Przejdź do głównej zawartości

Boyhood (2014)

Boyhood to ostatni z nominowanych do Oscara film na mojej liście obrazów do obejrzenia. Zresztą pewnie nie byłabym nim w ogóle zainteresowana, gdyby nie same superlatywy, w jakich wyrażają się o dziele Richarda Linklatera dosłownie wszyscy. Zaopatrzeni w dobrej jakości kopię filmu (znalezioną online), pełną miskę orzeszków do pogryzania w trakcie seansu oraz dużo wolnego czasu z racji długości obrazu zasiedliśmy przed ekranem telewizora.

http://www.impawards.com/
Już od pierwszych minut zauważyliśmy, że Boyhood jest filmem innym. Na próżno szukać w nim zawiłej fabuły czy spektakularnych efektów specjalnych. Nie ma w nim żadnych fajerwerków, pościgów czy strzelanin, a tempo i nastrój obrazu Linklatera moglibyśmy porównać do spokojnej tafli jeziora podczas bezwietrznej pogody. A nawet mimo iż jest to film o dorastaniu jednego konkretnego dzieciaka, to brak tu też jakiejś głębszej analizy psychologicznej. Główny bohater mało mówi, a jeśli już coś mówi to po to, aby wykręcić się od rozmowy a nie wnieść do niej coś konstruktywnego. I co z tym wszystkim zrobić?

Cóż... życie Masona jakoś nas nie porwało. Owszem, doceniamy ambicję reżysera co do formy i sposobu kręcenia filmu. Tworzenie jakiejś produkcji przez taki szmat czasu pewnie wielu wydałoby się bezsensowne i pewnie wielu porzuciłoby projekt gdzieś w połowie. Tym większe zatem oklaski dla Linklatera i całej ekipy za doprowadzenie tego wszystkiego do końca. Niestety, mimo całego podziwu dla reżysera za to, że mu się chciało, nie zmienia to faktu, że Boyhood jako gotowa całość wcale nie jest dziełem rewelacyjnym. Jest to po prostu zlepek różnych, mniej lub bardziej ciekawych, scen z życia młodego człowieka. Coś w rodzaju luźno skleconych filmów rodzinnych, w których kręceniu tak lubują się mieszkańcy USA. Takie taśmy rodzinne są jednak bezcenne tylko dla uwiecznionej na nich rodziny (tudzież, jeśli osoba z owych taśm stanie się sławna, również dla późniejszych pokoleń) - postronne osoby w trakcie ich oglądania będą ziewać z nudów.


I tak też było w naszym przypadku. Rozwleczone do granic możliwości dorastanie Masona wywołało u nas jedynie ogromne znudzenie. Mieliśmy wrażenie, że przez prawie trzy godziny nie obejrzeliśmy dosłownie nic, co by w jakikolwiek sposób wpłynęło na nasz światopogląd czy zmusiło do myślenia. Oj, wprowadziłabym w błąd - myślenie nawet się momentami załączało, ale było to bardziej na zasadzie "wyłączyć już ten film czy jednak obejrzeć do końca?". Patrząc z perspektywy czasu, mogliśmy Boyhooda wyłączyć, zaoszczędzić sobie dalszych męczarni i zrobić przez ten pozostały czas tyle fajnych rzeczy...

Plus za piosenkę Family of the Year - "Hero" i epizod z profesorem pijaczkiem. Poza tym jedno wielkie rozczarowanie. Nie polecam.

A wyścigu po Oscara stawiam na Grand Budapest Hotel.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez tajemnicze istoty z

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się