Gotowanie stało się modne. Jesteśmy zalewani coraz to większą ilością programów kulinarnych - Masterchefami, Kuchennymi rewolucjami, Hell's Kitchenami, Pascalami i Okrasami... A skoro gotowanie stało się modne, trzeba było nakręcić o tym film. No, może nie dokładnie o gotowaniu, ale trochę z kuchnią mającym wspólnego. I tak oto dostaliśmy Szczyptę miłości do smaku. Ocena filmu na portalach filmowych nie powala na kolana. Średnia plasująca się gdzieś pomiędzy 5 a 6 w dziesięciostopniowej skali to bardzo przeciętny wynik. Ocena kłóci się jednak z komentarzami do filmu, które bardzo zachwalają irlandzką produkcję. Mając wolny wieczór, męża u boku i ochotę na obejrzenie czegoś lekkiego wybraliśmy Szczyptę miłości do smaku.
Film opowiada historię Olivera Byrne'a - słynnego krytyka kulinarnego, który odnosi sukcesy na polu zawodowym, jednak niezbyt układa mu się w życiu uczuciowym. Wydaje się, że wszystko zmieni się dzięki poznanej przypadkowo Bibianie. Niestety okazuje się, że nawet Bibiana będzie miała problemy z uszczęśliwieniem faceta, który tak naprawdę skrycie marzy o tym, aby być wiecznym singlem.
Opatrzenie Szczypty miłości do smaku metką komedii romantycznej jest jak dla mnie lekkim niewypałem. Ciężko mi się było bowiem doszukać w tym filmie elementów komediowych. Niektóre teksty Olivera? Może i były zabawne, jednak mimo wszystko bardziej zakwalifikowałabym ten film jako zwykłą obyczajówkę podchodzącą nawet momentami pod dramat. Naprawdę, na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić momenty, w których na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Szczyptę miłości do smaku, jak na lekką komedię, oglądało mi się wyjątkowo ciężko. Lekka fabuła okazała się być za lekka, bo momentami, wskutek naprawdę zbyt małej ilości jakichkolwiek wydarzeń, dłużyła się ona niesamowicie. Oglądanie kolejnych scen jedzenia coraz to innych rodzajów mięsa, zupy czy czegokolwiek też było męczące. A już najbardziej odbiór filmu utrudniał nie kto inny jak główny bohater, którego bardzo ciężko polubić, a który niestety króluje tu, jak na głównego bohatera przystało, w większości scen.
Skuszona pozytywnymi opiniami o słabo ocenionym filmie, dałam się skusić na obejrzenie Szczypty miłości do smaku. Niestety nie mogę podzielić większości z tych zachęcających komentarzy. Film bowiem wcale nie był wyjątkowo ciepły i zabawny, nie był też w mojej opinii ciekawy. Okazał się być kolejną produkcją plasującą się w gronie filmów mocno przeciętnych. Tak mdłych i prawdziwych, że nie wyróżniających się niczym szczególnym i przez to zapomnianych w tłumie innych tego typu produkcji. Jeśli chcecie oglądać - oglądajcie. Ja nie polecam. Zamiast tego wolę obejrzeć po raz enty jakiś sympatyczny film z Hugh Grantem, a jeśli chcę coś z gotowaniem to zapuszczę sobie Ratatuja.
http://www.impawards.com/ |
Opatrzenie Szczypty miłości do smaku metką komedii romantycznej jest jak dla mnie lekkim niewypałem. Ciężko mi się było bowiem doszukać w tym filmie elementów komediowych. Niektóre teksty Olivera? Może i były zabawne, jednak mimo wszystko bardziej zakwalifikowałabym ten film jako zwykłą obyczajówkę podchodzącą nawet momentami pod dramat. Naprawdę, na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić momenty, w których na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Szczyptę miłości do smaku, jak na lekką komedię, oglądało mi się wyjątkowo ciężko. Lekka fabuła okazała się być za lekka, bo momentami, wskutek naprawdę zbyt małej ilości jakichkolwiek wydarzeń, dłużyła się ona niesamowicie. Oglądanie kolejnych scen jedzenia coraz to innych rodzajów mięsa, zupy czy czegokolwiek też było męczące. A już najbardziej odbiór filmu utrudniał nie kto inny jak główny bohater, którego bardzo ciężko polubić, a który niestety króluje tu, jak na głównego bohatera przystało, w większości scen.
Skuszona pozytywnymi opiniami o słabo ocenionym filmie, dałam się skusić na obejrzenie Szczypty miłości do smaku. Niestety nie mogę podzielić większości z tych zachęcających komentarzy. Film bowiem wcale nie był wyjątkowo ciepły i zabawny, nie był też w mojej opinii ciekawy. Okazał się być kolejną produkcją plasującą się w gronie filmów mocno przeciętnych. Tak mdłych i prawdziwych, że nie wyróżniających się niczym szczególnym i przez to zapomnianych w tłumie innych tego typu produkcji. Jeśli chcecie oglądać - oglądajcie. Ja nie polecam. Zamiast tego wolę obejrzeć po raz enty jakiś sympatyczny film z Hugh Grantem, a jeśli chcę coś z gotowaniem to zapuszczę sobie Ratatuja.
Komentarze
Prześlij komentarz