Produkcja, jaka ostatnio zagościła na ekranie naszego telewizora to Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie. O tym, że jest to dzieło faceta odpowiedzialnego za powstanie Teda dowiedziałam się dopiero po fakcie. Szkoda, bo może jakoś bardziej produktywnie spędziłabym ten czas, jaki poświęciłam na obejrzenie tego... czegoś...
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie to komedia prezentująca taki sam typ humoru jak film o wielkim pluszowym misiu - pełen wymiocin, pierdnięć i innych fekaliów. Słowem absolutnie nie w moim typie. Nic zatem dziwnego, że film zaczął mnie bardziej brzydzić niż śmieszyć już w pierwszych kilkunastu minutach oglądania. Poza niezbyt wysublimowanymi żartami, obraz Setha MacFarlane'a może pozytywnie zaskoczyć wpadającą w ucho muzyką (z piosenką o wąsach i końcowym utworem Alana Jacksona na czele), ładnymi krajobrazami typowymi dla westernu oraz kilkoma całkiem zgrabnymi gagami - odkrycie Christophera Lloyda w stodole było, przyznaję, mistrzowską sceną. Poza tym mamy średnie aktorstwo oraz kilka nazwisk, których pojawienie się w tej produkcji do tej pory mnie zastanawia. Charlize Theron (jej postać to chyba najlepsza postać w całym filmie - ot taka zwyczajna dziewczyna, która po prostu przez przypadek poślubiła bandytę), Liam Nesson (wszystko byłoby dobrze, gdyby nie scena z tyłkiem i gerberem) i Neil Patrick Harris (chyba najgorsza rola w życiu - erogenne wąsy i wypróżnianie do kapeluszy to zdecydowanie za dużo jak na mój gust) - co ich skłoniło do przyjęcia propozycji zagrania w tym filmie?
Cóż... wydawało się, że może to być bardzo fajna komedia o micie Dzikiego Zachodu. Niestety okazało się, że tylko wydawało się. Dla mnie Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie jest jednym z tych filmów, które ma się nieszczęście zobaczyć, a potem ma się nadzieję na jak najszybsze zapomnienie o nim. W zasadzie to oglądanie filmu można zacząć i skończyć na zapoznaniu się z trailerem i teledyskiem do piosenki Alana Jacksona A million ways to die - streszczają całą fabułę filmu i nie traci się na nie prawie dwóch godzin. Samego filmu zdecydowanie nie polecam.
(No chyba że lubicie humor pokroju Teda - wtedy obraz MacFarlane'a przypadnie Wam do gustu)
http://www.impawards.com/ |
Cóż... wydawało się, że może to być bardzo fajna komedia o micie Dzikiego Zachodu. Niestety okazało się, że tylko wydawało się. Dla mnie Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie jest jednym z tych filmów, które ma się nieszczęście zobaczyć, a potem ma się nadzieję na jak najszybsze zapomnienie o nim. W zasadzie to oglądanie filmu można zacząć i skończyć na zapoznaniu się z trailerem i teledyskiem do piosenki Alana Jacksona A million ways to die - streszczają całą fabułę filmu i nie traci się na nie prawie dwóch godzin. Samego filmu zdecydowanie nie polecam.
(No chyba że lubicie humor pokroju Teda - wtedy obraz MacFarlane'a przypadnie Wam do gustu)
Komentarze
Prześlij komentarz