Po świątecznym leniuchowaniu przyszedł czas na odrobienie filmowych zaległości :) Po dłuższej przerwie od produkcji z RDJ'em obejrzałam Urodzonych morderców tym samym definitywnie żegnając się z radosnym, pogodnym klimatem Wielkanocy. Zanim zdecydowałam się właśnie na ten obraz, nieco o nim poczytałam i dowiedziałam się, że jest to dzieło, które stylem przypomina filmy Quentina Tarantino. Osobiście za dziełami pana Tarantino nie przepadam - do tej pory nie przebrnęłam chociażby przez Kill Bille czy Pulp Fiction, jakby nie patrzeć już klasykę kina. Cóż jednak miałam zrobić, kiedy postawiłam sobie za cel zapoznanie się z CAŁYM filmowym dorobkiem Downey'a, a Urodzeni mordercy znajdowali się na tej liście? Zacisnęłam zęby i włączyłam film.
![]() |
http://www.impawards.com/ |
Pierwsza próba obejrzenia filmu zakończyła się niepowodzeniem - zasnęłam po jakichś 30 minutach. Dopiero za drugim podejściem udało mi się zobaczyć film w całości. I, o dziwo, moje odczucia są, nie wierzę że to mówię, pozytywne! Urodzeni mordercy są obrazem specyficznym. Gdy oglądałam (a przynajmniej próbowałam oglądać) film po raz pierwszy myślałam o nim beznadziejny i porąbany. Za drugim razem określenia te były nieco inne. Pozostałam przy pozytywnie dziwny i oryginalny.
Urodzeni mordercy są filmem bardzo brutalnym, dlatego odradzam oglądanie widzom o słabszych nerwach. Widok latających flaków i hektolitrów krwi może bardzo zniechęcić. Tak samo mogą zniechęcić dziwne, kilkusekundowe wstawki - wśród nich martwe zwierzęta czy ludzie bez różnych części ciała, których w obrazie Olivera Stone'a jest pełno. Niewątpliwie jest to minus filmu, jednak, paradoksalnie, czyni on dzieło Stone'a oryginalnym i ciekawym. Generalnie połączenie tych dziwnych wizji, scen wyjętych z komiksu, nagrań ze starych kaset VHS itd., itp. wypadło w końcowym rozrachunku pozytywnie. Aktorsko wyszło świetnie. Downey w roli mającego parcie na szkło Wayne'a Gale'a spisał się bardzo dobrze. Tommy Lee Jones swoją rolą bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Z kolei duetu Woody Harrelson i Juliette Lewis nie dałoby się chyba zastąpić żadnym innym. Co jednak najbardziej mi się spodobało to ścieżka dźwiękowa. Połączenie surrealistycznych i psychodelicznych obrazów z nastrojową muzyką, m.in. Leonarda Cohena wyszło rewelacyjnie. Nigdy bym nie pomyślała, że piosenki Cohena tak wspaniale będą współgrały z oglądanymi scenami morderstw i innymi brutalnymi i makabrycznymi obrazami. Cóż, jednak nie bez powodu album ze ścieżką dźwiękową do filmu został okrzyknięty najlepszym albumem składankowym 1994 r. i jednym z najlepszych albumów lat '90.
Na koniec w krótkim podsumowaniu mogę jeszcze raz powiedzieć, że, pomimo wielkich obaw i początkowych trudnościach w kwestii dotrwania do końca filmu, obraz Olivera Stone'a spodobał mi się. Przypuszczam, że bardzo duży udział miała tutaj wspomniana już wyżej muzyka - jakby nie patrzeć ktoś mi kiedyś powiedział, że filmy to ja słucham, a nie oglądam. Czy komuś poleciłabym ten obraz? Tak. Powinien przypaść do gustu szczególnie miłośnikom kina Tarantino, ale także i tym, którzy, tak jak ja, lubią sobie po prostu od czasu do czasu obejrzeć coś dziwnego. Fani RDJ'a też nie powinni być zawiedzeni. No i na koniec poleciłabym Urodzonych morderców wszystkim tym, którzy mają takiego hopla na punkcie muzyki jak ja :)
Miłego seansu!
Urodzeni Mordercy to kozacki film. To nie jest tylko krytyka społeczeństwa nasiąkniętego popową papką wylewającą się z przekazów telewizyjnych. To głęboki obraz upadającego społeczeństwa i tego jak niewiele możemy zrobić w przypadku prymitywnego agresywnego zachowania. Pamiętam do dziś seans w kinie (tak byłem w 94 roku na premierze :). Na film wszedłem trochę znienacka, bo wtedy był wyświetlany jako dozwolony od lat 21!. Reasumując, genialny film, jeszcze lepsza ścieżka dźwiękowa, nowatorskie podejście do montażu (sceny w więzieniu kręcone różnymi technikami). Co tu dużo gadać, niezłe pierdo....cie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń