Bella i Sebastian to film, który obejrzałam dla przepięknego pirenejskiego psa górskiego, pojawiającego się na plakacie. No i generalnie lubię produkcje traktujące o więzi człowiek-pies (tudzież inne zwierzę). Zanim zaczęłam pisać te kilka słów zerknęłam na dorobek filmowy reżysera Belli i Sebastiana - Nicolasa Vaniera. Okazało się, że chociaż jego filmografia nie jest bogata (liczy zaledwie trzy pozycje wg danych z portalu filmweb), to królują w niej bezsprzecznie produkcje traktujące właśnie o relacjach człowieka ze zwierzęciem. Można zatem się już tylko domyślać, że Bella i Sebastian bardziej niż dla zysku, powstała na drodze realizacji przez Vaniera swoich pasji. A czy ową pasję widać w Belli i Sebastianie?
Pierwsze, na co zwraca się uwagę podczas seansu, to zdjęcia. Przepiękne krajobrazy majestatycznych Alp robią niesamowite wrażenie i momentami można stwierdzić, że to właśnie one, a nie jakiś tam pies czy aktor, grają pierwszą rolę w filmie Vaniera. Widać, że reżyser kocha góry. A co jeszcze lepsze, w Belli i Sebastianie tą miłością skutecznie zaraża widza. Nie raz i nie dwa przebiegała mi przez mój umysł myśl, żeby rzucić tą wielką Warszawę w diabły i przenieść się w te filmowe Alpy. Do tej maleńkiej osady, nieskażonej nowoczesną cywilizacją, pozbawionej wiecznych korków i tłumów zobojętniałych ludzi, osady, w której czas zatrzymał się wieki temu i ani na moment nie ruszył dalej.
Jak już skończymy delektować się przepiękną scenerią, przychodzi czas na to, żeby zakochać się w Belli - pięknym pirenejskim psie górskim (jakże miła odmiana po tych wszystkich owczarkach niemieckich, które występują w co drugim filmie). Na początku może i nie zachwyca ona swoim wyglądem, jednak później, jak już zażyje kąpieli, zmienia się nie do poznania w wielką, puchatą, śnieżnobiałą kulkę, wziętą jakby prosto z wystawy psów rasowych. To właśnie tą puchatą kulkę będzie ratował filmowy Sebastian przed śmiercią z rąk miejscowej ludności. I to właśnie wątek przyjaźni chłopca z potężnym psem - dwóch odludków, których prawie nikt nie rozumie i nie lubi, jest najlepszym wątkiem w całym filmie.
Poza wątkiem relacji człowiek-pies, Bella i Sebastian uraczy nas dość ciekawym, choć raczej pozbawionym fajerwerków wątkiem przemytu ludzi z pogrążonego w wojnie kraju do oazy, jaką jest w tym przypadku Szwajcaria. Aktorsko najlepiej wypada Felix Bossuet w roli Sebastiana. Może to tym bardziej dziwić, gdyż jest to debiut filmowy młodego aktora. Muzyka dobrze wpisuje się w film, a nastrojowa piosenka, śpiewana po francusku na długo zostaje w pamięci.
Pasję w filmie Vaniera niewątpliwie widać. Jednak, jak to zresztą często z pasjami bywa, nie każdy może być nimi zachwycony i je podzielać. W tym wypadku otrzymaliśmy Bellę i Sebastiana - film, który ogląda się przyjemnie, ale bardziej ze względu na otoczkę wizualną niż jakąś głębszą fabułę. Jeśli rozpatrywać film, jako kino familijne, to obraz wypada bardzo dobrze. Dzieci powinny zakochać się w puszystym, białym kudłaczu. A dorośli? Jak chcą, to też mogą ;) Ja film kupiłam w całości. Może i jest kilka rzeczy, do których można się przyczepić, niemniej efekt końcowy jest jak najbardziej zadowalający. Polecam!
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Jak już skończymy delektować się przepiękną scenerią, przychodzi czas na to, żeby zakochać się w Belli - pięknym pirenejskim psie górskim (jakże miła odmiana po tych wszystkich owczarkach niemieckich, które występują w co drugim filmie). Na początku może i nie zachwyca ona swoim wyglądem, jednak później, jak już zażyje kąpieli, zmienia się nie do poznania w wielką, puchatą, śnieżnobiałą kulkę, wziętą jakby prosto z wystawy psów rasowych. To właśnie tą puchatą kulkę będzie ratował filmowy Sebastian przed śmiercią z rąk miejscowej ludności. I to właśnie wątek przyjaźni chłopca z potężnym psem - dwóch odludków, których prawie nikt nie rozumie i nie lubi, jest najlepszym wątkiem w całym filmie.
Poza wątkiem relacji człowiek-pies, Bella i Sebastian uraczy nas dość ciekawym, choć raczej pozbawionym fajerwerków wątkiem przemytu ludzi z pogrążonego w wojnie kraju do oazy, jaką jest w tym przypadku Szwajcaria. Aktorsko najlepiej wypada Felix Bossuet w roli Sebastiana. Może to tym bardziej dziwić, gdyż jest to debiut filmowy młodego aktora. Muzyka dobrze wpisuje się w film, a nastrojowa piosenka, śpiewana po francusku na długo zostaje w pamięci.
Pasję w filmie Vaniera niewątpliwie widać. Jednak, jak to zresztą często z pasjami bywa, nie każdy może być nimi zachwycony i je podzielać. W tym wypadku otrzymaliśmy Bellę i Sebastiana - film, który ogląda się przyjemnie, ale bardziej ze względu na otoczkę wizualną niż jakąś głębszą fabułę. Jeśli rozpatrywać film, jako kino familijne, to obraz wypada bardzo dobrze. Dzieci powinny zakochać się w puszystym, białym kudłaczu. A dorośli? Jak chcą, to też mogą ;) Ja film kupiłam w całości. Może i jest kilka rzeczy, do których można się przyczepić, niemniej efekt końcowy jest jak najbardziej zadowalający. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz