Na Grę Endera polowaliśmy z M. już od dłuższego czasu. Kiedy zatem pojawiła się okazja w postaci, nie ukrywajmy - dość kiepskiej jakości, filmu do obejrzenia on-line, nie zastanawialiśmy się ani minuty. Taka postawa może dziwić, ponieważ film można zakwalifikować do gatunku sci-fi, a tego szczerze mówiąc nie znoszę. Pochwała należy się zatem osobom odpowiedzialnym za realizację trailera do Gry Endera, gdyż to właśnie umiejętnie wykonany zlepek różnych fragmentów filmu przekonał mnie do zobaczenia produkcji Gavina Hooda. Teraz wypada zatem napisać kilka słów o tym, co zobaczyłam na szklanym ekranie.
Gra Endera jest adaptacją książki Orsona Scotta Carda o tym samym tytule. Papierowej wersji Endera jednak nie dane mi było przeczytać, także opinię swoją bazuję wyłącznie na filmie. Z tego, co zdążyłam zauważyć, mogę wywnioskować, że niewiedza w dziedzinie lektury dzieła Carda nie działa na moją niekorzyść. Jest wręcz przeciwnie. Wierni czytelnicy narzekają bowiem na straszne spłycenie historii, w efekcie czego ta przeistoczyła się w (prawie) kino dla najmłodszych. W sumie to podobne wrażenie odnosi się nawet bez czytania książki. Dlaczego?
Film może i ogląda się przyjemnie - wizualnie jest przecież poprawnie, muzycznie też, ale tylko jako zestaw muzyka+film, ponieważ sama muzyka nie chwyta słuchacza za serce. Jablonsky bardzo mnie tutaj zawiódł, bo po fenomenalnej ścieżce do chociażby Wyspy spodziewałam się po tym kompozytorze czegoś więcej. Niczego sobie jest gra aktorska, chociaż czasem denerwuje dziwny wyraz twarzy (który oglądamy de facto przez znaczną część filmu) głównego bohatera. No i razi w oczy naiwność, jaką nam w owym dziele serwuje Hood. Niestety nazwisko to zapisało się w mojej pamięci dość negatywnie poprzez produkcję opowiadającą o losach chłopca i dziewczynki zagubionych gdzieś na Czarnym Lądzie (tak, mowa tu o W pustyni i w puszczy). Myślałam, że może po wielkich obietnicach złożonych nam w trailerze, notowania Gavina Hooda nieco wzrosną. Ostatecznie okazało się jednak, że wielkiego pozytywu za Grę Endera pan Hood ode mnie nie otrzyma.
Grę Endera uznałabym za film raczej przeciętny. Jak już wspomniałam, może i ogląda się go całkiem przyjemnie, jednak wszystkie niedociągnięcia, pobieżnie poruszone wątki (bardzo ważny wątek moralny chociażby!) czy też styl prowadzenia akcji (całość dzieje się nienaturalnie szybko) nie porywają, a wręcz stawiają przy Grze Endera wielką czarną kreskę. Całokształt błędów sprawia, że podczas decydującej walki widz nie odczuwa żadnych emocji (sama się zdziwiłam brakiem jakiegokolwiek współodczuwania tego, co dzieje się na ekranie, bo stan takowy można u mnie wywołać niewielkim nakładem sił, niemniej zaufajcie mi - po prostu ZERO emocji), a tak nie powinno być. Widz powinien utożsamiać się z ekranowym bohaterem, a tu po prostu ogląda ciąg kolorowych obrazków bez większego zaangażowania strony emocjonalnej.
Na koniec mogę jeszcze powiedzieć tylko, że Gra Endera potencjał na dobry film ma i to ogromny. Pozostaje zatem czekać na śmiałka, który zatrze złe wspomnienia pozostawione przez pana Gavina Hooda.
http://www.studiosystemnews.com |
Film może i ogląda się przyjemnie - wizualnie jest przecież poprawnie, muzycznie też, ale tylko jako zestaw muzyka+film, ponieważ sama muzyka nie chwyta słuchacza za serce. Jablonsky bardzo mnie tutaj zawiódł, bo po fenomenalnej ścieżce do chociażby Wyspy spodziewałam się po tym kompozytorze czegoś więcej. Niczego sobie jest gra aktorska, chociaż czasem denerwuje dziwny wyraz twarzy (który oglądamy de facto przez znaczną część filmu) głównego bohatera. No i razi w oczy naiwność, jaką nam w owym dziele serwuje Hood. Niestety nazwisko to zapisało się w mojej pamięci dość negatywnie poprzez produkcję opowiadającą o losach chłopca i dziewczynki zagubionych gdzieś na Czarnym Lądzie (tak, mowa tu o W pustyni i w puszczy). Myślałam, że może po wielkich obietnicach złożonych nam w trailerze, notowania Gavina Hooda nieco wzrosną. Ostatecznie okazało się jednak, że wielkiego pozytywu za Grę Endera pan Hood ode mnie nie otrzyma.
Grę Endera uznałabym za film raczej przeciętny. Jak już wspomniałam, może i ogląda się go całkiem przyjemnie, jednak wszystkie niedociągnięcia, pobieżnie poruszone wątki (bardzo ważny wątek moralny chociażby!) czy też styl prowadzenia akcji (całość dzieje się nienaturalnie szybko) nie porywają, a wręcz stawiają przy Grze Endera wielką czarną kreskę. Całokształt błędów sprawia, że podczas decydującej walki widz nie odczuwa żadnych emocji (sama się zdziwiłam brakiem jakiegokolwiek współodczuwania tego, co dzieje się na ekranie, bo stan takowy można u mnie wywołać niewielkim nakładem sił, niemniej zaufajcie mi - po prostu ZERO emocji), a tak nie powinno być. Widz powinien utożsamiać się z ekranowym bohaterem, a tu po prostu ogląda ciąg kolorowych obrazków bez większego zaangażowania strony emocjonalnej.
Na koniec mogę jeszcze powiedzieć tylko, że Gra Endera potencjał na dobry film ma i to ogromny. Pozostaje zatem czekać na śmiałka, który zatrze złe wspomnienia pozostawione przez pana Gavina Hooda.
Komentarze
Prześlij komentarz