Kolejny wpis z cyklu ocalić od zapomnienia czyli wypociny mojego brata.
Do kina na ten film przyciągnął mnie
głównie jego temat: realnie występujące zjawisko świadomej narkozy. Co to jest
ta świadoma narkoza? Myślę, że nawet niezorientowani w temacie będą wiedzieli,
o co chodzi. Dla pewności, zamieszczę jednak nieco okrojoną definicję z
wikipedii: Narkoza świadoma to zjawisko występujące podczas znieczulenia
ogólnego,
kiedy pacjent nie dostał wystarczającego znieczulenia, co zapobiegłoby przed
świadomością podczas zabiegu. Występuje ona u około 20.000 – 40.000 pacjentów
na 20 mln. W tym stanie pacjent może odczuwać ból lub presję podczas operacji,
słyszeć rozmowy, może być niezdolny do zakomunikowania swojej sytuacji,
ponieważ zostały mu podane paraliżujące mięśnie środki. Najbardziej
traumatyczna podczas źle wykonanej narkozy jest pełna świadomość podczas
operacji: z bólem i wyraźnym reagowaniem na śródoperacyjne czynności. No i, nie
będę ukrywał, jeszcze jedno. Jessica Alba. Z kina wyszedłem niezbyt zadowolony.
Czemu?

Co sądzę o obrazie Joby’ego Harolda? Na
pewno to, że dawno nie widziałem tak zakręconego filmu. W „Awake” do ostatniej
minuty nie wiadomo, jak się skończy ten obraz, a fabuła jest momentami tak
pogmatwana, jak „Moda na sukces” dla niewtajemniczonych. Niestety, im bardziej
Joby Harold (reżyser) komplikuje fabułę, tym bardziej męczy widza. Co za tym
idzie, Harold coraz bardziej oddala się od tematu świadomej narkozy. Może
stwierdził, że ciągłe oglądanie wnętrza Christensena nie zaciekawi widza? Nie
wiem. Faktem jest jednak, że dla mnie, strasznie szybko odchodząca od
ciekawiącego mnie tematu fabuła, stała się momentami zupełnie nierealna i,
śmiem stwierdzić, że wolałbym już raczej oglądać Haydena od wewnątrz.
Coraz bardziej kulejącej z minuty na
minutę fabuły niestety nie ratuje obsada aktorska. Joby Harold wiele
zaryzykował już w momencie zatrudnienia Haydena Christensena do roli Clay’a.
Wiedział przecież, że Hayden, po serii „Gwiezdnych Wojen”, w których wcielił
się w Anakina Skywalkera, nie był zbytnio chwalony za swój kunszt aktorski.
Role te były krytykowane do tego stopnia, że Christensenowi posypały się nawet
nominacje do Złotych Malin. Nigdy nie lubiłem Haydena jako aktora i, niestety,
po obejrzeniu „Awake” swojego zdania nie zmieniłem, gdyż jego postać jest
strasznie niewiarygodna. Śmiem stwierdzić, że najlepiej wypadł on w momentach,
gdy jego bohater leży jak bela na stole operacyjnym, a my słyszymy tylko jego
głos.
Nie rozpieszcza nas także reszta aktorów.
Cała scena operacji, ruchy lekarzy i ich dialogi, wszystko to, sztuczne jak
miód z PRL-u, sprawiało, że musiałem powstrzymywać się od wybuchnięcia
śmiechem. Skoro zawiodła nas męska obsada to może z damską będzie inaczej? Jako
facet mogę powiedzieć, że tu jest lepiej, bo aktorsko panie prezentują się o
wiele lepiej, a szczególnie Lena Olin. Za to Jessica Alba wszystkie swoje
aktorskie niedoskonałości tuszuje wspaniałym wyglądem, ze wskazaniem na jedną z
początkowych scenJ, prawda panowie?
Czy całe to zamieszanie w fabule wyszło
na korzyść filmu, który opatrywany był metryczką thrillera medycznego? Muszę z
czystym sumieniem stwierdzić, że niestety nie. Na początku bowiem mamy do
czynienia z romansem, czymś na kształt Kopciuszka czy czegoś w tym stylu (uboga
sprzątaczka zakochuje się w bogatym pracodawcy), potem zaczyna się istna „Moda
na sukces”, a rozwiązanie zaistniałego problemu z brakiem dawcy, na które nigdy
w życiu bym nie wpadł, to już prawie parodia komedii połączona z dużo gorszym
wydaniem „Uwierz w ducha”. Cała ta mieszanka sprawia, że w efekcie, zamiast
thrillera medycznego, mamy wszystko, tylko nie ten upragniony thriller
medyczny...
Komentarze
Prześlij komentarz