Ostatnio odświeżyłam sobie pewien, wielokrotnie oglądany przeze mnie film - Wszystkie psy idą do nieba. Kiedy byłam mała uwielbiałam go, potem jako nastolatka byłam do niego nastawiona sceptycznie, także przyszedł czas na wyrobienie sobie jako takiej już dorosłej opinii na temat tego dziwacznego obrazu.
Oglądając Wszystkie psy idą do nieba miałam ciężki do zgryzienia orzech. Bo niby jest to animacja, jednak jej klimat w ogóle nie pasuje do beztroskich, dziecięcych lat. Przestępstwa, brutalny światek mafijny i morderstwa nijak się wpisują w kolorowe, wesołe standardy dziecięcych bajek, gdzie zawsze musi być happy end. Tu zakończenie nie dla każdego może wydawać się szczęśliwe, a zagłębienie się w losy osoby dubbingującej jedną z kluczowych postaci w filmie (Judith Barsi) jeszcze bardziej pogłębia smętny nastrój animacji. Na tym etapie mogę powiedzieć, że Wszystkie psy idą do nieba kojarzą mi się głównie ze... śmiercią. A to nie nastraja optymistycznie do seansu.
Idąc dalej, animacja Dona Blutha, odkąd pamiętam, kojarzy mi się z dniem 1 listopada. Swego czasu, podobnie jak seria Kevin sam w..., Wszystkie psy idą do nieba było standardową pozycją w telewizyjnym zaduszkowym repertuarze, stąd do tej pory nie wyobrażam sobie tych świąt bez seansu wspomnianego wyżej obrazu. Jako dzieciak, oglądając przygody Charliego i jego przyjaciela A'psika, raz wesoło podśpiewywałam sobie filmowe piosenki, a potem dla kontrastu wylewałam krokodyle łzy. W wieku kilku lat najbardziej na świecie kochałam psy, także możecie sobie wyobrazić moją rozpacz, jaką zawsze wywoływała u mnie końcówka animacji. Na szczęście później pojawił się Wszystkie psy idą do nieba 2, który nieco uleczył moje złamane serducho.
Moje uwagi odnośnie filmu - a raczej jego strony technicznej, niezbyt się zmieniły od czasów nastoletnich. Ciągle uważam, że animacja jest momentami nudna, a przede wszystkim wyjątkowo ciężka jak na pozycję skierowaną do dzieci. Teraz mogę jeszcze dodać, że jest też nierówna, bo o ile pierwsza połowa filmu dłuży się niemiłosiernie, to już druga połowa jest napakowana akcją do granic możliwości. Do kreski nie mam uwag. Muzyka z kolei wyszła średnio. Piosenki jakoś nie podobają mi się aż tak bardzo, jak wtedy kiedy miałam kilka lat. Jedne są lepsze, inne gorsze, jedne bardziej wpadają w ucho, a inne znów mniej, jednak niezmiennie number one pozostają Let me be surprised oraz What's mine is yours. No i oczywiście główny utwór filmu - Love survives.
A co z fabułą i wartościami, jakie niesie ze sobą film? Cóż, z tej kategorii Wszystkie psy idą do nieba wychodzi obronną ręką. Bo jeśli się głębiej nad tym zastanowić, to, pomimo całej brutalności, jaką wręcz ocieka animacja, wartości, jakie ona promuje są wyjątkowo łatwo zauważalne i na pewno nie jest to przemoc, a coś zgoła innego.
Jak już wspomniałam na samym początku, Wszystkie psy idą do nieba to dziwny film. Niby dla dzieci, ale jednak bardziej dla dorosłych. Niby bardziej dla dorosłych, ale jednak chyba też trochę dla dzieci. Niby mroczny i brutalny, ale też radosny i pełen optymizmu. Niby strasznie ciężki i przytłaczający w odbiorze, ale mimo wszystko pozostawiający pozytywne wrażenie. Heh, dziwny obraz zaserwował nam Don Bluth. Ale mimo całej tej dziwności, jest to wyjątkowo udane dzieło. A może to właśnie ta dziwność czyni Wszystkie psy idą do nieba tak niezwykłym filmem? Bo jest to film naprawdę dobry.
http://www.impawards.com/ |
Idąc dalej, animacja Dona Blutha, odkąd pamiętam, kojarzy mi się z dniem 1 listopada. Swego czasu, podobnie jak seria Kevin sam w..., Wszystkie psy idą do nieba było standardową pozycją w telewizyjnym zaduszkowym repertuarze, stąd do tej pory nie wyobrażam sobie tych świąt bez seansu wspomnianego wyżej obrazu. Jako dzieciak, oglądając przygody Charliego i jego przyjaciela A'psika, raz wesoło podśpiewywałam sobie filmowe piosenki, a potem dla kontrastu wylewałam krokodyle łzy. W wieku kilku lat najbardziej na świecie kochałam psy, także możecie sobie wyobrazić moją rozpacz, jaką zawsze wywoływała u mnie końcówka animacji. Na szczęście później pojawił się Wszystkie psy idą do nieba 2, który nieco uleczył moje złamane serducho.
Moje uwagi odnośnie filmu - a raczej jego strony technicznej, niezbyt się zmieniły od czasów nastoletnich. Ciągle uważam, że animacja jest momentami nudna, a przede wszystkim wyjątkowo ciężka jak na pozycję skierowaną do dzieci. Teraz mogę jeszcze dodać, że jest też nierówna, bo o ile pierwsza połowa filmu dłuży się niemiłosiernie, to już druga połowa jest napakowana akcją do granic możliwości. Do kreski nie mam uwag. Muzyka z kolei wyszła średnio. Piosenki jakoś nie podobają mi się aż tak bardzo, jak wtedy kiedy miałam kilka lat. Jedne są lepsze, inne gorsze, jedne bardziej wpadają w ucho, a inne znów mniej, jednak niezmiennie number one pozostają Let me be surprised oraz What's mine is yours. No i oczywiście główny utwór filmu - Love survives.
A co z fabułą i wartościami, jakie niesie ze sobą film? Cóż, z tej kategorii Wszystkie psy idą do nieba wychodzi obronną ręką. Bo jeśli się głębiej nad tym zastanowić, to, pomimo całej brutalności, jaką wręcz ocieka animacja, wartości, jakie ona promuje są wyjątkowo łatwo zauważalne i na pewno nie jest to przemoc, a coś zgoła innego.
Jak już wspomniałam na samym początku, Wszystkie psy idą do nieba to dziwny film. Niby dla dzieci, ale jednak bardziej dla dorosłych. Niby bardziej dla dorosłych, ale jednak chyba też trochę dla dzieci. Niby mroczny i brutalny, ale też radosny i pełen optymizmu. Niby strasznie ciężki i przytłaczający w odbiorze, ale mimo wszystko pozostawiający pozytywne wrażenie. Heh, dziwny obraz zaserwował nam Don Bluth. Ale mimo całej tej dziwności, jest to wyjątkowo udane dzieło. A może to właśnie ta dziwność czyni Wszystkie psy idą do nieba tak niezwykłym filmem? Bo jest to film naprawdę dobry.
Komentarze
Prześlij komentarz