Dziś tak specjalnie, sylwestrowo. A bynajmniej dla mnie. Bo, jakby nie patrzeć, to właśnie w pewnego Sylwestra po raz pierwszy zobaczyłam filmowe, zmutowane żółwie :)
Nigdy nie byłam fanką żółwi ninja. Pierwszy i zarazem ostatni raz miałam z nimi styczność w któregoś sylwestra wieki temu, kiedy mój wiek nie był jeszcze zapisywany liczbą dwucyfrową. Z tamtego spotkania wyniosłam niewiele. W zasadzie to można było uznać to spotkanie za totalne nieporozumienie, bo żółwie w ogóle mnie do siebie nie przekonały i bardziej budziły odrazę niż sympatię. Do dzisiaj jedyne co o żółwiach ninja wiedziałam, to że były one cztery i że nosiły one imiona słynnych włoskich artystów, których de facto i tak nie byłam w stanie sobie przypomnieć (był Leonardo, Michaelangelo, Rafael i? - nigdy nie pamiętałam ostatniego). Okazało się jednak, że mój M. bardzo żółwie lubi i kiedy dowiedział się, że w tym roku do kin wchodzi ich nowa odsłona, wiedziałam, że jednak poznam wszystkie imiona wojowniczych gadów.
Zacznijmy od fabuły - cztery zmutowane żółwie razem z piękną dziennikarką bronią miasta przed niejakim Shredderem, specem od wschodnich sztuk walki w śmiesznym kostiumie. Prosta, nieskomplikowana historia. I tak właśnie jest. W filmie dostajemy banalną opowiastkę, której opowiedzenie zajęłoby góra 30 minut. Jednak historia nowych żółwi ninja ukryta jest gdzieś pod tonami efektów specjalnych i efektownych, jednak nie zawsze efektywnych zapychaczy typu strzelaniny i pościgi bardzo w stylu Michaela Bay'a. Nie trzeba patrzeć na metrykę filmu, żeby wiedzieć, kto maczał w nim palce. Bay'a czuć tu na kilometr.
Co do efektów specjalnych to najlepiej wypadają tutaj żółwie. Może i nie wyglądają tak sympatycznie i przytulaśnie jak w poprzednich produkcjach, to mimo wszystko ja je kupiłam. Każdy dostał swój unikalny charakter oraz wygląd, który pozwala na dokładne rozpoznanie, który z żółwi jest który. Teraz nie trzeba zapamiętywać kolorów opasek na oczach, żeby wiedzieć że Leonardo jest niebieskim żółwiem. Nie. Teraz ich imiona bardziej kojarzą się z konkretnym charakterem i to ja lubię. Dodatkowo to właśnie żółwie są najlepszymi bohaterami filmu. To właśnie wtedy, kiedy na ekranie pojawiają się żółwie, najbardziej angażujemy się emocjonalnie, ich walki zapierają dech w piersi, a żarty zapewniają doskonałą zabawę (do tej pory akcja w windzie mnie rozbraja). Gdyby tylko producenci, mając do dyspozycji tak rewelacyjną czwórkę bohaterów skupili się na nich...
Niestety producenci nie skupili się w filmie na żółwiach. Błąd numer jeden. Skupili się na postaci April. Tu popełnili błąd numer dwa. A w roli April obsadzili Megan Fox - błąd numer trzy. Megan Fox znowu bardziej w całym filmie wygląda niż gra. Niestety ciężko jest oglądać coś, co powinno być naszpikowane akcją do granic możliwości, tylko dla samych obrazków pięknej Megan. A tych mamy tutaj od groma, bo nie ma chyba sceny, w której Fox wcieliłaby się w swoją postać i skupiła na grze aktorskiej. Zamiast tego mamy Megan z wiecznie rozchylonymi ustami i ząbkami na wierzchu, tak, jakby pozowała do zdjęć. Niestety chociaż bardzo bym się starała, nie potrafię obdarzyć sympatią pani Fox.
Nie znam uniwersum żółwi, także może i niektóre zmiany od pierwotnej historii wprowadzone w filmie (a ponoć jest ich sporo) tak mnie nie raziły, albo nawet zupełnie nie zostały przeze mnie zauważone. Jedyne, co mogę powiedzieć, biorąc pod uwagę jedynie to, co znam z obejrzanego film, to że gdyby nowe Wojownicze żółwie ninja skupiały się na żółwiach i poświęcały im więcej czasu, wtedy może dostalibyśmy dobry film. Niestety film, który dostaliśmy trochę zaniedbuje sympatycznych bohaterów skupiając się zamiast tego na mającej niewiele do zaoferowania Fox i na reklamowaniu kolejnych nowinek technicznych. Uwierzcie mi, w pewnym momencie miałam już serdecznie dość Megan Fox, a jeszcze bardziej eksponowania przez nią kolejnych telefonów czy tabletów. Znowu można powiedzieć, że Bay bardziej skupił się na reklamowaniu coraz to nowszych koncernów, a nie na samym filmie (wcześniej takie same odczucia miałam po seansie najnowszych Transformerów).
Mimo wszystkich minusów, jaki niesie ze sobą bycie filmem stworzonym przez Michaela Bay's, Wojownicze żółwie ninja oglądało mi się całkiem dobrze. Są sceny, kiedy miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, ale są też sceny, kiedy wybuchałam salwami śmiechu w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja oceniłam film jako niezły, także spokojnie można obejrzeć, oczywiście nie oczekując po nim nie wiadomo czego. W końcu nie jest to kino ambitne. Nazwisko Bay'a mówi tu samo za siebie. A na sam koniec dodam, że ja nowe żółwie (jako bohaterów, a nie jako film) w 100% kupuję. I w końcu wiem, o którym żółwiu zawsze zapominałam... Donatello :)
Wystrzałowej sylwestrowej zabawy i udanego, pełnego dobrych i jeszcze lepszych filmów Nowego Roku 2015!
Nigdy nie byłam fanką żółwi ninja. Pierwszy i zarazem ostatni raz miałam z nimi styczność w któregoś sylwestra wieki temu, kiedy mój wiek nie był jeszcze zapisywany liczbą dwucyfrową. Z tamtego spotkania wyniosłam niewiele. W zasadzie to można było uznać to spotkanie za totalne nieporozumienie, bo żółwie w ogóle mnie do siebie nie przekonały i bardziej budziły odrazę niż sympatię. Do dzisiaj jedyne co o żółwiach ninja wiedziałam, to że były one cztery i że nosiły one imiona słynnych włoskich artystów, których de facto i tak nie byłam w stanie sobie przypomnieć (był Leonardo, Michaelangelo, Rafael i? - nigdy nie pamiętałam ostatniego). Okazało się jednak, że mój M. bardzo żółwie lubi i kiedy dowiedział się, że w tym roku do kin wchodzi ich nowa odsłona, wiedziałam, że jednak poznam wszystkie imiona wojowniczych gadów.
http://www.impawards.com/ |
Co do efektów specjalnych to najlepiej wypadają tutaj żółwie. Może i nie wyglądają tak sympatycznie i przytulaśnie jak w poprzednich produkcjach, to mimo wszystko ja je kupiłam. Każdy dostał swój unikalny charakter oraz wygląd, który pozwala na dokładne rozpoznanie, który z żółwi jest który. Teraz nie trzeba zapamiętywać kolorów opasek na oczach, żeby wiedzieć że Leonardo jest niebieskim żółwiem. Nie. Teraz ich imiona bardziej kojarzą się z konkretnym charakterem i to ja lubię. Dodatkowo to właśnie żółwie są najlepszymi bohaterami filmu. To właśnie wtedy, kiedy na ekranie pojawiają się żółwie, najbardziej angażujemy się emocjonalnie, ich walki zapierają dech w piersi, a żarty zapewniają doskonałą zabawę (do tej pory akcja w windzie mnie rozbraja). Gdyby tylko producenci, mając do dyspozycji tak rewelacyjną czwórkę bohaterów skupili się na nich...
Niestety producenci nie skupili się w filmie na żółwiach. Błąd numer jeden. Skupili się na postaci April. Tu popełnili błąd numer dwa. A w roli April obsadzili Megan Fox - błąd numer trzy. Megan Fox znowu bardziej w całym filmie wygląda niż gra. Niestety ciężko jest oglądać coś, co powinno być naszpikowane akcją do granic możliwości, tylko dla samych obrazków pięknej Megan. A tych mamy tutaj od groma, bo nie ma chyba sceny, w której Fox wcieliłaby się w swoją postać i skupiła na grze aktorskiej. Zamiast tego mamy Megan z wiecznie rozchylonymi ustami i ząbkami na wierzchu, tak, jakby pozowała do zdjęć. Niestety chociaż bardzo bym się starała, nie potrafię obdarzyć sympatią pani Fox.
Nie znam uniwersum żółwi, także może i niektóre zmiany od pierwotnej historii wprowadzone w filmie (a ponoć jest ich sporo) tak mnie nie raziły, albo nawet zupełnie nie zostały przeze mnie zauważone. Jedyne, co mogę powiedzieć, biorąc pod uwagę jedynie to, co znam z obejrzanego film, to że gdyby nowe Wojownicze żółwie ninja skupiały się na żółwiach i poświęcały im więcej czasu, wtedy może dostalibyśmy dobry film. Niestety film, który dostaliśmy trochę zaniedbuje sympatycznych bohaterów skupiając się zamiast tego na mającej niewiele do zaoferowania Fox i na reklamowaniu kolejnych nowinek technicznych. Uwierzcie mi, w pewnym momencie miałam już serdecznie dość Megan Fox, a jeszcze bardziej eksponowania przez nią kolejnych telefonów czy tabletów. Znowu można powiedzieć, że Bay bardziej skupił się na reklamowaniu coraz to nowszych koncernów, a nie na samym filmie (wcześniej takie same odczucia miałam po seansie najnowszych Transformerów).
Mimo wszystkich minusów, jaki niesie ze sobą bycie filmem stworzonym przez Michaela Bay's, Wojownicze żółwie ninja oglądało mi się całkiem dobrze. Są sceny, kiedy miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, ale są też sceny, kiedy wybuchałam salwami śmiechu w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja oceniłam film jako niezły, także spokojnie można obejrzeć, oczywiście nie oczekując po nim nie wiadomo czego. W końcu nie jest to kino ambitne. Nazwisko Bay'a mówi tu samo za siebie. A na sam koniec dodam, że ja nowe żółwie (jako bohaterów, a nie jako film) w 100% kupuję. I w końcu wiem, o którym żółwiu zawsze zapominałam... Donatello :)
Wystrzałowej sylwestrowej zabawy i udanego, pełnego dobrych i jeszcze lepszych filmów Nowego Roku 2015!
Komentarze
Prześlij komentarz