Oscarowych nominacji ciąg dalszy. W dzisiejszym odcinku film totalnie nie z mojej beczki czyli Snajper. Najnowsze dzieło Clinta Eastwooda opowiada opartą na faktach historię najlepszego snajpera w historii amerykańskiej Navy SEALs - temat totalnie nie w moim guście. I chociaż zdarzały się tytuły, które podobały mi się nawet mimo tego, że traktowały o tematyce wojskowej, tak Snajper pozostawia po sobie ogromną pustkę. I zdziwienie, że taki obraz może dostać najważniejszą nominację.
Jakiś czas temu, kiedy Polakom się nie wiodło, kiedy wszystkie przejawy patriotyzmu były tępione i skazane na porażkę, kiedy nawet nie funkcjonowaliśmy jako państwo, był sobie niejaki Henryk Sienkiewicz. Pan Sienkiewicz dał się zapamiętać jako człowiek, który w tych ciężkich czasach stworzył coś, co, jak sam zresztą powiedział powstało "ku pokrzepieniu serc". Napisał Trylogię - powieści historyczne, które miały za zadanie przypomnieć Polakom o ich chlubnej historii i o tym, jak ich patriotyzm ratował zagrożoną Ojczyznę. Oglądając Snajpera odniosłam wrażenie, że najnowszy film Eastwooda to swego rodzaju "ku pokrzepieniom serc" Amerykanów. Obraz, który w obliczu spadającego poparcia dla wiązania się USA w kolejne zagraniczne interwencje zbrojne powstał w zasadzie tylko po to, aby ponownie uwierzyć w etos amerykańskiego żołnierza, dla którego nic nie jest tak ważne jak jego własna Ojczyzna i że obrona owej Ojczyzny w obliczu zagrożenia terrorystycznego jest priorytetem. A o ile łatwiej przypomnieć o tym Amerykanom, jeśli nie przedstawiając losy prawdziwego żołnierza z krwi i kości, który żył przecież nie tak dawno temu? Tak, myślę, że Snajper jest dokładnie takim filmem.
Mówiąc o filmie Eastwooda nie można nie wspomnieć o kilku rzeczach, które w Snajperze udały się mniej lub bardziej. Co się nie udało? Na pewno fabuła. Bo o ile na wojnie dzieje się wiele i jest to temat w zasadzie nie do wyczerpania, to w Snajperze dzieje się naprawdę mało. Kolejne misje przeplatane są scenami z życia rodzinnego, co chwilę ktoś kogoś atakuje lub przesłuchuje, a trup ściele się dość gęsto, jednak brak w tym wszystkim czegoś, co by porwało. Bo w ogólnym rozrachunku Snajper, z całą swoją "różnorodnością" fabularną wypada po prostu strasznie monotonnie. Niby coś się tam dzieje, a jednak nic się nie dzieje. W dodatku w mojej pamięci najbardziej zapisała się scena, która w ogóle nie powinna mieć tam miejsca - chodzi mianowicie o lalkę, którą filmowy Chris Kyle tuli po karmieniu i potem wkłada do kołyski. Poważnie Clint? Taka wpadka? Co na plus? Bez wątpienia aktor obsadzony w roli tytułowego snajpera. Bradley Cooper tym występem definitywnie kończy z wcześniejszymi Kac Vegasami i pokazuje, że ostatnie oscarowe nominacje wcale nie były na wyrost.
Co na koniec? Niezbyt przepadam za filmami z tematem wojskowym w roli głównej. Są jednak obrazy, które potrafią tą moją niechęć przezwyciężyć i jednocześnie trafić do listy filmów ulubionych. Niestety Snajper sukcesu Helikoptera w ogniu czy chociażby dwóch filmów Eastwooda - Listów z Iwo Jimy i Sztandaru chwały nie powtórzył. Mimo całego szacunku, jakim darzę Clinta za jego wcześniejszą pracę, Snajper po prostu mu nie wyszedł.
A czy ma szansę na Oscara? Jeśli decyzje Akademii Filmowej będą tak upolitycznione jak to się już w historii zdarzało, to tak. I to całkiem realną.
http://www.impawards.com/ |
Mówiąc o filmie Eastwooda nie można nie wspomnieć o kilku rzeczach, które w Snajperze udały się mniej lub bardziej. Co się nie udało? Na pewno fabuła. Bo o ile na wojnie dzieje się wiele i jest to temat w zasadzie nie do wyczerpania, to w Snajperze dzieje się naprawdę mało. Kolejne misje przeplatane są scenami z życia rodzinnego, co chwilę ktoś kogoś atakuje lub przesłuchuje, a trup ściele się dość gęsto, jednak brak w tym wszystkim czegoś, co by porwało. Bo w ogólnym rozrachunku Snajper, z całą swoją "różnorodnością" fabularną wypada po prostu strasznie monotonnie. Niby coś się tam dzieje, a jednak nic się nie dzieje. W dodatku w mojej pamięci najbardziej zapisała się scena, która w ogóle nie powinna mieć tam miejsca - chodzi mianowicie o lalkę, którą filmowy Chris Kyle tuli po karmieniu i potem wkłada do kołyski. Poważnie Clint? Taka wpadka? Co na plus? Bez wątpienia aktor obsadzony w roli tytułowego snajpera. Bradley Cooper tym występem definitywnie kończy z wcześniejszymi Kac Vegasami i pokazuje, że ostatnie oscarowe nominacje wcale nie były na wyrost.
Co na koniec? Niezbyt przepadam za filmami z tematem wojskowym w roli głównej. Są jednak obrazy, które potrafią tą moją niechęć przezwyciężyć i jednocześnie trafić do listy filmów ulubionych. Niestety Snajper sukcesu Helikoptera w ogniu czy chociażby dwóch filmów Eastwooda - Listów z Iwo Jimy i Sztandaru chwały nie powtórzył. Mimo całego szacunku, jakim darzę Clinta za jego wcześniejszą pracę, Snajper po prostu mu nie wyszedł.
A czy ma szansę na Oscara? Jeśli decyzje Akademii Filmowej będą tak upolitycznione jak to się już w historii zdarzało, to tak. I to całkiem realną.
Komentarze
Prześlij komentarz