Jak wytresować smoka jest animacją, która od razu podbiła moje serce. Opowieści o Czkawce - chłopcu, który łamiąc wszystkie obowiązujące w jego społeczności zakazy i nakazy, zaprzyjaźnia się ze smokiem, po prostu nie da się nie lubić (bynajmniej według mnie i wszystkich moich bliskich, których produkcja twórców Shreka zauroczyła). Kiedy zatem pojawiła się informacja, że powstanie druga część przygód sympatycznego Szczerbatka, wiedziałam, że jest to pozycja, którą obowiązkowo muszę obejrzeć. Jak wytresować smoka 2 widziałam wczoraj (wiem, wiem, jak na coś, co musiałam zobaczyć jakoś tak długo się za to zabierałam) i muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam.
Akcja Jak wytresować smoka 2 dzieje się 5 lat po wydarzeniach z pierwszej części. Prawa rządzące wyspą Berg zostały wywrócone o 180 stopni. Żaden z mieszkańców nie poluje już na smoki, które stały się nieodłączną częścią społeczności pełniąc rolę czegoś, co można określić jako krzyżówka psa i konia. Oczywiście zbyt długo spokojnie być nie może, także niedługo musimy czekać na wzmiankę o pewnym zakapiorze Drago, który to w Jak wytresować smoka 2 pełni rolę głównego złego. A żeby było jeszcze ciekawiej okaże się, że - pewnie i tak już wszyscy wiedzą, więc wielkim spoilerem to nie będzie - matka Czkawki żyje i ma się całkiem dobrze.
Tyle z fabuły, przejdźmy do oceny. O ile Jak wytresować smoka od razu podbiło moje serce, tak Jak wytresować smoka 2 miało (i ma nadal) z tym ogromne problemy. Od strony technicznej jest bardzo dobrze, ale tutaj raczej nie można było spodziewać się niczego innego. Graficznie Jak wytresować smoka 2 stoi na bardzo wysokim poziomie. Muzyka Johna Powella, oprócz znanego nam z pierwszej części motywu przewodniego, oferuje nam nowe aranżacje, które dobrze wpisują się w nordycki klimat animacji. Ale to było oczywiste.
Gorzej jest jeśli chodzi o warstwę fabularną. Zamiast wyjątkowo świeżej koncepcji, jaką raczyła nas jedynka, dostajemy powrót do utartych i sprawdzonych schematów, jakim jest chociażby wprowadzenie głównego wroga - typowego czarnego charakteru, który chce przejąć władzę nad wszystkim, co się rusza. Pomysł z Drago, w porównaniu do stawienia czoła mentalności Wikingów i próby wykorzenienia pewnych przekonań z części pierwszej, wypada wyjątkowo blado. Także wprowadzenie postaci matki nie powaliło mnie na kolana. Osoba, której nie było w życiu Czkawki przez jakieś 20 lat, pojawia się nagle i bez żadnych zbędnych wyjaśnień i innych dylematów moralnych, zostaje zaakceptowana przez syna, a potem (równie szybko) przez męża? Coś tu jest wyjątkowo nie tak. Fabuła kuleje i to mocno. Dialogi nie są już takie naturalne. Oczywiście pewnym rozwiązaniem są sprawdzone już w Jak wytresować smoka słodkie sceny. Te wypadają dobrze, chociaż na pewno nie nadrobią wszystkich minusów, jakie załapał u mnie film. O dziwo w Jak wytresować smoka 2 jednym z najlepszych wątków jest zauroczenie się Szpadki Eretem, synem Ereta.
Oglądając Jak wytresować smoka 2 bardzo często zastanawiałam się nad tym, czy za produkcję tej części filmu odpowiadają te same osoby, które stworzyły jedynkę. Wydawało mi się bowiem, że ci sami ludzie nie są w stanie zrobić dwóch tak od siebie różnych poziomem animacji. Moje wątpliwości zostały jednak rozwiane - okazało się, że się da. Jak wytresować smoka 2 okazał się być dla mnie jednym wielkim zawodem. Spodziewałam się po nim czegoś więcej, a otrzymałam o wiele mniej...
Cóż... Na osłodę zawsze zostaje dobra i sprawdzona część pierwsza przygód Czkawki i Szczerbatka...
http://www.impawards.com/ |
Tyle z fabuły, przejdźmy do oceny. O ile Jak wytresować smoka od razu podbiło moje serce, tak Jak wytresować smoka 2 miało (i ma nadal) z tym ogromne problemy. Od strony technicznej jest bardzo dobrze, ale tutaj raczej nie można było spodziewać się niczego innego. Graficznie Jak wytresować smoka 2 stoi na bardzo wysokim poziomie. Muzyka Johna Powella, oprócz znanego nam z pierwszej części motywu przewodniego, oferuje nam nowe aranżacje, które dobrze wpisują się w nordycki klimat animacji. Ale to było oczywiste.
Gorzej jest jeśli chodzi o warstwę fabularną. Zamiast wyjątkowo świeżej koncepcji, jaką raczyła nas jedynka, dostajemy powrót do utartych i sprawdzonych schematów, jakim jest chociażby wprowadzenie głównego wroga - typowego czarnego charakteru, który chce przejąć władzę nad wszystkim, co się rusza. Pomysł z Drago, w porównaniu do stawienia czoła mentalności Wikingów i próby wykorzenienia pewnych przekonań z części pierwszej, wypada wyjątkowo blado. Także wprowadzenie postaci matki nie powaliło mnie na kolana. Osoba, której nie było w życiu Czkawki przez jakieś 20 lat, pojawia się nagle i bez żadnych zbędnych wyjaśnień i innych dylematów moralnych, zostaje zaakceptowana przez syna, a potem (równie szybko) przez męża? Coś tu jest wyjątkowo nie tak. Fabuła kuleje i to mocno. Dialogi nie są już takie naturalne. Oczywiście pewnym rozwiązaniem są sprawdzone już w Jak wytresować smoka słodkie sceny. Te wypadają dobrze, chociaż na pewno nie nadrobią wszystkich minusów, jakie załapał u mnie film. O dziwo w Jak wytresować smoka 2 jednym z najlepszych wątków jest zauroczenie się Szpadki Eretem, synem Ereta.
Oglądając Jak wytresować smoka 2 bardzo często zastanawiałam się nad tym, czy za produkcję tej części filmu odpowiadają te same osoby, które stworzyły jedynkę. Wydawało mi się bowiem, że ci sami ludzie nie są w stanie zrobić dwóch tak od siebie różnych poziomem animacji. Moje wątpliwości zostały jednak rozwiane - okazało się, że się da. Jak wytresować smoka 2 okazał się być dla mnie jednym wielkim zawodem. Spodziewałam się po nim czegoś więcej, a otrzymałam o wiele mniej...
Cóż... Na osłodę zawsze zostaje dobra i sprawdzona część pierwsza przygód Czkawki i Szczerbatka...
Komentarze
Prześlij komentarz