Pozostańmy w klimacie kina familijnego. Kochany potwór był filmem - zapchajdziurą. Obejrzany tylko dlatego, że już zbyt długo porastały go kolejne warstwy kurzu, że fajnie byłoby go w końcu zobaczyć i zrobić miejsce na półce na jakąś inną pozycję no i że akurat nie miałam okazji na oglądanie niczego ambitnego... Nie wymagałam od tego filmu nie wiadomo czego i wcale się nie rozczarowałam tym, co dostałam. A dostałam dokładnie to, o co prosiłam. Film, który ogląda się raz i już następnego dnia nie pamięta o czym tak naprawdę był.
Fabuła Kochanego potwora kręci się wokół legendy związanej z pewnym kanadyjskim miasteczkiem. Oto powiadają, że w pobliskim jeziorze mieszka gad - Orky, mający wyjątkowy wpływ na ludzi, którzy się z nim spotkali. Do tego miasteczka zabiera na wakacje swoje dzieci, nie rozstający się z pracą ani na sekundę dr Black. Zostawione samym sobie przez ojca pracoholika dzieci, odkrywają, że miejscowa legenda wcale nie jest wyssana z palca.
Gdybym była młodsza o jakieś dwadzieścia lat, może i historia sympatycznego potwora by mnie ruszyła. Niestety dzisiaj mam już na karku lat tyle ile mam i muszę stwierdzić, że film Ricka Stevensona nie jest arcydziełem kina familijnego. Z drugiej strony nie jest też filmem najgorszym. Ot, taki zwykły powielający sprawdzone schematy (zapracowany ojciec, wspólne wakacje mające służyć zacieśnieniu więzi pomiędzy dziećmi a ojcem, tajemniczy potwór będący bohaterem miejskiej legendy,...) średniak, który można zobaczyć jak już nie mamy do wyboru absolutnie nic innego. W całej fabule za najlepszą scenę uważam tą z próbą dokopania się do Chin i późniejszą akcją z małym Azjatą. Niestety poza tym (i kilkoma innymi scenami oraz malowniczymi krajobrazami) nic nie przykuło mojej uwagi.
Cóż, jak już wspomniałam film arcydziełem nie jest, niemniej dość dobrze wpisuje się w standardy kina familijnego. Wydaje mi się, że dzieciom Kochany potwór powinien się spodobać. A dorośli? Może i niektórzy znajdą tu jakieś drugie dno. Może odkryją, że to nie praca jest najważniejsza. Może zrozumieją, jak ważne jest poświęcenie odrobiny czasu dzieciom i jak ważne jest odnalezienie w sobie dziecka. Może niektórzy stwierdzą, że film ma i tak lepsze efekty niż nasz rodzimy Wiedźmin, a może w końcu niektórzy uznają obraz Stevensona za jedną, ogromną i strasznie denerwującą reklamę ciastek Oreo...
http://torrentbutler.eu/ |
Gdybym była młodsza o jakieś dwadzieścia lat, może i historia sympatycznego potwora by mnie ruszyła. Niestety dzisiaj mam już na karku lat tyle ile mam i muszę stwierdzić, że film Ricka Stevensona nie jest arcydziełem kina familijnego. Z drugiej strony nie jest też filmem najgorszym. Ot, taki zwykły powielający sprawdzone schematy (zapracowany ojciec, wspólne wakacje mające służyć zacieśnieniu więzi pomiędzy dziećmi a ojcem, tajemniczy potwór będący bohaterem miejskiej legendy,...) średniak, który można zobaczyć jak już nie mamy do wyboru absolutnie nic innego. W całej fabule za najlepszą scenę uważam tą z próbą dokopania się do Chin i późniejszą akcją z małym Azjatą. Niestety poza tym (i kilkoma innymi scenami oraz malowniczymi krajobrazami) nic nie przykuło mojej uwagi.
Cóż, jak już wspomniałam film arcydziełem nie jest, niemniej dość dobrze wpisuje się w standardy kina familijnego. Wydaje mi się, że dzieciom Kochany potwór powinien się spodobać. A dorośli? Może i niektórzy znajdą tu jakieś drugie dno. Może odkryją, że to nie praca jest najważniejsza. Może zrozumieją, jak ważne jest poświęcenie odrobiny czasu dzieciom i jak ważne jest odnalezienie w sobie dziecka. Może niektórzy stwierdzą, że film ma i tak lepsze efekty niż nasz rodzimy Wiedźmin, a może w końcu niektórzy uznają obraz Stevensona za jedną, ogromną i strasznie denerwującą reklamę ciastek Oreo...
Komentarze
Prześlij komentarz