)Hobbita widziałam już dość dawno. W zasadzie to wybrałam się na niego do kina zaraz po premierze. I do tej pory zastanawiam się, dlaczego nie napisałam jeszcze kilku zdań o tym filmie. Tym bardziej, że dzieła Tolkiena są dla mnie Biblią. Trzeba zatem zakasać rękawy i naskrobać troszeczkę tekstu.
Są takie książki, które bardzo ciężko zekranizować. Do jednych z tego gatunku należały dzieła J.R.R. Tolkiena. Należały, bo pojawił się niejaki Peter Jackson, który sięgnął z sukcesem po Władcę Pierścieni i tym samym obalił tezę, że tolkienowskiego Śródziemia nie da się przenieść na kinowy ekran. Byłam ciekawa, czy tworząc Hobbita Peter Jackson ponownie odtworzy klimat Śródziemia, za którym, po obejrzeniu Powrotu Króla, bardzo tęskniłam. I odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Peter Jackson ciągle "czuje" Tolkiena i jego Śródziemie ma się całkiem dobrze.
O czym jest Hobbit... raczej nie trzeba wspominać z racji tego, że jest to szkolna lektura i chyba każdy z nas kiedyś ową książeczkę czytał. Film Jacksona jest nieco bardziej rozbudowany. Znajdziemy w nim bowiem wydarzenia, których próżno szukać w Hobbicie. Dzieje się tak, ponieważ Jackson w trakcie kręcenia swojej nowej trylogii sięgnął nie tylko po Hobbita, ale także po Biblię Śródziemia - Silmarillion. Oprócz wędrówki Bilba Bagginsa i jego krasnoludzkich kompanów do Samotnej Góry mamy zatem możliwość zapoznania się z historią rodu Thorina czy też dowiedzieć się nieco więcej o Nekromancie - Sauronie. Zabiegi te, według mnie jak najbardziej udane, sprawiają, że Hobbit Jacksona ma w sobie więcej mroku niż historia Tolkiena.
Zdjęcia i muzyka w Hobbicie... są dokładnie takie, jakich się spodziewałam. Obrazy jak zwykle zapierają dech w piersi, a znane z Władcy Pierścieni motywy muzyczne zostały tylko lekko zmodyfikowane przez Howarda Shore'a. Osobiście mi taki zabieg bardzo odpowiada, bo Śródziemie już nieodłącznie będzie mi się kojarzyło właśnie z takimi widokami i muzyką. Nowozelandzkie Śródziemie prezentuje się zachwycająco, a już w szczególności oglądane w 3D i na 48-klatkowej taśmie. Muzyka z kolei przyprawia momentami o gęsią skórkę. Chociażby w tym momencie:
Na ścieżce dźwiękowej znajduje się jeszcze jedna moja perełka. Piosenka końcowa, która w tym momencie jest najczęściej słuchanym przeze mnie utworem spośród wszystkich, jakie posiadam w swojej muzykotece.
Aktorzy? Obsada, jak zwykle u Jacksona, została dobrana skrupulatnie i wszyscy genialnie oddają swoją postać - a już w szczególności Martin Freeman, który, wydaje się, że nie gra, że po prostu jest Bilbem Bagginsem. Rewelacyjny Gollum również jest, jak już nas do tego przyzwyczaił Jackson, rewelacyjny.
Jest wiele opinii o Hobbicie. Jedni mówią, że film jest strasznie nudny. Inni, że niepotrzebne było rozdzielanie go na 3 części. Ja tam jednak mam te wszystkie opinie głęboko w poważaniu, bo po prostu uwielbiam Tolkiena i wszystko co związane ze Śródziemiem. Z Hobbitem nie mogło być zatem inaczej i film Jacksona od razu znalazł się wśród moich ulubionych.
Są takie książki, które bardzo ciężko zekranizować. Do jednych z tego gatunku należały dzieła J.R.R. Tolkiena. Należały, bo pojawił się niejaki Peter Jackson, który sięgnął z sukcesem po Władcę Pierścieni i tym samym obalił tezę, że tolkienowskiego Śródziemia nie da się przenieść na kinowy ekran. Byłam ciekawa, czy tworząc Hobbita Peter Jackson ponownie odtworzy klimat Śródziemia, za którym, po obejrzeniu Powrotu Króla, bardzo tęskniłam. I odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Peter Jackson ciągle "czuje" Tolkiena i jego Śródziemie ma się całkiem dobrze.
O czym jest Hobbit... raczej nie trzeba wspominać z racji tego, że jest to szkolna lektura i chyba każdy z nas kiedyś ową książeczkę czytał. Film Jacksona jest nieco bardziej rozbudowany. Znajdziemy w nim bowiem wydarzenia, których próżno szukać w Hobbicie. Dzieje się tak, ponieważ Jackson w trakcie kręcenia swojej nowej trylogii sięgnął nie tylko po Hobbita, ale także po Biblię Śródziemia - Silmarillion. Oprócz wędrówki Bilba Bagginsa i jego krasnoludzkich kompanów do Samotnej Góry mamy zatem możliwość zapoznania się z historią rodu Thorina czy też dowiedzieć się nieco więcej o Nekromancie - Sauronie. Zabiegi te, według mnie jak najbardziej udane, sprawiają, że Hobbit Jacksona ma w sobie więcej mroku niż historia Tolkiena.
Zdjęcia i muzyka w Hobbicie... są dokładnie takie, jakich się spodziewałam. Obrazy jak zwykle zapierają dech w piersi, a znane z Władcy Pierścieni motywy muzyczne zostały tylko lekko zmodyfikowane przez Howarda Shore'a. Osobiście mi taki zabieg bardzo odpowiada, bo Śródziemie już nieodłącznie będzie mi się kojarzyło właśnie z takimi widokami i muzyką. Nowozelandzkie Śródziemie prezentuje się zachwycająco, a już w szczególności oglądane w 3D i na 48-klatkowej taśmie. Muzyka z kolei przyprawia momentami o gęsią skórkę. Chociażby w tym momencie:
Aktorzy? Obsada, jak zwykle u Jacksona, została dobrana skrupulatnie i wszyscy genialnie oddają swoją postać - a już w szczególności Martin Freeman, który, wydaje się, że nie gra, że po prostu jest Bilbem Bagginsem. Rewelacyjny Gollum również jest, jak już nas do tego przyzwyczaił Jackson, rewelacyjny.
Jest wiele opinii o Hobbicie. Jedni mówią, że film jest strasznie nudny. Inni, że niepotrzebne było rozdzielanie go na 3 części. Ja tam jednak mam te wszystkie opinie głęboko w poważaniu, bo po prostu uwielbiam Tolkiena i wszystko co związane ze Śródziemiem. Z Hobbitem nie mogło być zatem inaczej i film Jacksona od razu znalazł się wśród moich ulubionych.
Komentarze
Prześlij komentarz