Ostatnimi czasy panuje moda na ekranizowanie powieści dla młodzieży. Igrzyska Śmierci, Niezgodna czy Dary Anioła: Miasto kości to przykłady zekranizowanych ostatnio gorszych lub lepszych książek. Niedawno do tego grona dołączył Dawca pamięci - film na podstawie poczytnej powieści dla młodzieży autorstwa Louis Lowry. I przyznam, że chociaż nie wszystkie adaptacje przypadły mi do gustu to akurat ta jak najbardziej.
Ja Dawcę pamięci określiłabym jako takie lżejsze, młodzieżowe Equilibrum (swoją drogą genialny film, muszę go sobie w najbliższym czasie przypomnieć). Mamy zatem pozbawione uczuć i wszelkich wspomnieć o tym, co było, podporządkowane górze społeczeństwo, które bez żadnych zbędnych pytań wykona polecenie Starszyzny. No i mamy takiego jednego typka, któremu zaczyna się chcieć to wszystko zmienić. Z racji tego, że Equilibrum lubię, polubiłam też Dawcę pamięci, chociaż ubolewam nad tym, że jest w nim sporo niedopowiedzeń i nielogicznych rzeczy.
Od strony technicznej film prezentuje się poprawnie. Nie piałam z zachwytu nad efektami specjalnymi, bo niektóre wypadły blado, jeśli wziąć pod uwagę to, co jest się teraz w stanie wykreować. Mi osobiście przypadły do gustu sceny nauki filmowego Jonasa - uczenia się przez niego historii, kiedy to przed oczami migały nam sceny z tego, co było. Niby taki banalny zabieg, niemniej jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Aktorsko znów mamy film, w którym lepiej od tych znanych wypadają ekranowe świeżaki (nie aż takie, bo kilka pozycji kinowych na swoim koncie mają, jednak zawsze świeżsi niż chociażby Meryl Streep). W Dawcy pamięci o wiele lepiej oglądało mi się Brentona Thwaitesa jako Jonasa i jego ekranowych przyjaciół - Camerona Monaghana jako Ashera i Odeyę Rush jako Fionę, niż gwiazdę jednej, jakże denerwującej kwestii - Precyzja językowa - pani Katie Holmes. Oczywiście Meryl i Jeff Bridges to klasa sama w sobie i wydaje mi się, że oni po prostu nie mogą wypaść inaczej niż dobrze. Muzyka z kolei niczym szczególnym się nie wyróżnia, niemniej bardzo przyjemnie się jej słucha.
Cóż, film do arcydzieł kina nie należy, jednak wykreowany w nim świat (a raczej świat wykreowany w książce, a na ekran kinowy jedynie przeniesiony) kupuję bardziej niż feerię kolorów i pokracznych strojów, jakie zaprezentowano nam w Igrzyskach śmierci. A może po prostu bardziej trafia do mnie wizja państwa przyszłości jako czegoś w rodzaju platońskiej Utopii, a nie bandy niecywilizowanych dorosłych, która dla zabawy lubi sobie pooglądać wyrzynające się dzieciaki? Mimo braków fabularnych film uważam jako całkiem dobry. Do obejrzenia jak najbardziej - w sam raz na odmóżdżenie się po ciężkim dniu pracy, albo leniwy, niedzielny wieczór.
http://www.impawards.com/ |
Od strony technicznej film prezentuje się poprawnie. Nie piałam z zachwytu nad efektami specjalnymi, bo niektóre wypadły blado, jeśli wziąć pod uwagę to, co jest się teraz w stanie wykreować. Mi osobiście przypadły do gustu sceny nauki filmowego Jonasa - uczenia się przez niego historii, kiedy to przed oczami migały nam sceny z tego, co było. Niby taki banalny zabieg, niemniej jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Aktorsko znów mamy film, w którym lepiej od tych znanych wypadają ekranowe świeżaki (nie aż takie, bo kilka pozycji kinowych na swoim koncie mają, jednak zawsze świeżsi niż chociażby Meryl Streep). W Dawcy pamięci o wiele lepiej oglądało mi się Brentona Thwaitesa jako Jonasa i jego ekranowych przyjaciół - Camerona Monaghana jako Ashera i Odeyę Rush jako Fionę, niż gwiazdę jednej, jakże denerwującej kwestii - Precyzja językowa - pani Katie Holmes. Oczywiście Meryl i Jeff Bridges to klasa sama w sobie i wydaje mi się, że oni po prostu nie mogą wypaść inaczej niż dobrze. Muzyka z kolei niczym szczególnym się nie wyróżnia, niemniej bardzo przyjemnie się jej słucha.
Cóż, film do arcydzieł kina nie należy, jednak wykreowany w nim świat (a raczej świat wykreowany w książce, a na ekran kinowy jedynie przeniesiony) kupuję bardziej niż feerię kolorów i pokracznych strojów, jakie zaprezentowano nam w Igrzyskach śmierci. A może po prostu bardziej trafia do mnie wizja państwa przyszłości jako czegoś w rodzaju platońskiej Utopii, a nie bandy niecywilizowanych dorosłych, która dla zabawy lubi sobie pooglądać wyrzynające się dzieciaki? Mimo braków fabularnych film uważam jako całkiem dobry. Do obejrzenia jak najbardziej - w sam raz na odmóżdżenie się po ciężkim dniu pracy, albo leniwy, niedzielny wieczór.
Tak właściwie to moda na ekranizacje książek dla dzieci/młodzieży panuje od Harrego Pottera, Władcy Pierścieni, potem Zmierzch. A teraz to tylko trwa walka o tron po tych seriach; póki co wygrywają Igrzyska Śmierci i Hobbit, ale te też już się kończą.
OdpowiedzUsuńOwszem - zaczęło się już 14 lat temu, jednak dopiero teraz według mnie jest taki prawdziwy wysyp - w ciągu całego roku mamy przecież możliwość obejrzenia kilku ekranizacji literatury młodzieżowej. Patrzę teraz w swoją domową filmotekę i mogę stwierdzić, że gdybym miała teraz nadrobić zaległości i obejrzeć każdą z tych produkcji to musiałabym baaardzo sporo czasu spędzić przed ekranem tv - Piękne Istoty, wszystkie Zmierzchy, których nie obejrzałam, wszystkie Igrzyska Śmierci, które też pominęłam, po drodze jeszcze Miasto Kości się znajdzie... Tylko czekać aż zekranizują coś nowego...
Usuń