Odświeżam cykl ocalić od zapomnienia.
Ostatnio wybrałem się do kina na adaptację drugiej z siedmiu części sagi o przygodach rodzeństwa Pevensie w baśniowej krainie- Narnii.
Ostatnio wybrałem się do kina na adaptację drugiej z siedmiu części sagi o przygodach rodzeństwa Pevensie w baśniowej krainie- Narnii.
Na początek może o czym właściwie jest
„Książę Kaspian”? Od zdarzeń z pierwszej części sagi upłynął rok. Rodzeństwo
Pevensie (no może nie wszyscy) powoli traci nadzieję czy kiedykolwiek jeszcze
wróci do Narnii. Pewnego jednak dnia ściany w metrze znikają ukazując czwórce
rodzeństwa znajomy widok… Z kolei w Narnii, gdzie czas płynie nieco
inaczej (tam bowiem nie minął rok, ale setki lat), rządy nad krainą objął
lud okrutnych Telmarów pod przewodnictwem okrutnego lorda Miraza. Żona Miraza rodzi
mu syna, co lordowi daje pretekst do zabicia swojego bratanka- wcześniejszego
kandydata do tronu, Kaspiana. Ten jednak, przy pomocy swojego nauczyciela,
ucieka z zamku, a w trakcie ucieczki używa magicznego rogu królowej
Zuzanny. I tak drogi rodzeństwa Pevensie i księcia Kaspiana krzyżują się. Muszę przyznać, że z kina wyszedłem
zaskoczony. Oczekiwałem bowiem czegoś na kształt „Lwa, czarownicy i starej
szafy”. A co dostałem?
Otóż „Książę Kaspian” jest opowieścią
całkiem różną od przesączonej chrześcijańskimi motywami, pełnej efektów
specjalnych klasycznej bajki „LCiSS”. Trudno jednak byłoby oczekiwać czegoś, co
było w pierwszej części, gdyż sama historia opowiadana w „Księciu Kaspianie”
jest całkiem inna. Drzewa w Narnii już nie tańczą, prawie nie ma mówiących
stworzeń, pojawiły się potężne mury telmarskiej twierdzy, a w całej tej oprawie
toczą się brutalne walki o tron. Wszystko w efekcie daje rezultat taki, iż
„Książę Kaspian” jest dużo mroczniejszy od „LCiSS”. Jest też dużo
poważniejszy. Można powiedzieć, że film ten dorósł tak, jak dorosło
rodzeństwo głównych bohaterów.
Nie da się ukryć, że
bohaterowie dorastają. Zmienia się nie tylko ich wygląd (Zuzannie rosną piersi
;P), ale także umiejętności aktorskie. Gra młodych aktorów nie razi, jest
o wiele bardziej naturalna niż w pierwszej części. Najlepiej jednak pod tym
względem wypada Skandar Keynes, czyli filmowy Edmund. Widać, że jego bohater
dorósł. W całym filmie to on jest najbardziej naturalny, opanowany.
Całkiem różni się od Edmunda z „LCiSS”.
O ile gra aktorska bardzo się poprawiła,
to polski dubbing dalej jest na tym samym etapie. Siedząc w kinie i
słuchając często beznadziejnych i tragicznie podłożonych polskich dialogów,
zastanawiałem się czy nie lepiej byłoby oglądać ten film z napisami.
Przypuszczam, że byłoby to naprawdę lepsze od męczenia się z polskim
dubbingiem.
Muzyka. Tu kwestia jest prościutka,
gdyż moim zdaniem Harry Gregson-Williams stanął na wysokości zadania.
Jego utwory bardzo dobrze wkomponowały się w film. Tak jak i w
filmie, w muzyce pojawia się więcej mroku i przemocy. Ale jest
też spokojnie i nastrojowo. Harry Gregson-Williams bezbłędnie potrafi
oddać w muzyce uczucie beznadziei, a także radości i nadziei. Muzyka to ogromny
plus filmu. [Mówię tu jednak tylko o muzyce połączonej z filmem! Nie słuchałem
ścieżki dźwiękowej z "Księcia Kaspiana", ale wiem, że bardzo często
może być tak, że soundtrack sam w sobie jest beznadziejny, a w filmie sprawia
wrażenie majstersztyku.]
W przypadku sceny wizualnej film jest
O.K., jednak raziło mnie bardzo widoczne kopiowanie „Władcy Pierścieni”.
Niektóre sceny walk są kropla w kroplę jak te w „Dwóch Wieżach”, ruszające się
drzewa (jak już zaczną się poruszać) prawie nie różnią się od tolkienowskich
Entów, a siedziba Telmarów to kopia Minas Tirith. Jeśli ktoś nie oglądał
„Władcy Pierścieni”, myślę, że będzie zadowolony z tego, co zobaczy w „Księciu
Kaspianie”. Dla mnie jednak te podobieństwa były zbyt rażące.
Myślę, że na tym omawianie „Księcia
Kaspiana” mogę zakończyć. Oczywiście mógłbym napisać jeszcze bardzo dużo, ale
byłyby to już mniej ważne kwestie, jak choćby szkic romansu pomiędzy Kaspianem
a Zuzanną (który nawiasem mówiąc został przedstawiony bardzo nieudolnie).
Na zakończenie wypadałoby napisać własną
opinię na temat filmu jako całości. Może Was tutaj zaskoczę, ale „Książę
Kaspian” zaskoczył mnie pozytywnie. Owszem, ma wiele wad, ale ogólne wrażenie
jest jak najbardziej na plus. A co jest dla mnie najważniejsze, to to, że nie
jest on taką infantylną historyjka jak „LCiSS”. Zachęcam do obejrzenia (a potem
do wyrażenia swojej opinii:))
Komentarze
Prześlij komentarz