Mały Książę bardzo długo czekał w kolejce do obejrzenia. A potem w kolejce do napisania o nim kilka słów na poniższej stronie. Jak to czasami bywa - zawsze coś stało na przeszkodzie i o wiele łatwiej przychodziło wyskrobanie opinii na temat innych filmów niż akurat o Małym Księciu. W końcu, po jakichś czterech miesiącach nadszedł ten dzień. Jest chwila czasu i jest chęć do pisania, także działamy.
Mały Książę zachwycił już w momencie zobaczenia trailera. Przepiękna animacja, bogactwo kolorów, wzruszająca muzyka. Do tego niesamowita historia, na podstawie której zrealizowano animację. Od razu dało się wyczuć, że ten film chwyci za serce i że nie będzie to kolejna rozrywkowa zapchajdziura, tylko produkcja z klasą, nad którą trzeba trochę pomyśleć. Oczekiwania były zatem duże. Ba! Bardzo duże. Wycieczka na seans obowiązkowa.
Nadszedł w końcu TEN dzień. Zasiedliśmy z M. w kinie i podekscytowani odliczaliśmy ostatnie minuty do seansu. No i w końcu się zaczęło. A wrażenia z tego, co dane mi było wtedy zobaczyć, mogę opisać w samych ochach i achach, bo żadnych innych bardziej ambitnych słów mój umysł nie jest jednak w stanie wyprodukować. W filmie zachwycało mnie dosłownie wszystko. Poznana w trailerze przepiękna animacja, zarówno historii małego korposzczurka jak i wprost rewelacyjnie zrealizowana animacja Małego Księcia. Magiczna ścieżka dźwiękowa. Absurdalna, ale jakże prawdziwa, historia dorastania małej dziewczynki, która dopiero dzięki poznanemu staruszkowi miała szansę odkryć, co to znaczy być dzieckiem. I świetnie wpleciona w główną historię opowieść o tajemniczym jasnowłosym chłopcu.
A potem pojawił się szpital, poszukiwania Małego Księcia i coś się popsuło. Zniknęła gdzieś magia Małego Księcia. W ogóle zniknął Mały Książę. I chociaż pojawia się tam w swojej dorosłej postaci jako ślamazarny sprzątacz, i chociaż teraz to mała dziewczynka na nowo przebywa drogę, jaką przebył wcześniej Mały Książę z opowieści, to już nie jest to samo. Odniosłam trochę wrażenie, że producenci Małego Księcia nieco zbyt bardzo chcieli podążyć torami wyznaczonymi przez chociażby Pixara i umieścili w filozoficznej historii, która miała zmuszać do myślenia zbyt dużo sensacji i czystej rozrywki, czyli elementów, które w powieści de Saint-Exupery'ego wcale się nie liczą. Jednak chociaż odejście od pierwowzoru mocno kłuje w serce, to "drugą część" animacji też da się obejrzeć i jeśli rozpatrywać ją jako po prostu wykreowaną w umyśle małej dziewczynki podróż, jako jej starcie z brutalnym światem skupionym na przyziemnych rzeczach, a nie na tym, co tak naprawdę ważne, jej walkę o to, aby Mały Książę znów stał się Małym Księciem, a nie jakimś nic nieznaczącym panem Księciem, to generalnie rzecz biorąc nie jest aż tak źle i można powiedzieć, że produkcja Osborne'a wychodzi tu obronną ręką.
Mały Książę, chociaż okazał się nie być do końca tym, czego się po nim spodziewałam, mimo wszystko bardzo mi się podobał. Owszem, ciągle uważam, że jak na ekranizację Małego Księcia jest w nim stanowczo zbyt mało Małego Księcia (brakuje mi tu chociażby wędrówki po planetach, która w filmie może i była, ale w mocno okrojonej wersji, a jakby nie patrzeć jest to bardzo ważna podróż, jaką odbywa nasz mały bohater). Z drugiej strony, może mała ilość Małego Księcia w Małym Księciu wyszła mu na dobre? Bo przecież film Osborne'a bez wątpienia nie powtórzy losu wcześniejszych, raczej totalnie nieudanych, ekranizacji powieści de Saint-Exupery'ego. Wszystkie te wady i niedociągnięcia nie zmieniają jednak faktu, że jest to wciąż bardzo dobra, jeśli nie jedna z lepszych animacji, jaka kiedykolwiek powstała.
Cóż, może i nie wszystkim się ta wersja powieści spodoba. Jedni będą ją kochać, inni z kolei nienawidzić. Jedno jest jednak pewne. Ja na pewno będę do niej jeszcze wiele razy wracać.
http://www.impawards.com/ |
Nadszedł w końcu TEN dzień. Zasiedliśmy z M. w kinie i podekscytowani odliczaliśmy ostatnie minuty do seansu. No i w końcu się zaczęło. A wrażenia z tego, co dane mi było wtedy zobaczyć, mogę opisać w samych ochach i achach, bo żadnych innych bardziej ambitnych słów mój umysł nie jest jednak w stanie wyprodukować. W filmie zachwycało mnie dosłownie wszystko. Poznana w trailerze przepiękna animacja, zarówno historii małego korposzczurka jak i wprost rewelacyjnie zrealizowana animacja Małego Księcia. Magiczna ścieżka dźwiękowa. Absurdalna, ale jakże prawdziwa, historia dorastania małej dziewczynki, która dopiero dzięki poznanemu staruszkowi miała szansę odkryć, co to znaczy być dzieckiem. I świetnie wpleciona w główną historię opowieść o tajemniczym jasnowłosym chłopcu.
A potem pojawił się szpital, poszukiwania Małego Księcia i coś się popsuło. Zniknęła gdzieś magia Małego Księcia. W ogóle zniknął Mały Książę. I chociaż pojawia się tam w swojej dorosłej postaci jako ślamazarny sprzątacz, i chociaż teraz to mała dziewczynka na nowo przebywa drogę, jaką przebył wcześniej Mały Książę z opowieści, to już nie jest to samo. Odniosłam trochę wrażenie, że producenci Małego Księcia nieco zbyt bardzo chcieli podążyć torami wyznaczonymi przez chociażby Pixara i umieścili w filozoficznej historii, która miała zmuszać do myślenia zbyt dużo sensacji i czystej rozrywki, czyli elementów, które w powieści de Saint-Exupery'ego wcale się nie liczą. Jednak chociaż odejście od pierwowzoru mocno kłuje w serce, to "drugą część" animacji też da się obejrzeć i jeśli rozpatrywać ją jako po prostu wykreowaną w umyśle małej dziewczynki podróż, jako jej starcie z brutalnym światem skupionym na przyziemnych rzeczach, a nie na tym, co tak naprawdę ważne, jej walkę o to, aby Mały Książę znów stał się Małym Księciem, a nie jakimś nic nieznaczącym panem Księciem, to generalnie rzecz biorąc nie jest aż tak źle i można powiedzieć, że produkcja Osborne'a wychodzi tu obronną ręką.
Mały Książę, chociaż okazał się nie być do końca tym, czego się po nim spodziewałam, mimo wszystko bardzo mi się podobał. Owszem, ciągle uważam, że jak na ekranizację Małego Księcia jest w nim stanowczo zbyt mało Małego Księcia (brakuje mi tu chociażby wędrówki po planetach, która w filmie może i była, ale w mocno okrojonej wersji, a jakby nie patrzeć jest to bardzo ważna podróż, jaką odbywa nasz mały bohater). Z drugiej strony, może mała ilość Małego Księcia w Małym Księciu wyszła mu na dobre? Bo przecież film Osborne'a bez wątpienia nie powtórzy losu wcześniejszych, raczej totalnie nieudanych, ekranizacji powieści de Saint-Exupery'ego. Wszystkie te wady i niedociągnięcia nie zmieniają jednak faktu, że jest to wciąż bardzo dobra, jeśli nie jedna z lepszych animacji, jaka kiedykolwiek powstała.
Cóż, może i nie wszystkim się ta wersja powieści spodoba. Jedni będą ją kochać, inni z kolei nienawidzić. Jedno jest jednak pewne. Ja na pewno będę do niej jeszcze wiele razy wracać.
Komentarze
Prześlij komentarz