Przejdź do głównej zawartości

Harry Potter i Książę Półkrwi (2009)


Jakoś nie naszła mnie wena na napisanie niczego nowego, także ratuję się starą recenzją z bloga brata. 

Czasy, kiedy z dumą mówiłem o sobie “Jestem Potteromaniakiem” już dawno minęły i obok najnowszej adaptacji książki J. K. Rowling pewnie przeszedłbym obojętnie gdyby nie uroko posiadania młodszego rodzeństwa, które wchłania wszystko, co związane z Potterem niczym gąbka. W ten sposób zmuszony zostałem do spędzenia całych 155 minut, bo tyle trwa film, na seansie „Księcia Półkrwi”. I z ręką na sercu muszę stwierdzić, że było to bodajże najgorzej spędzone 155 minut w moim życiu.

O co chodzi w cyklu o cudownie ocalałym chłopcu z blizną na czole wszyscy wiedzą. W „Księciu Półkrwi” nad Hogwartem zbierają się potężne, burzowe chmury w postaci Lorda Voldemorta, który w końcu jest wystarczająco silny, aby rozpętać prawdziwą wojnę w świecie czarodziejów. To w tej części akcja nabiera tempa (bynajmniej w książce) – Dumbledore, przygotowując Harry’ego na spotkanie z Mrocznym Panem, zabiera chłopca na poszukiwanie horkruksów – klucza do pokonania Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Do Hogwartu przychodzi nowy nauczyciel eliksirów – niejaki Horacy Slughorn, do rąk Harry’ego trafia podręcznik tajemniczego Księcia Półkrwi, Voldemort powierza Malfoy’owi ważne zadanie, a trójka głównych bohaterów przeżywa pierwsze miłości.

A jak jest w filmie? David Yates, reżyser szóstej części „HP” i Steve Kloves – autor scenariusza, w „Księciu Półkrwi” całkowicie odwrócili hierarchię ważności wydarzeń. Dzięki temu zabiegowi mniej zorientowani w fabule książki mogą stwierdzić, że głównym wątkiem w „HP: KP” jest miłość, a wszystkie pozostałe wątki, tak ważne w książce, są jedynie tłem dla pokazania uczucia, rodzącego się pomiędzy uczniami Hogwartu. Czy to wyszło filmowi na dobre? Moim zdaniem, ale pewnie i zdaniem większości osób, które film widziały – nie.

Największą słabością filmu jest, nomen omen, to, co było zaletą książki – wartka akcja. A raczej jej brak. Filmowa akcja rozwija się tak powoli, że o co tak naprawdę chodziło w „Księciu Półkrwi” przypomniałem sobie gdzieś w ostatnich trzydziestu minutach seansu. Zupełnie nietrafiony jest początek filmu. We wcześniejszych częściach filmowego „HP”, bardziej lub mniej udanie, do właściwych wydarzeń zostawaliśmy wprowadzani stopniowo. To sprawiało, że film miał ręce i nogi. W „Księciu Półkrwi” tak nie jest. Oglądając „HP: KP” miałem wrażenie, jakby w moje ręce trafiła kopia, w której ktoś na chybił trafił wyciął kilka początkowych scen. Czułem się jakbym oglądał film od środka.

Niestety, im dalej, tym było gorzej. Akcja rozwijała się tak wolno, że chyba wolniej już nie można. Kolejne ważniejsze książkowe wydarzenia zostawały pomijane. W zamian dostawaliśmy coś, co zapewne miało nas rozśmieszyć, chociaż na mnie wywołało całkiem odwrotny efekt oraz całkowicie wymyślone sceny (atak na Norę), które do filmu nie wnosiły praktycznie nic. Moją nadzieję na to, że film nie będzie totalną porażką, ostatecznie pogrzebał fakt prawie-pominięcia tak przecież ważnej sceny walki o Hogwart…

Filmowi niezbyt pomaga aktorstwo. Z całej obsady najlepiej wypadają Emma Watson (Hermiona), Alan Rickman (Snape), Jim Broadbent jako profesor Horacy Slughorn oraz Rupert Grint(Ron Weasley) i Tom Felton (Draco Malfoy), którzy zasługują na szczególne wyróżnienie. Prawdziwym rarytasem zaś jest Bonham Carter w roli Bellatrix Lestrange. Pozostała część obsady na czele z Danielem Radcliffem jest po prostu sztywna.

Oczywiście w „Księciu Półkrwi” jest kilka dobrych scen, perełek, które ogląda się z przyjemnością. Warto wspomnieć tutaj chociażby o pogrzebie Aragoga (chyba jeden z nielicznych momentów, kiedy subtelny humor naprawdę wywołuje uśmiech), scenie, kiedy Malfoy zostaje trafiony zaklęciem Sectusempry czy też nieco wcześniejszej scenie przed lustrem (rewelacyjna gra Feltona), które rzeczywiście wzruszają. Niestety scen tych jest tak niewiele, że giną one przytłoczone miernością pozostałej części filmu.

Nie wiem czy to wskutek niskiego poziomu filmu, ale miałem wrażenie, że także efekty specjalne w tej części „HP” nieco siadły. Zawsze dopracowane teraz działały mi na nerwy jak chociażby dodatkowa scena niszczenia mostu już na samym wstępie zniechęca amatorskim wykonaniem i, zamiast ukazać tragizm sytuacji, po prostu śmieszy nieudolnością specjalistów od efektów wizualnych.

Po dogłębnym przeanalizowaniu zalet i wad „Księcia Półkrwi” nie da się ukryć, że, tak długo oczekiwany przez wszystkich fanów Pottera film, jest nieudany. I nie uratowałoby go nawet najlepsze w świecie aktorstwo, humor, muzyka czy inne filmowe dodatki, bo „Księciu…” brakuje podstawowej rzeczy – zgrabnej i wciągającej fabuły. Mam wrażenie, że producenci już dawno przestali myśleć o jakości filmów, które będziemy oglądać i skupili się tylko na zysku, bo że „Książę Półkrwi” zysk przyniesie raczej wątpliwości nie ma. Zagwarantował mu to sukces samej książki i wciąż niemała popularność przygód małego czarodzieja.

Wydawałoby się, że niemożliwe jest zepsucie tak dobrej książki jaką jest „Książę Półkrwi”. I tutaj nasuwa mi się pewien slogan reklamowy – Impossible is nothing…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie ...

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez ...

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastol...