Przejdź do głównej zawartości

Listy do M. (2011)

No to w dzisiejszym poście znów mamy do czynienia z dziełem z gatunku romantycznych. Tym razem jest to rodzima i chyba dość dobrze wszystkim znana produkcja Listy do M. Szczerze mówiąc było to moje pierwsze spotkanie z filmem Mitji Okorna, a mój stosunek do polskich produkcji nie należy do pozytywnych, także nie oczekiwałam po Listach do M. zbyt wiele. I tu popełniłam błąd.

www.filmweb.pl
Moje zaskoczenie rosło z minuty na minutę seansu. Okazało się bowiem, że Listy do M. nie są złym filmem. A takie, poczynione przeze mnie, odkrycia w stosunku do filmów made by Poland należą do rzadkości. W pewnym stopniu do sukcesu tej produkcji mogło się przyczynić jego podobieństwo do To właśnie miłość - filmu, który uwielbiam i mogę oglądać w nieskończoność (a nie ukrywajmy, Listy do M. są kopią prawie idealną wspomnianego filmu). Może w budowaniu pozytywnych odczuć w Listach do M. przyczyniła się muzyka? Zadziwiająco dobra jak na to, co serwowane jest zazwyczaj w nadwiślańskich produkcjach. Może jakiś wpływ miał tutaj świąteczny klimat filmu? Wydaje mi się, że tak. Ja bynajmniej zawsze miałam słabość do świątecznych obrazów ze względu na ich magiczny nastrój. Przypuszczam, że w tym przypadku stało się podobnie - świąteczny klimat dał się we znaki i stłumił krzyczący gdzieś tam głos rozsądku, mówiący, że Listy do M. wcale nie są takie dobre ;) No i może jakiś wpływ miał tutaj fakt, że film jest romansidłem, a ja, jak już się ostatnio przyznałam, jestem kobietą, która lubi oglądać babskie filmy. Argumentów przemawiających na korzyść tej produkcji jest więcej, ale o wszystkich nie da się tu wspomnieć.


Listy do M. jest chyba pierwszym polskim filmem z tego 'nowszego" rocznika, do którego zaliczam wszystko, co powstało po Rejsie, Misiu i Seksmisji, o którym mogę powiedzieć, że oglądało mi się go bardzo przyjemnie. Co prawda palmę pierwszeństwa zawsze będę oddawać To właśnie miłość, niemniej nie uważam filmu Okorna za zły. I, co najważniejsze, z pewnością jeszcze nie raz po niego sięgnę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...