Przejdź do głównej zawartości

Serce i dusze (1993)

Jakiś czas temu wspominałam, że fajnie byłoby obejrzeć filmy z pewnym aktorem, a potem umieścić na blogu ich recenzje. Wybór padł na filmografię Roberta Downey'a Jr. Kilka, a może i kilkanaście, pozycji z jego dorobku filmowego już obejrzałam. Część z tych filmów doczekała się nawet recenzji na tym blogu. Jednak ostatnio zrobiłam sobie od RDJ'a przerwę. Długą, bo ponad miesięczną, niemniej była mi ona potrzebna. Po downey'owym przesycie miło było zawiesić oko na innych twarzach. Teraz jednak piszę kilka słów o filmie Serce i dusze, a to oznacza, że powracamy do produkcji z RDJ'em w obsadzie :)

www.movieposter.com
Podczas seansu Serce i dusze doszłam do wniosku, że albo nie jestem zbyt wybrednym kinomanem, albo znów odezwała się we mnie moja kobieca, ckliwa strona. Dlaczego? Ponieważ produkcja Rona Underwooda trafiła w sam środek mojego serca i wcale nie chce z niego wyjść, a raczej nie jest to dzieło z najwyższej filmowej półki. Mimo że lepszych lub gorszych filmów traktujących o życiu po śmierci, dokończaniu niedokończonych spraw i romansideł - wątku romantycznego w Sercu i duszach bowiem nie brakuje, jest sporo, to produkcja Underwooda od razu przypadła mi do gustu. Czy to zasługa przesłodkiej twarzy młodego Downey'a? A może jego zdolności wokalnych, których mamy okazję tutaj posłuchać (Walk like a man swoją drogą w filmowym wykonaniu robi wrażenie)? Być może. Ale może to być także zasługą zgrabnej, prostej fabuły, sympatycznych bohaterów i dobrego humoru.

Serce i dusze jest jednym z tych filmów, w których przymyka się oko na niektóre niedoskonałości produkcji. Mogłabym się przecież czepiać nierównego aktorstwa czy nieścisłości fabularnych. Mogłabym też psioczyć na cukierkowatą fabułę, ale w tym filmie nie o to chodzi. Cały jego urok tkwi w tym, jaki jest w całości. A uwierzcie mi, ogląda się go po prostu rewelacyjnie. I nie mówię tego tylko dlatego, że odkryłam w sobie obsesję na punkcie Downey'a. Nie. Ten film jest po prostu dobry.


Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez tajemnicze istoty z

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się