Nieczęsto zdarza się, aby kontynuacja udanej serii powtórzyła sukces swojego poprzednika. Zazwyczaj każda kolejna część jakiejś historii systematycznie obniża poziom. Kilka dni temu miałam okazję pisać recenzję anime Mitsudomoe. Dzisiaj skrobię kilka słów o jego drugim sezonie Mitsudomoe Zouryouchuu!, które skończyłam oglądać dosłownie przed chwilą. Jaka ona zatem jest - lepsza czy słabsza?
Nie ma co rozwodzić się nad stylem rysunku, sposobem opowiadania historii czy też z kreacją głównych bohaterów, ponieważ wszystko to zostało już opisane w recenzji Mitsudomoe. Mitsudomoe Zouryouchuu! konsekwentnie powiela sprawdzony schemat pierwsze serii. W drugim sezonie opowieści o trojaczkach spotykamy się zatem z luźno powiązanymi ze sobą historyjkami, w które wpleciono ogromne dawki humoru.
Wydaje mi się, że jedyna zmiana, z jaką możemy się tu spotkać to wyraźny pomysł na prowadzenie postaci Mitsuby Marui, którego zabrakło w Mitsudomoe - a tak bynajmniej mi się wydaje, że nieco zmieniono koncepcję tej bohaterki i, zamiast na rozwijaniu Mitsuby-sadystki, skupiono się na jej ulubionym zajęciu, jakim jest jedzenie. Uważam to za bardzo dobrą zmianę, bo jej postać bardzo zyskała poprzez uwypuklenie tej cechy. Sadystka Mitsuba nie była typem bohatera, do którego pałałoby się sympatią.
Cóż mogę tutaj wobec tego powiedzieć, żeby zachęcić do obejrzenia anime? Hmm... A więc tak - jeśli Mitsudomoe nie podobało się Wam, nawet nie zasiadajcie do tej pozycji. Z kolei osoby, którym poprzednia seria przypadła do gustu spokojnie mogą zabrać się za oglądanie Mitsudomoe Zouryouchuu! - na pewno się Wam spodoba. Ja pochłonęłam je w ciągu jednego dnia :)
Komentarze
Prześlij komentarz