darzę Minionki niesamowitą sympatią). Cóż. Na szczęście na osłodę można sięgnąć po rewelacyjne dwie pierwsze części filmu o żółtych czopkach. I tego będę się trzymać.
W starciu animacji na wakacje W głowie się nie mieści po prostu miażdży Minionki w każdy możliwy sposób. Jeszcze raz chwała za przypadkowe sploty wydarzeń.
Komentarze
Prześlij komentarz