Przejdź do głównej zawartości

Gwiazd naszych wina (2014)

Gwiazd naszych wina to kolejny obraz z gatunku wyciskaczy łez, na które ostatnio zachorowałam. Po Modlitwach za Bobby'ego Niech będzie teraz uznałam, że film Josha Boone'a, będący adaptacją książki o tym samym, jakże pięknym tytule, będzie dobrym wyborem na niedzielne popołudnie. No i wybór okazał się być strzałem w dziesiątkę.

faultinourstarsmovie.blogspot.com
Wydaje mi się, że na domowe seanse powinnam zasiadać z opakowaniem chusteczek w dłoni, bo normą stało się to, że z rękawów moich bluzek po obejrzeniu filmu, można by wycisnąć hektolitry wody. Seans Gwiazd naszych wina nie był wyjątkiem. Obraz Boone'a, mimo że przewidywalny do granic możliwości, i tak wywołał u mnie syndrom mokrych rękawów.

Gwiazd naszych wina to swego rodzaju Love story: Cancer edition. Historia nie jest oryginalna - filmów o takiej tematyce jest na pęczki, przewidywalne jest również jej zakończenie - jak to zresztą w tego typu dziełach bywa. Jednak mimo tego Gwiazd naszych wina ogląda się bardzo dobrze. I, o dziwo, dobrego wrażenia wcale nie popsuła przewidywalna i mocno oklepana fabuła. Obraz Josha Boone'a nadrabia bowiem, i to mocno, w innych dziedzinach.

Najmocniejszą stroną filmu jest aktorstwo. Duet grającej Hazel Shailene Woodley i wcielającego się w rolę Gusa Ansel Elgort na ekranie wypada mistrzowsko. Chemia, jaka istnieje między głównymi bohaterami jest ogromna. W zasadzie można się w pewnym momencie zacząć zastanawiać czy uczucie, jakie widzimy na ekranie to tylko gra aktorska czy też jest to coś więcej. Bardzo dobry występ zaliczyła tutaj także Laura Dern jako matka Hazel. Całe trio podczas swojej wyprawy do Europy ogląda się przesympatycznie. I tym stwierdzeniem dochodzimy do etapu, w którym wypada powiedzieć o emocjach.

O ile Niech będzie teraz oglądało mi się ciężko ze względu na to, że trudno było mi polubić główną bohaterkę, tak tutaj nie miałam z tym żadnego problemu. Im dalej w film tym większą sympatią darzyłam w zasadzie wszystkich bohaterów Gwiazd naszych wina. A im większą sympatią ich darzyłam, tym więcej łez wylewało się na moje nieszczęsne rękawy. No bo jak nie lubić Hazel i Gusa? Po prostu się nie da.

Mimo że opowiada o umieraniu, Gwiazd naszych wina jest wyjątkowo pozytywnym filmem. Chociaż pod koniec seansu łzy leją się strumieniami, to na końcowych napisach pojawia się jednak uśmiech. Bo tak na prawdę w filmie nie chodzi o śmierć. Chodzi o życie. "Okay..."


No i co powiedzieć na koniec? Czy jest to film o chorobie? Nie. Jak głosi cytat z ulubionej książki Hazel: To nie jest książka o raku, bo książki o raku to lipa. Czy Gwiazd naszych wina to wyciskacz łez? Tak. Czy jest to romansidło? Bez wątpienia. Czy jest to film dla młodzieży? Tak (ale o ile lepszy niż wszystkie Zmierzchy razem wzięte). Przede wszystkim jest to jednak bardzo dobry film dla każdego. A według mnie jest to jeden z lepszych, o ile nie najlepszy, film roku 2014.

Seans po prostu obowiązkowy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...