Bez miłości ani słowa to jeden z tych filmów, które oglądasz z przypadku, a potem okazuje się, że trafiasz na obraz, do którego z chęcią jeszcze wrócisz. Film Josha Boone'a dla mnie rozkręcał się wolno. Baaaardzo wolno. Tak wolno, że w pewnym momencie chciałam film wyłączyć i dać za wygraną. No bo co tam było ciekawego do oglądania? Ćpające nastolatki, pierwsze nieodwzajemnione miłości, puszczające się rozrywkowe dziewczyny z college'u i rozwiedzione małżeństwa. To wszystko było. Ale potem następuje wielkie ale i film zaczyna się od nowa.
Akcja filmu Bez miłości ani słowa kręci się wokół sercowych perypetii rodziny Borgensów. Mamy zatem Williama - głowę rodziny, rozwodnika, który cały czas ma nadzieję, że była żona wróci do niego. Mamy Ericę - byłą żonę, która próbuje znaleźć nieco szczęścia w rękach nowego faceta - przystojnego i wyjątkowo umięśnionego właściciela siłowni. Mamy Samanthę Borgens - starsze z dzieci, które właśnie odnosi swój pierwszy zawodowy sukces wydając swoją debiutancką powieść, a przy okazji nie ma żadnych większych sukcesów w relacjach uczuciowych. No i mamy w końcu Rusty'ego Borgensa - młodsze dziecko, które, pech chciał, zakochuje się w uzależnionej od narkotyków koleżance z klasy i cierpi na niemoc twórczą - tak jak ojciec i siostra jest pisarzem. W takim stanie zastajemy rodzinę Borgens, jednak niekoniecznie w takim samym stanie ją opuścimy.
Cały film może i byłby zwyczajnym romansidłem. W zasadzie to nim jest - średnio oryginalna fabuła, średniawe aktorstwo, średnio rozbudowane postaci i mocno przewidywalne zakończenie. Jest jednak coś, co sprawia, że ogólna ocena Bez miłości ani słowa wędruje mocno w górę. Jest to muzyka. Ścieżka dźwiękowa do filmu jest po prostu absolutnie rewelacyjna! Pierwsze co zrobiłam po obejrzeniu produkcji Josha Boone'a, to zaopatrzenie się w piosenki wykorzystane w filmie, bo takich utworów jak Between the bars Elliota Smitha czy Home duetu Edward Sharpe & The Magnetic Zeros słuchać można w nieskończoność. Poza mocno podnoszącą walory artystyczne filmu muzyką, Bez miłości ani słowa jest obrazem przeciętnym z kilkoma scenami, które zapadają w pamięć - dla mnie chociażby scena, w której Lou dzwoni do Sam, aby poinformować ją o śmierci matki czy też scena, kiedy Erica, podczas promocji książki Sam, bezskutecznie chce się pojednać z córką.
Mimo swej zwyczajności Bez miłości ani słowa w końcowym rozrachunku otrzymuje ode mnie bardzo wysoką ocenę. I to w pełni zasłużoną. Bo jest to obraz wyjątkowo ciepły i lekki. Taki prosty i przyjemny film do obejrzenia w któryś z zimnych wieczorów. Mi się spodobał i nie ukrywam, że duży w tym udział miała muzyka. Cóż, summa summarum, ja do Bez miłości ani słowa na pewno jeszcze kiedyś wrócę. A Wy?
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Cały film może i byłby zwyczajnym romansidłem. W zasadzie to nim jest - średnio oryginalna fabuła, średniawe aktorstwo, średnio rozbudowane postaci i mocno przewidywalne zakończenie. Jest jednak coś, co sprawia, że ogólna ocena Bez miłości ani słowa wędruje mocno w górę. Jest to muzyka. Ścieżka dźwiękowa do filmu jest po prostu absolutnie rewelacyjna! Pierwsze co zrobiłam po obejrzeniu produkcji Josha Boone'a, to zaopatrzenie się w piosenki wykorzystane w filmie, bo takich utworów jak Between the bars Elliota Smitha czy Home duetu Edward Sharpe & The Magnetic Zeros słuchać można w nieskończoność. Poza mocno podnoszącą walory artystyczne filmu muzyką, Bez miłości ani słowa jest obrazem przeciętnym z kilkoma scenami, które zapadają w pamięć - dla mnie chociażby scena, w której Lou dzwoni do Sam, aby poinformować ją o śmierci matki czy też scena, kiedy Erica, podczas promocji książki Sam, bezskutecznie chce się pojednać z córką.
Mimo swej zwyczajności Bez miłości ani słowa w końcowym rozrachunku otrzymuje ode mnie bardzo wysoką ocenę. I to w pełni zasłużoną. Bo jest to obraz wyjątkowo ciepły i lekki. Taki prosty i przyjemny film do obejrzenia w któryś z zimnych wieczorów. Mi się spodobał i nie ukrywam, że duży w tym udział miała muzyka. Cóż, summa summarum, ja do Bez miłości ani słowa na pewno jeszcze kiedyś wrócę. A Wy?
Komentarze
Prześlij komentarz