Przejdź do głównej zawartości

Lekcja marzeń (2011)

Nie przepadam za niemieckim kinem. Do obejrzenia Lekcji marzeń zachęciło mnie jednak kilka rzeczy. Po pierwsze zawsze lubiany przeze mnie temat nowy nauczyciel vs stara kadra i jej bezsensowne zasady. Po drugie sport, który, zaserwowany w filmie, daje mu niemal pewny sukces w podbijaniu mojego serca. No i w końcu po trzecie - nazwisko Daniel Bruhl, który wcześniej zdobył moją sympatię rolami w takich filmach jak Wyścig i Boże Narodzenie.

moviepostershop.com
Bohaterem Lekcji marzeń jest Konrad Koch - młody absolwent Oxfordu, który w ramach eksperymentu dostaje pracę w jednej z niemieckich szkół jako nauczyciel języka angielskiego. Zakochanemu w angielskim stylu życia Kochowi ciężko jest przekonać do siebie młodych Niemców, którzy prezentują zupełnie inny, iście "niemiecki" styl bycia, a nauczenie ich języka angielskiego jest już zadaniem niewykonalnym. Kluczem do sukcesu wydaje się być tu piłka nożna - sport jeszcze nieznany w Niemczech, jednak szybko wciągający uczniów Kocha. Niestety i tu pojawiają się problemy, bowiem piłka nożna w opinii miejscowych szych, to gra, która (ach, niechby ktokolwiek z nich znał nieco wydarzeń z przyszłości ;)) jest zbyt barbarzyńska dla poukładanych i zdyscyplinowanych Niemców.

Lekcja marzeń to z pozoru zwyczajny filmik bez większego przesłania. W rzeczywistości jest to niezwykle ciepły film, który doskonale sprawdzi się jako serwowane na niedzielne południe kino familijne. Optymistyczny obraz o tym, jak niewiele potrzeba, żeby zjednoczyć coś, co wcześniej wydawało się być nie do zjednoczenia, o tym, jak niewyobrażalnie ciężkie losy miała piłka nożna w Niemczech (dzisiaj wydaje się być to po prostu absurdalnie śmieszne), sile gry zespołowej i potędze "fair play", które nie tyczy się tylko boiska czy chociażby o niemieckiej smykałce do interesów (scena z podnoszeniem ceny piłek za każdym razem mnie rozbraja). Z dobrym aktorstwem, zdjęciami i muzyką - Auld Lang Syne do tej pory nie może wyjść z mojej głowy. Zdecydowanie wart obejrzenia!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez tajemnicze istoty z

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się