Jestem kobietą. Moje pojęcie o sportach i zasadach obowiązujących w niektórych dyscyplinach nie jest zbyt wielkie. Sporty zespołowe jestem w stanie jakoś ogarnąć, po zadaniu niebotycznej ilości pytań i wysłuchaniu mniej lub bardziej cierpliwych odpowiedzi, wiem co to jest spalony, potrafię nawet wymienić niektóre nazwiska i nazwy klubów. Ale zapasy to dla mnie czarna magia, a w dodatku nudna czarna magia. Czy zatem Zostać legendą miał szansę w jakikolwiek sposób mnie zainteresować?
Owszem, miał. Wystarczyło poprawnie pociągnąć wątek odbudowywania braterskich relacji pomiędzy Calem i Mikiem. No i jakby nie patrzeć motyw "z zera do bohatera", tak strasznie popularny w kinie, a zwłaszcza w produkcjach sportowych, też wydawał się być interesujący. Oba te wątki są w Zostać legendą poprowadzone dość sprawnie. Czegoś w tym filmie jednak brakuje. Nie wiem czy chodzi tu o niespecjalne aktorstwo - najlepiej na tle całej obsady wypada Patricia Clarkson, Devon Graye nawet daje radę, ale i tak ma się wrażenie, że całość jest strasznie sztuczna. Totalnym nieporozumieniem jest tutaj rola Ceny, który jednak bardziej nadaje się na matę niż do filmu. Obsadzenie go w roli 28-latka przy wyglądzie 40-latka to wielka pomyłka - po usłyszeniu wieku bohatera granego przez Cenę i zestawieniu go z wyglądem aktora jedyne na co było mnie stać to śmiech. Może po części na końcowym odbiorze zaważyła sztuczna do granic możliwości końcówka. Cała scena począwszy od podarowania przez Luli Calowi prezentu, przez jego wejście na matę w towarzystwie sztucznych ogni i wzniosłej muzyki i w końcu zastosowanie chwytu, który dał bratu Cala zwycięstwo, było tak patetyczne, że aż żałosne.
Filmów typu "z zera do bohatera" jest pełno. Większość z nich to filmy sportowe. Zostać legendą to właśnie jeden z tych filmów, który na tle wszystkich pozostałych wyróżnia się w zasadzie jedynie tym, że nie opowiada o piłce nożnej, rugby czy koszykówce, a o zapasach. No i jest to chyba jeden z nielicznych filmów, w którym główny bohater na końcu jednak nie wygrywa. Niestety oryginalność w tych punktach na niewiele się zdała, bo film i tak jest mocno przewidywalny. W swoim gatunku Zostać legendą plasuje się według mnie gdzieś w środku (o ile nie w niższej części) stawki. Nie jest to najgorszy film sportowy, jaki widziałam, ale jest wiele dużo od niego lepszych, które dotykając mniej więcej tych samych dziedzin, pozostawiają po sobie o wiele lepsze wrażenie.
http://www.impawards.com/ |
Filmów typu "z zera do bohatera" jest pełno. Większość z nich to filmy sportowe. Zostać legendą to właśnie jeden z tych filmów, który na tle wszystkich pozostałych wyróżnia się w zasadzie jedynie tym, że nie opowiada o piłce nożnej, rugby czy koszykówce, a o zapasach. No i jest to chyba jeden z nielicznych filmów, w którym główny bohater na końcu jednak nie wygrywa. Niestety oryginalność w tych punktach na niewiele się zdała, bo film i tak jest mocno przewidywalny. W swoim gatunku Zostać legendą plasuje się według mnie gdzieś w środku (o ile nie w niższej części) stawki. Nie jest to najgorszy film sportowy, jaki widziałam, ale jest wiele dużo od niego lepszych, które dotykając mniej więcej tych samych dziedzin, pozostawiają po sobie o wiele lepsze wrażenie.
Komentarze
Prześlij komentarz