Donovan's Echo (polskie tytuł według imdb brzmi Przydomek Donovana, ale z racji tego, że nigdzie poza tą stroną nie spotkałam się z owym tytułem, w poniższej recenzji będę posługiwać się angielskim nazewnictwem) obejrzałam wczoraj wieczorem. Nie miałam ochoty na nic konkretnego, film Jima Cliffe'a wybrałam przypadkowo. Po prostu był najkrótszą produkcją, jaką posiadałam w domowej filmotece akurat w tamtym momencie. Zbyt wiele po nim nie oczekiwałam i w sumie okazało się, że dostałam od niego dokładnie tyle, co chciałam.
Film opowiada historię genialnego matematyka, który obwinia się za wiele rzeczy, m.in. za współudział w tworzeniu bomby atomowej i śmierć swojej córki i żony. Powracający po 30 latach w swe rodzinne strony Donovan zaczyna mieć dziwne wizje. Wkrótce, przekonany, że historia zaczyna się powtarzać i że pewnej dziewczynce grozi niebezpieczeństwo, zaczyna walkę o małą przyjaciółkę.
Donovan's Echo, mimo tego, że powstał zaledwie trzy lata temu, sprawia wrażenie dużo starszej produkcji. Gdybym nie spojrzała na metrykę filmu obstawiałabym rok jego powstania dużo wcześniej, zapewne gdzieś w latach 90' ubiegłego wieku. Zupełnie nieznane mi nazwiska aktorów pojawiających się w Donovan's Echo tym razem nie podbiły mojego serca. Bardzo się tym faktem zdziwiłam, gdyż zazwyczaj mało popularne nazwiska były dla mnie gwarancją udanego filmu. Tutaj pod kątem aktorskim film wypadł tak, jak cała reszta produkcji Cliffe'a. Jakoś tak mdło, bez żadnego wyrazu. Główny bohater, w którego wcielił się Danny Glover (najbardziej znany z całej obsady), zupełnie mnie do siebie nie przekonał. Mało tego, w większości przypadków jego zachowanie strasznie mnie denerwowało. Jak na geniusza niektóre jego zachowania zdawały się być totalnie nielogiczne. W innych dziedzinach też nie jest najlepiej. Misternie pleciona fabuła w ogóle mnie nie zaintrygowała, chociaż twórcy filmu bardzo się starali. Zdjęciowo i muzycznie obyło się bez fajerwerków. Często powtarzam, że dla mnie muzyka w filmie jest prawie tak ważna jak sam film (oczywiście nieco tutaj przesadzam, niemniej ścieżka dźwiękowa w oglądanym filmie jest dla mnie bardzo ważna). W Donovan's Echo w zasadzie w ogóle nie zarejestrowałam muzyki.
Cóż mogę jeszcze powiedzieć. Może tylko tyle, że film można sobie obejrzeć, jeśli ktoś już koniecznie chce coś zobaczyć. Mnie osobiście kino psychologiczne (bo raczej tak bym sklasyfikowała ten film, a nie jako filmwebowe fantasy) zbytnio nie kręci. Są jakieś wyjątki, jak wszędzie, niemniej Donovan's Echo zupełnie do mnie nie przemówiło. Może raził brak przekonania w grze aktorskiej, może zawiniła sama fabuła. Do końca nie potrafię stwierdzić. Wiem tylko, że do produkcji Jima Cliffe'a na pewno nie wrócę. Potraktowałam ją jako kolejny, średni film z rodzaju tych, które można zobaczyć raz, dla zabicia nudy, a potem zapomnieć o ich istnieniu.
http://www.impawards.com/ |
Donovan's Echo, mimo tego, że powstał zaledwie trzy lata temu, sprawia wrażenie dużo starszej produkcji. Gdybym nie spojrzała na metrykę filmu obstawiałabym rok jego powstania dużo wcześniej, zapewne gdzieś w latach 90' ubiegłego wieku. Zupełnie nieznane mi nazwiska aktorów pojawiających się w Donovan's Echo tym razem nie podbiły mojego serca. Bardzo się tym faktem zdziwiłam, gdyż zazwyczaj mało popularne nazwiska były dla mnie gwarancją udanego filmu. Tutaj pod kątem aktorskim film wypadł tak, jak cała reszta produkcji Cliffe'a. Jakoś tak mdło, bez żadnego wyrazu. Główny bohater, w którego wcielił się Danny Glover (najbardziej znany z całej obsady), zupełnie mnie do siebie nie przekonał. Mało tego, w większości przypadków jego zachowanie strasznie mnie denerwowało. Jak na geniusza niektóre jego zachowania zdawały się być totalnie nielogiczne. W innych dziedzinach też nie jest najlepiej. Misternie pleciona fabuła w ogóle mnie nie zaintrygowała, chociaż twórcy filmu bardzo się starali. Zdjęciowo i muzycznie obyło się bez fajerwerków. Często powtarzam, że dla mnie muzyka w filmie jest prawie tak ważna jak sam film (oczywiście nieco tutaj przesadzam, niemniej ścieżka dźwiękowa w oglądanym filmie jest dla mnie bardzo ważna). W Donovan's Echo w zasadzie w ogóle nie zarejestrowałam muzyki.
Cóż mogę jeszcze powiedzieć. Może tylko tyle, że film można sobie obejrzeć, jeśli ktoś już koniecznie chce coś zobaczyć. Mnie osobiście kino psychologiczne (bo raczej tak bym sklasyfikowała ten film, a nie jako filmwebowe fantasy) zbytnio nie kręci. Są jakieś wyjątki, jak wszędzie, niemniej Donovan's Echo zupełnie do mnie nie przemówiło. Może raził brak przekonania w grze aktorskiej, może zawiniła sama fabuła. Do końca nie potrafię stwierdzić. Wiem tylko, że do produkcji Jima Cliffe'a na pewno nie wrócę. Potraktowałam ją jako kolejny, średni film z rodzaju tych, które można zobaczyć raz, dla zabicia nudy, a potem zapomnieć o ich istnieniu.
Komentarze
Prześlij komentarz