W dzisiejszym poście kolejna propozycja z gatunku kina lekkiego. Tym razem na patelnię idzie film Will z 2011 r. opatrzony metką familijnego dramatu sportowego. Z doświadczenia wiem, że filmy sportowe zawsze ogląda się przyjemnie, także Will był całkiem świadomym wyborem na jeden z wieczorów w środku tygodnia, wtedy, kiedy jest się tak zmęczonym i wyzutym z życia po pracy, że nie ma się już w ogóle ochoty na włączanie chociażby ułamka procentu mózgu do myślenia podczas seansu. Will okazał się być tutaj doskonałym rozwiązaniem.
Obraz Ellen Perry opowiada historię Willa Brennana - bez wątpienia fana numer jeden brytyjskiego Liverpoolu. Chłopak jest chodzącą encyklopedią wiedzy o ulubionym klubie piłkarskim, potrafi z pamięci wyrecytować wszystkie klubowe statystyki czy nazwiska. Kiedy zatem pewnego dnia pojawia się jego ojciec z dwoma biletami na finałowy mecz Ligi Mistrzów w Stambule, życie Willa nabiera sensu. Sprawy nieco komplikuje niespodziewana śmierć ojca, jednak chłopiec, który ponad wszystko pragnie spełnić marzenie swoje i swojego taty, samotnie wyrusza w podróż na drugi koniec Europy.
Chociaż Will zaczyna się raczej niewesoło - bohaterem jest w końcu chłopiec, który w trakcie kilkunastu pierwszych minut filmu traci dosłownie wszystko; to im dalej, tym coraz więcej optymizmu i radości wylewa się z ekranu. Całą podróż małego Willa na finałowy mecz Ligi Mistrzów ogląda się rewelacyjnie - oczywiście przymykając oko na wszelkiego rodzaju wyolbrzymienia i naciągnięcia, których w tej produkcji nie jest mało (tak już jest z filmami typu familijnego). Jeśli zapomnimy o całej tej zbieraninie niezbyt realnych sytuacji (jeśliby podążać śladami realizmu to film skończyłby się dość szybko i na pewno bez happy endu), to film na 100% pojawi się na liście filmów do ponownego obejrzenia.
Przepiękne zdjęcia - szczególnie urokliwych paryskich uliczek, piękne samochody - klasyka Citroena w najlepszym wydaniu i dobrze wpasowująca się w klimat filmu muzyka z niezapomnianym You'll never walk alone tworzą razem bardzo zgrabny film o ciekawym klimacie. Pełen nadziei, optymizmu, radości i wiary w spełnienie marzeń. Nie musicie być fanami Liverpoolu ani piłki nożnej. Ja i mój M. nie jesteśmy, a mimo to film oglądało nam się świetnie. Dla nas Will to rewelacyjny przykład kina familijnego, który na pewno jeszcze kiedyś obejrzymy.
http://m.iphotoscrap.com/ |
Chociaż Will zaczyna się raczej niewesoło - bohaterem jest w końcu chłopiec, który w trakcie kilkunastu pierwszych minut filmu traci dosłownie wszystko; to im dalej, tym coraz więcej optymizmu i radości wylewa się z ekranu. Całą podróż małego Willa na finałowy mecz Ligi Mistrzów ogląda się rewelacyjnie - oczywiście przymykając oko na wszelkiego rodzaju wyolbrzymienia i naciągnięcia, których w tej produkcji nie jest mało (tak już jest z filmami typu familijnego). Jeśli zapomnimy o całej tej zbieraninie niezbyt realnych sytuacji (jeśliby podążać śladami realizmu to film skończyłby się dość szybko i na pewno bez happy endu), to film na 100% pojawi się na liście filmów do ponownego obejrzenia.
Przepiękne zdjęcia - szczególnie urokliwych paryskich uliczek, piękne samochody - klasyka Citroena w najlepszym wydaniu i dobrze wpasowująca się w klimat filmu muzyka z niezapomnianym You'll never walk alone tworzą razem bardzo zgrabny film o ciekawym klimacie. Pełen nadziei, optymizmu, radości i wiary w spełnienie marzeń. Nie musicie być fanami Liverpoolu ani piłki nożnej. Ja i mój M. nie jesteśmy, a mimo to film oglądało nam się świetnie. Dla nas Will to rewelacyjny przykład kina familijnego, który na pewno jeszcze kiedyś obejrzymy.
Komentarze
Prześlij komentarz